Prolog
Leżałam na łóżku w domku mojego dziadka, w Obozie Herosów. Mieszkał tu kiedyś mój ojciec, ale nie często. Zwykle zwiedzał Stany, i resztę świata. Choć dla mnie to dobrze dzięki temu poznał moją matkę. Pewnie teraz się zastanawiacie: "Ale o co chodzi?". No więc wszystko wyjaśnię jestem Diana di Angelo córka Nico di Angelo syna Hadesa i Martiny di Angelo córki Hekate i maga 1 nomu. Zwykle mieszkam z rodzicami i bratem w Nowym Jorku. Mamy mieszkanie na Manhattanie, dość spore bo każde z nas ma własny pokój. Rodzice zastanawiali się czy zamieszkać w Nowym Rzymie ale to nie było dla niech i dobrze. Zbyt dużo dyscypliny. Teraz są wakacje więc ja i Marco mieszkamy w obozie. Matka jest asystentką Chejrona pomaga herosom w doskonaleniu ich talentów i umiejętności bojowych, ciągle powtarza, że: "Niewolno nam polegać na jednym rodzaju broni."...
Zerwałam się z łóżka kiedy usłyszałam dźwięk konchy. Pobiegłam obok boiska do siatkówki i zgarnęłam Marco. Rodzice siedzieli przy stoliku Hadesa, rozmawiali z Percy'im i Annabeth Jackson. Co znaczyło że wakacje oficjalnie się zaczęły i do obozu wpadnie cała siódemka ze swoimi dziećmi. Pomachałam Sally, córce Jacksonów, była ode mnie młodsza o 3 lata zatem w wieku Marco. Zauważyłam też Jacoba Grece'a i jego siostrę bliźniaczkę Mia'e - po 10 lat. Moja kuzynka Ava Zhank -15- i malutki Tom w rękach mojej ciotki Hazel. Miał niecały rok i uczył się powoli chodzić. Leo i Calypso też się pojawili siedzieli już przy stole przygotowanym dla bohaterów i ich rodzin. Mijała kolejna rocznica pokonania Gai. Sama nie wiem która.
...
To nie jest teraz ważne. To był tylko mały wstęp mojego życia. Istotne jest to, że:
...
To nie jest teraz ważne. To był tylko mały wstęp mojego życia. Istotne jest to, że:
- musicie poznać moją matkę i choć część tego kim jest,
- jak spotkała ojca,
- co między nimi zaszło (fuuuuuj)
Rozdział 1
Martina
Przewróciłam się z boku na bok, spałam tak dobrze. Nagle ktoś postanowił postawić mnie na nogi. Kochany Kaspian. Kuzynek co poza mną świata nie widzi. Chociaż on mnie rozumie, dzielimy wspólną klątwę...
- Pora wstawać śpiąca królewno. - krzyknął mi do ucha po czym ściągnął ze mnie kołdrę. - Pani pretor powinna wstawać wcześnie.
- Tak - uniosłam się z nad poduszki. - a pan pretor powinien szanować sen swojej współpracowniczki zwłaszcza jeśli jest jego kuzynką. Toteż pozwól mi się ubrać i zaraz przyjdę nadzorować trening.
- Nie zalewasz?
- Nie!
- I przyjdziesz? Bo jeśli nie to przyślę armie!
- Precz mi z oczu! - Rzuciłam mu poduszką w twarz, po chwili wyszedł.
- Witajcie w Rzymie, herosi. - Zwróciła się do nas. - Wiem, nie spodziewaliście, że spotkacie tu półbogów. Jestem Martina, córka Hekate i pretor Legio VI Victrix - Legionu Zwycięzców, a to mój kuzyn - Kaspian syn Apolla augur i pretor.
- Skąd...? - Spróbował zapytać Jason, kiedy Martina mu przerwała.
- Wiem, kim jesteście Jasonie Grace? Bogowie podarowali mi talent poznania myśli ludzi, półbogów i wszystkich żyjących stworzeń. Stąd wiem też, że to wy wypełniliście przepowiednie Siedmiorga. Takich bohaterów trzeba powitać specjalnie, więc chce zaprosić Was do Legionu na ucztę na Waszą cześć. Jeśli tylko się zgodzicie.
My spojrzeliśmy po sobie i odparliśmy chórem.
- Zgoda!
Wstałam i poszłam pod prysznic, ubrałam dżinsowe szorty i fioletową bokserkę z nadrukiem SPQR. Mieszkałam w Legio VI Victrix - Legionie 6 - Zwycięzców. Walczył w nim dziadek mój i Kaspiana, później mój ojciec. Przez całe jego istnienie siedzibę miał we Włoszech, konkretnie pod Rzymem.
Włosy związałam w koński ogon na czubku głowy. Zabrałam swoje dwa miecze: Buio (Ciemny) ze Stygijskiego Żelaza i Luce (jasny) z Cesarskiego Złota. Owinęłam się pretorskim płaszczem i wyszłam z pokoju.
...
Nico
Siedziałem na maszcie jak zwykle. Ci na dole wymyślili zwiedzanie. Jakby nie wystarczyło im to jak tu byli 3 lata temu. Chociaż... Hanzel zależało, chciała zobaczyć jak wyglądają Włochy. Kiedy lecieliśmy nad lasem myślałem, że coś zobaczyłem. Zdawało ci się - powiedziałem sobie.
- Ej ty na maszcie! Ktoś musi nas przewodzić po mieście! - zawołał Jason, byliśmy kumplami. Znał moją tajemnicę sprzed lat. Od śmierci Bianci tego nie czułem, zastąpiło to zwątpienie i wstyd.
Koniec, czas założyć maskę uśmiechu. Pojawiłem się na pokładzie obok Hazel, moja siostra lekko się do mnie przytuliła. Podszedłem do dziobu żeby się rozejrzeć.
- Leo, wysadzisz nas na północ od Watykanu. Potem... Spacerem do Koloseum...
- To nie za daleko?
- Ej ty na maszcie! Ktoś musi nas przewodzić po mieście! - zawołał Jason, byliśmy kumplami. Znał moją tajemnicę sprzed lat. Od śmierci Bianci tego nie czułem, zastąpiło to zwątpienie i wstyd.
Koniec, czas założyć maskę uśmiechu. Pojawiłem się na pokładzie obok Hazel, moja siostra lekko się do mnie przytuliła. Podszedłem do dziobu żeby się rozejrzeć.
- Leo, wysadzisz nas na północ od Watykanu. Potem... Spacerem do Koloseum...
- To nie za daleko?
- Tak,... No dobra Forum Romanum, potem 2 godziny na zwiedzanie. Spotykamy się pod statkiem.
- Okej, - Leo zaczepił statek o jeden z dachów. - Hazel, działaj.
Dziewczyna zamknęła oczy poczułem jak Mgła wokoło nas gęstnieje.
- Już, gotowe.
Było nas w sumie dziewięcioro. Siedmioro, ja i Kalipso. Wpadli na pomysł wyjazdu zaraz po tym jak Leo ją uratował z Ogygii. Wszyscy się rozeszli, ja siedziałem w jednej z kafejek.
Usiedliśmy na ławce przed jedną z ruin. Kaspian szarpnął struny a ja zaczęłam śpiewać.
- Okej, - Leo zaczepił statek o jeden z dachów. - Hazel, działaj.
Dziewczyna zamknęła oczy poczułem jak Mgła wokoło nas gęstnieje.
- Już, gotowe.
Było nas w sumie dziewięcioro. Siedmioro, ja i Kalipso. Wpadli na pomysł wyjazdu zaraz po tym jak Leo ją uratował z Ogygii. Wszyscy się rozeszli, ja siedziałem w jednej z kafejek.
...
Martina
Jak co dzień po ćwiczeniach pojechaliśmy na Forum. Kaspian jako syn Apolla zał się na muzyce. Ja przy nim też się nauczyłam. On brał gitarę, ja śpiewałam. Ostatnio miałam sny w których pewna dziewczyna śpiewała piosenkę, spisałam jej tekst i ułożyłam muzykę z moim kuzynem.Usiedliśmy na ławce przed jedną z ruin. Kaspian szarpnął struny a ja zaczęłam śpiewać.
...
Nico
Wszyscy się już zebrali, staliśmy przy ruinach. Piper wsłuchała się w śpiew młodej Włoszki. Śpiewała coś co kiedyś gdzieś słyszałem, jakby we śnie. Patrzyłem na nią, nagle wymówiła słowa które tak zatarły się w mojej pamięci: "Ma Nico mio caro". Tak wypowiadała to Bianka. Dziewczyna spojrzał mi w oczy, jej wzrok świdrował mnie jakby czytała mi w myślach.Rozdział 2
Martina
Kiedy skończyłam śpiewać mój kuzyn wstał z ławki.
- Kupie nam kawy. Espresso?
- Ehem. - i odszedł.
Ja wpatrywałam się w grupę turystów w wieku podobnym do "mojego". Jeden chłopak przyglądał mi się już od dłuższej chwili. To dało mi okazje spojrzeć w jego myśli, znałam go na wylot. To co krył w sobie było intrygujące. Jego uczucia były tak stłumione jak nigdy u nikogo, komu wyczytałam emocje.
Widziałam jak jeden z jego przyjaciół, niebieskooki blondyn którego umysł też już poznałam, podchodzi do niego. Wysoki syn Jupitera trącił go ramieniem. Spytał się go o to na co tak patrzy. Tamten - Nico - tylko na niego zerknął i odpowiedział po włosku "Per Niente" [Na nic]. Blondyn widocznie nie zrozumiał, bo zrezygnował i odwrócił się do reszty. Do mnie podszedł Kaspian z kawą dla siebie i dla mnie. Wzięłam od niego kubeczek na wynos i napiłam się trochę. Zebrałam też pieniądze które ludzie nam rzucali. Kiedy mój "braciszek" zauważył że i jak i tamten chłopak co jakiś czas rzucamy sobie spojrzenia lekko wskazał tam głową ja odpowiedziałam krótko.
- Sono come noi... [Oni są jak my]
- Kupie nam kawy. Espresso?
- Ehem. - i odszedł.
Ja wpatrywałam się w grupę turystów w wieku podobnym do "mojego". Jeden chłopak przyglądał mi się już od dłuższej chwili. To dało mi okazje spojrzeć w jego myśli, znałam go na wylot. To co krył w sobie było intrygujące. Jego uczucia były tak stłumione jak nigdy u nikogo, komu wyczytałam emocje.
Widziałam jak jeden z jego przyjaciół, niebieskooki blondyn którego umysł też już poznałam, podchodzi do niego. Wysoki syn Jupitera trącił go ramieniem. Spytał się go o to na co tak patrzy. Tamten - Nico - tylko na niego zerknął i odpowiedział po włosku "Per Niente" [Na nic]. Blondyn widocznie nie zrozumiał, bo zrezygnował i odwrócił się do reszty. Do mnie podszedł Kaspian z kawą dla siebie i dla mnie. Wzięłam od niego kubeczek na wynos i napiłam się trochę. Zebrałam też pieniądze które ludzie nam rzucali. Kiedy mój "braciszek" zauważył że i jak i tamten chłopak co jakiś czas rzucamy sobie spojrzenia lekko wskazał tam głową ja odpowiedziałam krótko.
- Sono come noi... [Oni są jak my]
Ciemno włosy który dotąd wpatrywał się we mnie z dziwnym wyrazem twarzy, jakby wyczytał moje słowa z ruchu warg. Złapał za ramię ciemno skórą dziewczynę która stała obok niego i szepnął jej coś do ucha. Ona spojrzała na nas i zaczęła powtarzać reszcie to co usłyszała.
My ruszyliśmy przed siebie, musiałam wyrzucić papierową filiżankę po kawie. Przepchnęłam się przez grupę herosów.
- Scusate.
Oni spojrzeli na mnie lekko zdziwieni. Miałam świadomość że wiedzą kim jestem. Wróciłam do Kaspiana.
- Wracajmy do Legionu.
- Eee, Martina... Może lepiej zajmijmy się tym. - Wskazał na potwora który biegł w naszą stronę.
My ruszyliśmy przed siebie, musiałam wyrzucić papierową filiżankę po kawie. Przepchnęłam się przez grupę herosów.
- Scusate.
Oni spojrzeli na mnie lekko zdziwieni. Miałam świadomość że wiedzą kim jestem. Wróciłam do Kaspiana.
- Wracajmy do Legionu.
- Eee, Martina... Może lepiej zajmijmy się tym. - Wskazał na potwora który biegł w naszą stronę.
Nico
Ta para wydawała mi się znajoma. Jakbym już kiedyś ich gdzieś zobaczył. Kiedy byłem mały widziałem kogoś podobnego. Teraz liczyło się to że słyszałem słowa tej dziewczyny coś o Legionie i tym że jesteśmy jak oni. Do tego pojawił się ten potwór - Lew Nemejski. Miałem już chwytać miecz kiedy tamten chłopak wyciągnął łuk, wysoka dziewczyna wyjęła dwa długie miecze, jeden z cesarskiego złota, a drugi - co mnie zdziwiło - ze stygijskiego żelaza. Na dłonie zaciągnęła rękawiczki, były dziwne, za miast palców miały wstawione złote pazury. To było trofeum, musiała już nie raz walczyć z takim potworem. Zanim się obejrzałem skoczyła na niego, lew zaryczał, łucznik wystrzelił kilka strzał na raz, nie widziałem żadnego chłopaka który strzelał z taką celnością i szybkością jak Łowczynie. Długowłosa wbiła lwu pazury i rozcięła jego skórę. My patrzyliśmy na to z wrażeniem. Nawet Percy który pokonał już kiedyś tę bestie patrzył z zapartym tchem. Para atakowała dalej, dziewczyna cięła skórę potwora aż na jego ciele powstały rany wystarczające by mogła wbić w niego miecze. Lew padł jego ciało rozsypało się w pył, pozostała tylko wysoka dziewczyna która teraz patrzyła się na nas wyraźnie zadowolona, stojąc na lwiej skórze którą przerzuciła sobie przez ramie jak płaszcz pretorski.- Witajcie w Rzymie, herosi. - Zwróciła się do nas. - Wiem, nie spodziewaliście, że spotkacie tu półbogów. Jestem Martina, córka Hekate i pretor Legio VI Victrix - Legionu Zwycięzców, a to mój kuzyn - Kaspian syn Apolla augur i pretor.
- Skąd...? - Spróbował zapytać Jason, kiedy Martina mu przerwała.
- Wiem, kim jesteście Jasonie Grace? Bogowie podarowali mi talent poznania myśli ludzi, półbogów i wszystkich żyjących stworzeń. Stąd wiem też, że to wy wypełniliście przepowiednie Siedmiorga. Takich bohaterów trzeba powitać specjalnie, więc chce zaprosić Was do Legionu na ucztę na Waszą cześć. Jeśli tylko się zgodzicie.
My spojrzeliśmy po sobie i odparliśmy chórem.
- Zgoda!
Martina
Kaspian przyprowadził razem z Leonem i Kalipso statek. Ja przyprowadziłam resztę gości do Legionu. Na ich twarzach widziałam coś między podziwem a zdziwieniem. Ava zaprowadziła ich do rezydencji dla gości. Ja pobiegłam do swojego pokoju, w mieście Senatu i ubrałam się w togę. Siedziałam na swoim tronie, w Senacie. Kaspian właśnie przyszedł i Senatorowie też zaczęli się schodzić. Goście siedzieli w loży przygotowanej dla nich. Ja i Kaspian przewodniczyliśmy zebraniu na którym oficjalnie powitaliśmy naszych gości. Powiadomiłam senatorów i rozkazałam przygotować się do uczty.Rozdział 3
Nico
Siedziałem w pokoju, dostałem go na czas naszych wakacji tu. Tylko coś mi nie pasowało, tu było za wygodnie, nie był w moim stylu. Dostaliśmy czyste togi w których mieliśmy iść na kolacje. Byłem zadowolony gdy pretor kazała znaleźć dla mnie czarną togę. Zawinąłem się w nią, leżała dobrze. Zostawiłem miecz, bo na terenie miasta Senatu broń jest zakazana, i wyszedłem poszukać Hazel. Moja siostra właśnie wyszła ze swojego pokoju w swojej todze, była ciemna, ale nie tak jak moja, jej połyskiwała złotem i szlachetnymi kamieniami.
Po półgodzinie wszyscy byliśmy gotowi do kolacji, każdy z nas ubrany był w inną togę. Jason - granatową, Annabeth - jasno fioletową, Piper - różowoczerwoną. Frank miał na sobie krwisto czerwoną togę z fioletowym obszyciem, przypiął do niej swoją pretorską odznakę Nowego Rzymu. Kalipso założyła grecki chiton, Leo zwracał na siebie uwagę jaskrawo pomarańczową togą, a Percy morską... Odwróciłem wzrok, znów poczułem wstyd, i wstręt do samego siebie.
Dotarliśmy na ucztę kiedy część legionistów już zajmowała swoje miejsca. Tuż przed nami pojawił się ten wysoki pretor. Jak on się nazywał...? Kaa... Kaspian, to był Kaspian.
- Miło mi Was widzieć, moja kuzynka za chwilę się zjawi. Do tego czasu, ja będę się Wami opiekował. Chodźcie za mną. - oznajmił. My robiliśmy co kazał. Ciągle dręczyło mnie uczucie że go znam.
Martina
Byłam już spóźniona. Ubrałam się w swoją najlepszą togę, purpurowo-czerwoną z czarnymi zdobieniami. Na związane w kok włosy nałożyłam złoty wieniec laurowy.
Na moim ramieniu widać było tatuaż, dwie pochodnie skrzyżowane ze sobą. Wyszłam z pokoju, i szybkim tempem ruszyłam na ucztę. Kiedy już dotarłam, powitałam wszystkich i usiadłam na kanapie obok Kaspiana. Słyszałam śmiechy naszych legionistów, gości. prze moją głowę przemknęła myśl, że też chciałam bym być taka jak oni - szczęśliwa. Gdyby tylko nie było tej klątwy. Nie myśl o tym! - upomniałam się w duchu. Podeszła do mnie Oktavia z Mirą, mała nie chciała pójść spać. Znalazłam ją jako niemowlę, jej matka ją porzuciła. Wiedziałam od początku, że jest półboginią. Wzięłam ją na kolana. Ona pomachała do wszystkich.
- Kto to? - szepnęła do mnie.
- Nasi goście. - odszepnęłam.
- Cześć goście! - na ich twarzach pojawiły się uśmiechy. Przywitali się z nią, mała wyglądała na zadowoloną. - Pouczysz mnie walczyć?
- Chcesz walczyć? Coś mi się nie wydaje. Jesteś jeszcze za mała...
- Ale silna, widzisz? - naprężyła rączkę.
- To na pewno, ale nie dziś, jeszcze nie. Zanim znajdziesz sobie broń ustal, co potrafisz. Kiedy okaże się kto jest twoim tatą wtedy ustalimy jak trzeba cię trenować. - Powiedziałam patrząc jej w oczy.
- To idę nakarmić Hurricane'a.
- Idź, ale uważaj, jest silny.
- Wiem, wiem. - Pobiegła do zagrody, znaleźć mojego pegaza.
- Hurricane? - zapytał Jason.
- Mój pegaz. Ona uwielbia się z nim bawić.
- Cześć! - pomachała mi.
- Hej, jak się na niego wdrapałaś?
- Zawołał mnie. - powiedziała z dumą. Pogłaskała karego konia i zbliżyli się.
- Chwila, rozumiesz go? Mówiłaś już komuś o tym?
- Nikt nie pytał. Pomożesz mi zejść? - Wziąłem ją na ręce. Ku mojemu zdziwieniu Hurricane nie zareagował na mnie jak inne pegazy. Tylko spojrzał na mnie spokojnie.
- Powiedz o tym Martinie.
- Kto to? - szepnęła do mnie.
- Nasi goście. - odszepnęłam.
- Cześć goście! - na ich twarzach pojawiły się uśmiechy. Przywitali się z nią, mała wyglądała na zadowoloną. - Pouczysz mnie walczyć?
- Chcesz walczyć? Coś mi się nie wydaje. Jesteś jeszcze za mała...
- Ale silna, widzisz? - naprężyła rączkę.
- To na pewno, ale nie dziś, jeszcze nie. Zanim znajdziesz sobie broń ustal, co potrafisz. Kiedy okaże się kto jest twoim tatą wtedy ustalimy jak trzeba cię trenować. - Powiedziałam patrząc jej w oczy.
- To idę nakarmić Hurricane'a.
- Idź, ale uważaj, jest silny.
- Wiem, wiem. - Pobiegła do zagrody, znaleźć mojego pegaza.
- Hurricane? - zapytał Jason.
- Mój pegaz. Ona uwielbia się z nim bawić.
Nico
Zjadłem niewiele, wstałem i postanowiłem się przejść. Przystanąłem przy zagrodzie, stało tam kilka jednorożców. Między nimi pasł się czarny, zimnokrwisty pegaz. Domyśliłem się że to właśnie Hurricane. Na jego grzbiecie, siedziała ta mała dziewczynka. Zdziwiłem się, biegła tam sama, więc jak dostała się na wierzchowca.- Cześć! - pomachała mi.
- Hej, jak się na niego wdrapałaś?
- Zawołał mnie. - powiedziała z dumą. Pogłaskała karego konia i zbliżyli się.
- Chwila, rozumiesz go? Mówiłaś już komuś o tym?
- Nikt nie pytał. Pomożesz mi zejść? - Wziąłem ją na ręce. Ku mojemu zdziwieniu Hurricane nie zareagował na mnie jak inne pegazy. Tylko spojrzał na mnie spokojnie.
- Powiedz o tym Martinie.
Rozdział 4
Nico
Ostatnie dni były... ciekawe... Kiedy odprowadziłem Mirę, opowiedziała Martinie co się stało. Ona tylko spojrzała w jej oczy, potem w moje by się upewnić. Mogę przyznać, że dosłownie widziałem tryby w jej głowie. Wstała i wzięła małą na ręce.
- Percy Jacksonie, przedstawiam ci twoją młodszą siostrę. - Nad głową dziewczynki zapłonął zielony trójząb, znak Posejdona, Neptuna jeśli woli się łacinę. Nie jestem pewny jak można nazwać mimikę Jacksona, wiem jednak że to było coś między zdziwieniem, a możliwe że smutkiem, ale nie dałbym sobie głowy uciąć. Kilka dni później, kiedy postanowiłem zajrzeć na cmentarz, zauważyłem Martine i przysiągłbym, że z kimś rozmawiała, ale gdy podszedłem bliżej zobaczyłem tylko ją. Teraz siedziałem na małym placu treningowym, znajdował się na wzgórzu w lesie. Stała tam kukła, wstałem i zacząłem uderzać w nią mieczem. Nie zwracałem uwagi na otoczenie.
- To chyba nie jest godny przeciwnik. Spróbuj walczyć z kimś ze swojej ligi. - odezwał się głos za mną. To była pretor.
- Tak? Ciekawe z kim?
- Choćby ze mną.
- Dobra, ale jeśli wygram to powiesz mi z kim rozmawiałaś wczoraj na cmentarzu.
- A co widziałeś?
- Właśnie nic, ale słyszałem. Niezbyt dużo, ale zawsze...
- OK, jak wygrasz to ci powiem.
Staliśmy na przeciw siebie. Wyciągnęliśmy miecze. Oboje walczyliśmy stygijskim żelazem. Nasze miecze się starły, byłem zaskoczony bo nie podejrzewałem jej o taką siłę. Na jej twarzy pojawił się uśmiech, muszę przyznać, że było w niej coś ciekawego. Natarłem na nią, ona uskoczyła i odparowała mi. Walczyliśmy tak już prawie 20 minut, żadne nie chciało odpuścić.
- No, walczysz nieźle, jak na dziewczynę. - chciałem ją sprowokować.
- Miałam ci powiedzieć to samo. - kopnęła mnie w pierś, przewracając na ziemię zabrała mi miecz.
- Cios poniżej pasa!
Wbiła nasz miecze tuż nad moimi ramionami i oparła się o nie.
- Liczy się. Wygrałam! - podała mi rękę, złapałem ją i podniosłem się.
- Wygrałaś.
Martina
- Muszę przyznać jesteś dobry. Ja na takiego nowicjusza.
- Nowicjusza? Ja? Walczę od 10 roku życia.
- Wiem, to daje 10 lat. Ja walczę od 2055 lat. Przebij to!
Tu zachrypnął się.
- Ilu?
- Tylu. Zdaje się czy chciałeś o coś zapytać. - Usiadłam na ławce i poklepałam miejsce obok siebie. - Pytaj.
- No dobra... - Usiadł i podrapał się po karku zakłopotany. - Ok, miałem zamiar zapytać o ten cmentarz, ale 2055 lat?
- To dłuższa historia, ale jeśli chcesz. Ja i Kaspian urodziliśmy się w starożytności. Konkretnie w 50 roku przed waszą erą. Nasi rodzice pochodzili z Egiptu. Babcia była Egipcjanką, a dziadek Rzymski oficerem. Nasi rodzice byli bliźniętami. Kiedy ciotka była wystarczająco dojrzała (według ówczesnych standardów), miała zostać wydana za mąż, ale marzyła by zostać Łowczynią. Artemida jej odmówiła. Ta załamana prosiła bogów o pomoc, nie chciała wychodzić za mąż. Pewnego dnia spotkała Apolla, który spodobał jej się od razu. W tym czasie, Hekate upodobała sobie mojego ojca, miał silne więzi z magią przez Egipskich przodków. Potem ciąża Matki Kaspiana - Dianapo egipsku bogini - wyszła na jaw. Zaręczyny zerwane, kłótnie, pojedynki. Urodził się mój kuzyn, jego matka nie przeżyła porodu. Ojciec przyjął go jako swojego syna, kiedy matka przysłała posłańca, który mnie przyniósł. Kiedy mieliśmy po 15 lat objawili nam się nasi Boscy Rodzice. Powiedzieli nam kim jesteśmy. Babcia - Dama - uczyła nas o bogach Egiptu, a dziadek - Marek Martinus - opowiadał mity greckie i rzymskie. Jesteśmy potomkami dwóch mitologi... To nie spodobało się Zeusowi, kazał Hebe przekląć nas. Żebyśmy przez wieczność męczyli się na ziemi. Wieczna młodość to najgorsza klątwa. Jeśli chodzi o cmentarz to jest związane z Egiptem. - Wyjaśniłam mu na czym polega bycie magiem, czym jest Dom Życia i ścieżka bogów. - Idę ścieżką Anubisa, on jest bogiem śmierci i prowadzi duszę przed oblicze Ozyrysa, na Sąd Ostateczny. To chyba twoje klimaty. - Uśmiechnęłam się.
Wow... Nie wiem co powiedzieć, ale tak to moje klimaty. - kąciki jego ust lekko się podniosły. - Przez tyle lat musiałaś się na zwiedzać.
- Tak, widziałam całą Europe, prze 200 lat mieszkałam w Egipcie. Trochę w Azji. Sprzedać ci ciekawostkę?
- Nic mnie dziś nie zdziwi.
- Anubis i twój ojciec podarowali mi dar władzy nad cieniem. - Wstałam i przeniosłam się na drugą stronę ławki.
- Wpadnę w kompleksy jeśli okaże się, jeszcze ktoś ma taką władzę.
- Nikt.
Resztę dnia opowiadałam mu o tym co mnie spotkało w życiu. Kilka razy jeszcze powalczyliśmy a później każde poszło w swoją stronę.
- To chyba nie jest godny przeciwnik. Spróbuj walczyć z kimś ze swojej ligi. - odezwał się głos za mną. To była pretor.
- Tak? Ciekawe z kim?
- Choćby ze mną.
- Dobra, ale jeśli wygram to powiesz mi z kim rozmawiałaś wczoraj na cmentarzu.
- A co widziałeś?
- Właśnie nic, ale słyszałem. Niezbyt dużo, ale zawsze...
- OK, jak wygrasz to ci powiem.
Staliśmy na przeciw siebie. Wyciągnęliśmy miecze. Oboje walczyliśmy stygijskim żelazem. Nasze miecze się starły, byłem zaskoczony bo nie podejrzewałem jej o taką siłę. Na jej twarzy pojawił się uśmiech, muszę przyznać, że było w niej coś ciekawego. Natarłem na nią, ona uskoczyła i odparowała mi. Walczyliśmy tak już prawie 20 minut, żadne nie chciało odpuścić.
- No, walczysz nieźle, jak na dziewczynę. - chciałem ją sprowokować.
- Miałam ci powiedzieć to samo. - kopnęła mnie w pierś, przewracając na ziemię zabrała mi miecz.
- Cios poniżej pasa!
Wbiła nasz miecze tuż nad moimi ramionami i oparła się o nie.
- Liczy się. Wygrałam! - podała mi rękę, złapałem ją i podniosłem się.
- Wygrałaś.
Martina
- Muszę przyznać jesteś dobry. Ja na takiego nowicjusza.
- Nowicjusza? Ja? Walczę od 10 roku życia.
- Wiem, to daje 10 lat. Ja walczę od 2055 lat. Przebij to!
Tu zachrypnął się.
- Ilu?
- Tylu. Zdaje się czy chciałeś o coś zapytać. - Usiadłam na ławce i poklepałam miejsce obok siebie. - Pytaj.
- No dobra... - Usiadł i podrapał się po karku zakłopotany. - Ok, miałem zamiar zapytać o ten cmentarz, ale 2055 lat?
- To dłuższa historia, ale jeśli chcesz. Ja i Kaspian urodziliśmy się w starożytności. Konkretnie w 50 roku przed waszą erą. Nasi rodzice pochodzili z Egiptu. Babcia była Egipcjanką, a dziadek Rzymski oficerem. Nasi rodzice byli bliźniętami. Kiedy ciotka była wystarczająco dojrzała (według ówczesnych standardów), miała zostać wydana za mąż, ale marzyła by zostać Łowczynią. Artemida jej odmówiła. Ta załamana prosiła bogów o pomoc, nie chciała wychodzić za mąż. Pewnego dnia spotkała Apolla, który spodobał jej się od razu. W tym czasie, Hekate upodobała sobie mojego ojca, miał silne więzi z magią przez Egipskich przodków. Potem ciąża Matki Kaspiana - Diana
Wow... Nie wiem co powiedzieć, ale tak to moje klimaty. - kąciki jego ust lekko się podniosły. - Przez tyle lat musiałaś się na zwiedzać.
- Tak, widziałam całą Europe, prze 200 lat mieszkałam w Egipcie. Trochę w Azji. Sprzedać ci ciekawostkę?
- Nic mnie dziś nie zdziwi.
- Anubis i twój ojciec podarowali mi dar władzy nad cieniem. - Wstałam i przeniosłam się na drugą stronę ławki.
- Wpadnę w kompleksy jeśli okaże się, jeszcze ktoś ma taką władzę.
- Nikt.
Resztę dnia opowiadałam mu o tym co mnie spotkało w życiu. Kilka razy jeszcze powalczyliśmy a później każde poszło w swoją stronę.
Rozdział 5
Martina
Po dniu spędzonym z Nico szybko zasnęłam. Następnego dnia obudziłam się wcześnie rano. Tego dnia nie poszliśmy z Kaspianem do miasta. Musiał odprawić rytuały, mieliśmy kilku nowych rekrutów. Na dworze było ciepło, ale pochmurno, więc ubrałam na siebie jeansowe szorty, bokserkę z napisem SPQR. Wsunęłam wojskowe buty, a włosy spięłam w niedbały kok.. Tego dnia miałam nadzorować trening, na wieczór zaplanowane były manewry. Wybiegłam z pokoju. Zjadłam śniadanie w kafejce w Mieście Senatu. Po godzinie uczyłam walki nowicjuszy. Monotonne powtarzanie słów: "Szarża, cios, unik, szarża cios, skłon", sprawiło, że miałam ochotę uciec stąd jak najdalej. Tyle lat bycia pretorem zmęczyło mnie. Chciałam dać temu spokój, odejść. Najlepiej umrzeć, niż przez kolejne wieki tak żyć. Po treningu zjadłam małą drożdżówkę. Przeniosłam się cieniem do centrum miasta. Usiadłam w małej kafejce, na chwile chciałam zapomnieć o wszystkim. Nie udało mi się.
- Jesteś pewny Hadesie? Od 1500 lat mi to obiecujesz. - powiedziała nieznana mi bogini.
- Moja droga, jestem twoim przyjacielem. Jak mógłbym cie okłamać. - odrzekł mój ojciec. Do dyskusji wtrąciła się Persefona.
- Hekate, jesteś chyba jedyną która może powiedzieć, że mój mąż jest słowny.
- Koro, wiem jaki jest Hades. Tak, wiele już zrobił dla mnie, ja też się mu odwdzięczałam. My władcy podziemia musimy trzymać się razem, ale miałeś pomóc mojej córce w zdjęciu klątwy. Ona wykonała swoją część umowy. Kiedy każde z twoich półboskich dzieci było jeszcze w kołysce, to ona stała na straży, to ona zabijała wrogów czyhających na ich życia. - po słowach wypowiedzianych przez boginię rozdroży byłem zdezorientowany, ale poczułem, że już wiem dlaczego ich twarze były tak znajome. Przebudziłem się, tej nocy nie miałem już snów.
Kiedy w końcu postanowiłem wstać była już 11. Założyłem czarne rurki, koszulkę i bluzę z kapturem. Na nogi wciągnąłem stare trampki i cieniem przeniosłem się do miasta. Zaszedłem do małej kawiarenki, zjeść coś i wypić kawę, tak przysiadłem się do stolika przy którym siedziała moja znajoma pogrążona w swoich myślach, i tylko bogowie raczą wiedzieć o czym marzyła.
- Nie śpij, bo cie okradną. - powiedziałem odciągając od niej filiżankę z cappuccino.
- Nie martw się, umiem sama się sobą zająć.
- W to nie wątpię. Co tu robisz, o ile wiem pretor jest ciągle zajęty, musi chodzić w pelerynie. Wysłuchiwać senatorów, etc. A ty siedzisz tu, popijasz kawkę, nie ładnie.
- Och, jak mniemam do tej pory miałeś mnie za grzeczną i przykładną dziewczynkę, co? - uśmiechnęła się i rzuciła mi wyzywające spojrzenie. - A tak na poważnie, mam dość obowiązku, tak powiedziałam, dość!
- I znów nie wiem co ci odpowiedzieć. Mów dalej. - lekko odwzajemniłem uśmiech.
- Co mam powiedzieć? Może, że mam ochotę uciec jak najdalej? Bo tak właśnie jest. Czasami czuję się jak zwierze w za ciasnej klatce. Wszyscy myślą, że ta władza to zaszczyt, a to przede wszystkim obowiązek.
Milczeliśmy dłuższą chwilę. Nagle zauważyłem, Percy'ego i Annabeth, szli do stronę kafejki w której ja i Martina siedzieliśmy. Ona chyba też ich zauważyła bo zrobiła dość zabawną minę.
- Wiesz Nico, może lepiej się stąd wymknąć. Domyślasz się reakcji innych? - nie musiała dwa razy powtarzać. Nie musi to być prawdziwa randka, ale jeśli znajomi widzą cię z kimś w kafejce bez innych znajomych od razu mają dziwne podejrzenia.
- Masz stuprocentową racje.
- Wiem, znikaj. - cień mnie pochłoną, zastanawiałem się później czy ona tam została czy też znikła.
- No proszę, kto postanowił mnie zaszczycić swoją obecnością.
- Rozmawiałam z... - nie zdążyłam dokończyć bo mój duchowy przewodnik postanowił trochę mnie wkurzyć.
- chłopakiem? Nareszcie! Myślałem że wieczność będę cie miał na głowię. Na pewno się zakochałaś.
- Co? Nie, nigdy. Wiesz dobrze, że nie mam na to szans. Poza tym rozmawiałam z synem Hadesa, Nico'iem. - Była wściekła na boga umarłych.
- Jasne, powiedzmy, że wierzę.
- Czego ode mnie chciałeś? - zapytałam już zniecierpliwiona.
Anubis wyciągnął amulet ze swoim wizerunkiem.
- Nowy etap nauki o śmierci. Nie wielu magów może tego dostąpić. Ty zaczęłaś naukę w 1 nomie, ale dzięki temu, że teraz jesteś tutaj możesz spokojnie używać magi wskrzeszania.
- Odrodzenia? Przywracania do życia? Jesteś pewien?
- Tak, jesteś pierwszą która ma się tego uczyć. Przydzielę ci jeszcze kilku wojowników armii umarłych. Moich sług takich jak ten. - Wskazał na ziemię a podniósł się z niej wojownik - szakal. Założyłam amulet na ramie, automatycznie wchłonął się a na skórze został tatuaż. Potem Anubis wytłumaczył mi na czym polega wskrzeszanie. Ostrzegł by nie chwalić się tą mocą. Rzymscy i Egipscy bogowie mogą być odrobinę urażeni, że śmiertelniczka (choć wiecznie młoda) ma tak wielką moc. Kiedy zakończyliśmy trening magii ruszyłam do legionu. Po drodze widziałam Annabeth i Percy'ego, widocznie wracali do Legionu.
- Hej, - zwróciła się do mnie Ann. - Dzisiaj macie te manewry, prawda?
- Tak. - odpowiedziałam krótko.
- Zastanawialiśmy się czy nasza załoga też może wziąć udział.
- Oczywiście, miałam zamiar wam to zaproponować na kolacji.
Nico
Pół nocy nie mogłem zasnąć, myślałem nad jej historią. Kiedy zasnąłem przeniosłem się marzeniami sennymi do pałacu mojego ojca. Schowałem się za czarną kolumną i słuchałem rozmowy trzech osób.- Jesteś pewny Hadesie? Od 1500 lat mi to obiecujesz. - powiedziała nieznana mi bogini.
- Moja droga, jestem twoim przyjacielem. Jak mógłbym cie okłamać. - odrzekł mój ojciec. Do dyskusji wtrąciła się Persefona.
- Hekate, jesteś chyba jedyną która może powiedzieć, że mój mąż jest słowny.
- Koro, wiem jaki jest Hades. Tak, wiele już zrobił dla mnie, ja też się mu odwdzięczałam. My władcy podziemia musimy trzymać się razem, ale miałeś pomóc mojej córce w zdjęciu klątwy. Ona wykonała swoją część umowy. Kiedy każde z twoich półboskich dzieci było jeszcze w kołysce, to ona stała na straży, to ona zabijała wrogów czyhających na ich życia. - po słowach wypowiedzianych przez boginię rozdroży byłem zdezorientowany, ale poczułem, że już wiem dlaczego ich twarze były tak znajome. Przebudziłem się, tej nocy nie miałem już snów.
Kiedy w końcu postanowiłem wstać była już 11. Założyłem czarne rurki, koszulkę i bluzę z kapturem. Na nogi wciągnąłem stare trampki i cieniem przeniosłem się do miasta. Zaszedłem do małej kawiarenki, zjeść coś i wypić kawę, tak przysiadłem się do stolika przy którym siedziała moja znajoma pogrążona w swoich myślach, i tylko bogowie raczą wiedzieć o czym marzyła.
- Nie śpij, bo cie okradną. - powiedziałem odciągając od niej filiżankę z cappuccino.
- Nie martw się, umiem sama się sobą zająć.
- W to nie wątpię. Co tu robisz, o ile wiem pretor jest ciągle zajęty, musi chodzić w pelerynie. Wysłuchiwać senatorów, etc. A ty siedzisz tu, popijasz kawkę, nie ładnie.
- Och, jak mniemam do tej pory miałeś mnie za grzeczną i przykładną dziewczynkę, co? - uśmiechnęła się i rzuciła mi wyzywające spojrzenie. - A tak na poważnie, mam dość obowiązku, tak powiedziałam, dość!
- I znów nie wiem co ci odpowiedzieć. Mów dalej. - lekko odwzajemniłem uśmiech.
- Co mam powiedzieć? Może, że mam ochotę uciec jak najdalej? Bo tak właśnie jest. Czasami czuję się jak zwierze w za ciasnej klatce. Wszyscy myślą, że ta władza to zaszczyt, a to przede wszystkim obowiązek.
Milczeliśmy dłuższą chwilę. Nagle zauważyłem, Percy'ego i Annabeth, szli do stronę kafejki w której ja i Martina siedzieliśmy. Ona chyba też ich zauważyła bo zrobiła dość zabawną minę.
- Wiesz Nico, może lepiej się stąd wymknąć. Domyślasz się reakcji innych? - nie musiała dwa razy powtarzać. Nie musi to być prawdziwa randka, ale jeśli znajomi widzą cię z kimś w kafejce bez innych znajomych od razu mają dziwne podejrzenia.
- Masz stuprocentową racje.
- Wiem, znikaj. - cień mnie pochłoną, zastanawiałem się później czy ona tam została czy też znikła.
Martina
Kiedy Nico zniknął ja poszłam w jego ślady. Przeniosłam się w starszą część cmentarza, Anubis czekał tam na mnie oparty o stary nagrobek. Tablica głosiła że jej właściciel zmarł w 1867 roku. Możliwe że go znałam.- No proszę, kto postanowił mnie zaszczycić swoją obecnością.
- Rozmawiałam z... - nie zdążyłam dokończyć bo mój duchowy przewodnik postanowił trochę mnie wkurzyć.
- chłopakiem? Nareszcie! Myślałem że wieczność będę cie miał na głowię. Na pewno się zakochałaś.
- Co? Nie, nigdy. Wiesz dobrze, że nie mam na to szans. Poza tym rozmawiałam z synem Hadesa, Nico'iem. - Była wściekła na boga umarłych.
- Jasne, powiedzmy, że wierzę.
- Czego ode mnie chciałeś? - zapytałam już zniecierpliwiona.
Anubis wyciągnął amulet ze swoim wizerunkiem.
- Nowy etap nauki o śmierci. Nie wielu magów może tego dostąpić. Ty zaczęłaś naukę w 1 nomie, ale dzięki temu, że teraz jesteś tutaj możesz spokojnie używać magi wskrzeszania.
- Odrodzenia? Przywracania do życia? Jesteś pewien?
- Tak, jesteś pierwszą która ma się tego uczyć. Przydzielę ci jeszcze kilku wojowników armii umarłych. Moich sług takich jak ten. - Wskazał na ziemię a podniósł się z niej wojownik - szakal. Założyłam amulet na ramie, automatycznie wchłonął się a na skórze został tatuaż. Potem Anubis wytłumaczył mi na czym polega wskrzeszanie. Ostrzegł by nie chwalić się tą mocą. Rzymscy i Egipscy bogowie mogą być odrobinę urażeni, że śmiertelniczka (choć wiecznie młoda) ma tak wielką moc. Kiedy zakończyliśmy trening magii ruszyłam do legionu. Po drodze widziałam Annabeth i Percy'ego, widocznie wracali do Legionu.
- Hej, - zwróciła się do mnie Ann. - Dzisiaj macie te manewry, prawda?
- Tak. - odpowiedziałam krótko.
- Zastanawialiśmy się czy nasza załoga też może wziąć udział.
- Oczywiście, miałam zamiar wam to zaproponować na kolacji.
Rozdział 6
Martina
Już po dotarciu do Legionu, długo rozmawiałam z Ann. Mogę powiedzieć, że nawet się zaprzyjaźniłyśmy. Po rozdzieleniu się z nią, poszłam na kolację. Siedziałam u szczytu pretorskiego stołu z Kaspianem. Nasi goście siedzieli razem z nami. Miejsce obok mnie zajął Nico. Kiedy wszyscy się już zjawili, wstałam i zaczęłam "przemowę".
- Legioniści, dziś znów odbędą się manewry wojenne. Zasady są znane, ale ze względu na naszych gości zostaną przypomniane przez Kaspiana. - Mój kuzyn wstał i rozpoczął swoją niekończącą się opowieść.
- Mamy dwie fortyfikacje, dwie drużyny i jeden oddział ratunkowy. Kohorty I i II współdziałają z Percym Jacksonem, Annabeth Chase, Nico'iem di Angelo i Leonem Valdezem. Kalipso odmówiła udziału w ćwiczeniach, ale zobowiązała się do monitorowania się naszych działań z powietrza.
- Weźmiesz mojego pegaza. - szepnęłam bogince na ucho.
- Kohorta IV - kontynuował - zajmiecie się opieką nad rannymi, będziecie zbierać ich z pola bitwy. V i III z wami w drużynie są: Jason Grace, Piper McLean, Hazel Levesque i Frank Zhang. Oczywiście jak zwykle ja pilnuję żeby Kiara nikogo nie zabiła. - Centurionka przewróciła oczami. Po sali przebiegły śmiechy. Nagle wstałam.
- Skoro tak, Oktavia, Ava znajdźcie moją zbroję. Też się pobawię. - Nagle wstał Markus.
- Dobra, ale czy chcesz zajechać moją kohortę. - June pokiwała głową. Cały legion wiedział o moich powiązaniach z Egiptem. Odsłoniłam swój tatuaż i wszystkie śmiechy zamilkły. Markus z lekkim przerażeniem w oczach odpowiedział. - Wszystko jasne.
- Cieszę się, jedzcie, potrzebujecie sił. - Dokończył Kaspian i wszyscy usiedli. Ciszę przerwała Annabeth zwracając się do mnie.
- Jeśli dobrze zrozumiałam to będziesz w jednej drużynie z nami? - wskazała na siebie i Percy'ego.
- Tak, ktoś musi przyłożyć Kaspianowi, a jak nie ja to kto?
- Zobaczmy młoda. - Kaspian spojrzał na mnie z uśmiechem.
Po kolacji razem z przyjaciółkami poszłam ubrać moją zakurzoną zbroję. Była prawie cała ze stygijskiego żelaza. Na czarnym pancerzu było też widać ornamenty z cesarskiego złota. Zaprowadziłyśmy naszych gości do sali narad w fortecy. W sumie na naradzie było dziewięć osób ja i centurioni oraz grecy.
- Eric i Ava, - zaczęłam - niech wasza kohorta skupia uwagę przeciwników. Lucas ty z Oktawią rozstawiacie swoich po całym obiekcie. Nie przepuście nikogo. Annabeth jako córka Ateny jesteś świetnym strategiem. Proponuję żebyś została z Percym przy naszym orle. Ja poukładałam ich w najlepszy znany mi sposób, ale chce by to twoim rozkazom podlegali.- Spojrzałam na nią, kiwnęła głową.
- Ty lepiej znasz swoich żołnierzy.
- Macie dla nas jakieś wskazówki, co mogą zrobić inni? Już wiem o czaromowie Piper i lotach Jasona. Jest coś jeszcze? - Tym razem głos zabrał Percy.
- Hazel otwiera podziemne tunele, a Frank zmienia kształty. Wydaje mi się też, że to Jason zaatakuje, więc będą pioruny.
- Okej, znamy wroga, obrona i wojsko - rozstawieni. Teraz atak. Wystarczy nas troje. - Spojrzałam na Valdeza i di Angelo. - Przeniesiemy się cieniem do nich. Dwoje odwróci uwagę straży, a ostatnie zabierze orła. Wygrywa ten kto pierwszy zawiesi orła przeciwnika na swojej wierzy. Jakieś pytania?
- Nico dasz rade przenieść nas troje aż tam? - zauważył Leo, zanim syn Hadesa zdążył odpowiedzieć, ja się wtrąciłam.
- Ja też potrafię używać cienia.
Usłyszeliśmy róg, Kalipso miała dziś za zadanie wzywać nas do walki. Razem z Nico'iem złapaliśmy Leona pod ręce i przenieśliśmy się na dach fortecy przeciwników.
- Zaczekamy aż zaczną walczyć na placu. Który dobrze się skrada? - Valdez wskazał palcem na ciemnowłosego. Ten tylko kiwnął głową. - Widzę Hazel. - wskazałam ręką na skraj placu, pod budynkiem na którym siedzieliśmy. - Prowadzi Kaspiana i Franka podziemnymi korytarzami.
Zaczęliśmy powoli przeszukiwać fort. W pewnym momencie usłyszałam szept za drzwi. Bez głośnie nakazałam chłopakom podejść.
- Piper i Jason. Dziwne powinni atakować. - wymruczał syn Hefajstosa. Zanim zdążył cokolwiek dodać przeniosłam nas do komnaty. Ukrywaliśmy się za zasłoną. Moje oczy powędrowały na obrońców, ci najzwyczajniej w świecie zaczęli się całować.
- Naprawdę, w takiej chwili? - wyszeptałam do Nico'a, odpowiedział mi teatralnym przewracaniem oczu. Głową wskazałam mu orła. Kiedy był w drodze, odsłoniłam zasłonę. Ja i Leo musieliśmy odwrócić uwagę tych "słodziaków".
- Och, gołąbeczki, to takie słodkie. Prawda?
- Rzeczywiście, można by im zrobić zdjęcie i nakleić na kartkę walentynkową. - skwitował mój sojusznik.
Zaskoczeni tym, że im przerwano wyciągnęli miecze. Dłonie Leona zapłonęły ogniem. Wysunęłam swoją broń i ruszyłam na Jasona.
- Co tam Pipes? - Valdez zajmował córkę Afrodyty. Kiedy miecz syna Jupitera uderzył w moje nie zwracałam już na nich uwagi. Poczułam prąd przebiegający po ostrzu do klingi. Odepchnęłam przeciwnika i kopnęłam go w pierś. Zaczęliśmy się obchodzić dookoła. Ręką uniosłam mgłę, chciałam go zaślepić, nadając sobie twarz Piper. Widząc mnie zobaczył ją, więc zawahał się. Na moje nieszczęście otrząsnął się.
- Gdzie zgubiłeś Leona i moją kuzynkę?
- Jak ostatni raz ją widziałem to znęcała się nad Jasonem, a Valdez i Piper się przyglądali.
-Co? To trzeba ich zatrzymać, ona go zabije.
- Nie przesadzaj, pewnie już skończyli walczyć. - włączył się Percy.
- Nie znacie jej tak dobrze jak ja. Lecę tam! - nikt nie brał dosłownie "lecę" dopóki Kaspian nie przeskoczył przez balustradę. Podbiegliśmy tam, a Frank skoczył za nim zamieniając się w smoka, nagle naszym oczom ukazał się złoty sokół wlatujący przez otwarte okno do drugiej fortyfikacji. Chłopak mojej siostry zrobił to samo. Przeniosłem się cieniem. Zobaczyłem jak Martina i Jason siłują się mieczami.
- Nie wygląda jakby próbowała go zabić. - powiedziałem do pretora który stał teraz obok mnie.
- Najwyraźniej jeszcze się nie rozkręciła. - odpowiedział. - Może mogłabyś przestać wyżywać się na gościach? Pokój te sprawy. - Ona zrobiła krok do przodu i w końcu odepchnęła syna Jupitera.
- Wygrałam. - schowała miecze.
- Dobra, ale jeszcze się zrewanżuje. - rzucił Jason siadając obok Piper.
- Koniec tego dobrego, dzięki, że wzięliście udział w manewrach. A Ty kochana idziesz zrobić coś z sobą wyglądasz okropnie. - Mówiąc to spojrzał na córkę Hekate.
- Ale o co ci chodzi? - Obejrzała się dookoła.
- Włosy, naprawdę nie zauważyłaś? Z jednej strony brakuje Ci 5 centymetrów. - Kiedy to powiedział Jason spróbował schować się za Piper i Leona. Nie dało się ukryć, że na podłodze leżą odcięte karmelowe włosy. Zacisnęła palce w geście duszenia i spojrzała na Jasona. Po chwili spuściła głowę i złapała włosy. Przyłożyła do nich miecz i przecięła tak, że końcówki były równe.
- Na razie wystarczy, - powiedziała wiążąc je. - znajdę June, ona coś z tym zrobi.
- To ja nie będę się już rewanżował. - uznał Jason.
- Legioniści, dziś znów odbędą się manewry wojenne. Zasady są znane, ale ze względu na naszych gości zostaną przypomniane przez Kaspiana. - Mój kuzyn wstał i rozpoczął swoją niekończącą się opowieść.
- Mamy dwie fortyfikacje, dwie drużyny i jeden oddział ratunkowy. Kohorty I i II współdziałają z Percym Jacksonem, Annabeth Chase, Nico'iem di Angelo i Leonem Valdezem. Kalipso odmówiła udziału w ćwiczeniach, ale zobowiązała się do monitorowania się naszych działań z powietrza.
- Weźmiesz mojego pegaza. - szepnęłam bogince na ucho.
- Kohorta IV - kontynuował - zajmiecie się opieką nad rannymi, będziecie zbierać ich z pola bitwy. V i III z wami w drużynie są: Jason Grace, Piper McLean, Hazel Levesque i Frank Zhang. Oczywiście jak zwykle ja pilnuję żeby Kiara nikogo nie zabiła. - Centurionka przewróciła oczami. Po sali przebiegły śmiechy. Nagle wstałam.
- Skoro tak, Oktavia, Ava znajdźcie moją zbroję. Też się pobawię. - Nagle wstał Markus.
- Dobra, ale czy chcesz zajechać moją kohortę. - June pokiwała głową. Cały legion wiedział o moich powiązaniach z Egiptem. Odsłoniłam swój tatuaż i wszystkie śmiechy zamilkły. Markus z lekkim przerażeniem w oczach odpowiedział. - Wszystko jasne.
- Cieszę się, jedzcie, potrzebujecie sił. - Dokończył Kaspian i wszyscy usiedli. Ciszę przerwała Annabeth zwracając się do mnie.
- Jeśli dobrze zrozumiałam to będziesz w jednej drużynie z nami? - wskazała na siebie i Percy'ego.
- Tak, ktoś musi przyłożyć Kaspianowi, a jak nie ja to kto?
- Zobaczmy młoda. - Kaspian spojrzał na mnie z uśmiechem.
Po kolacji razem z przyjaciółkami poszłam ubrać moją zakurzoną zbroję. Była prawie cała ze stygijskiego żelaza. Na czarnym pancerzu było też widać ornamenty z cesarskiego złota. Zaprowadziłyśmy naszych gości do sali narad w fortecy. W sumie na naradzie było dziewięć osób ja i centurioni oraz grecy.
- Eric i Ava, - zaczęłam - niech wasza kohorta skupia uwagę przeciwników. Lucas ty z Oktawią rozstawiacie swoich po całym obiekcie. Nie przepuście nikogo. Annabeth jako córka Ateny jesteś świetnym strategiem. Proponuję żebyś została z Percym przy naszym orle. Ja poukładałam ich w najlepszy znany mi sposób, ale chce by to twoim rozkazom podlegali.- Spojrzałam na nią, kiwnęła głową.
- Ty lepiej znasz swoich żołnierzy.
- Macie dla nas jakieś wskazówki, co mogą zrobić inni? Już wiem o czaromowie Piper i lotach Jasona. Jest coś jeszcze? - Tym razem głos zabrał Percy.
- Hazel otwiera podziemne tunele, a Frank zmienia kształty. Wydaje mi się też, że to Jason zaatakuje, więc będą pioruny.
- Okej, znamy wroga, obrona i wojsko - rozstawieni. Teraz atak. Wystarczy nas troje. - Spojrzałam na Valdeza i di Angelo. - Przeniesiemy się cieniem do nich. Dwoje odwróci uwagę straży, a ostatnie zabierze orła. Wygrywa ten kto pierwszy zawiesi orła przeciwnika na swojej wierzy. Jakieś pytania?
- Nico dasz rade przenieść nas troje aż tam? - zauważył Leo, zanim syn Hadesa zdążył odpowiedzieć, ja się wtrąciłam.
- Ja też potrafię używać cienia.
Usłyszeliśmy róg, Kalipso miała dziś za zadanie wzywać nas do walki. Razem z Nico'iem złapaliśmy Leona pod ręce i przenieśliśmy się na dach fortecy przeciwników.
- Zaczekamy aż zaczną walczyć na placu. Który dobrze się skrada? - Valdez wskazał palcem na ciemnowłosego. Ten tylko kiwnął głową. - Widzę Hazel. - wskazałam ręką na skraj placu, pod budynkiem na którym siedzieliśmy. - Prowadzi Kaspiana i Franka podziemnymi korytarzami.
Zaczęliśmy powoli przeszukiwać fort. W pewnym momencie usłyszałam szept za drzwi. Bez głośnie nakazałam chłopakom podejść.
- Piper i Jason. Dziwne powinni atakować. - wymruczał syn Hefajstosa. Zanim zdążył cokolwiek dodać przeniosłam nas do komnaty. Ukrywaliśmy się za zasłoną. Moje oczy powędrowały na obrońców, ci najzwyczajniej w świecie zaczęli się całować.
- Naprawdę, w takiej chwili? - wyszeptałam do Nico'a, odpowiedział mi teatralnym przewracaniem oczu. Głową wskazałam mu orła. Kiedy był w drodze, odsłoniłam zasłonę. Ja i Leo musieliśmy odwrócić uwagę tych "słodziaków".
- Och, gołąbeczki, to takie słodkie. Prawda?
- Rzeczywiście, można by im zrobić zdjęcie i nakleić na kartkę walentynkową. - skwitował mój sojusznik.
Zaskoczeni tym, że im przerwano wyciągnęli miecze. Dłonie Leona zapłonęły ogniem. Wysunęłam swoją broń i ruszyłam na Jasona.
- Co tam Pipes? - Valdez zajmował córkę Afrodyty. Kiedy miecz syna Jupitera uderzył w moje nie zwracałam już na nich uwagi. Poczułam prąd przebiegający po ostrzu do klingi. Odepchnęłam przeciwnika i kopnęłam go w pierś. Zaczęliśmy się obchodzić dookoła. Ręką uniosłam mgłę, chciałam go zaślepić, nadając sobie twarz Piper. Widząc mnie zobaczył ją, więc zawahał się. Na moje nieszczęście otrząsnął się.
Nico
Obserwowałem walkę Jasona z córką Hekate. Słyszałem głos Piper która próbowała zatrzymać Martine czaromową, ale tamta po prostu ją ignorowała. Uderzała mieczem bardzo celnie, za każdym razem w klingę. Złapałem orła i przeniosłem się z nim na dach naszej fortecy. Przeskoczyłem na balkon i wbiłem proporzec w miejsce na niego przeznaczone. Usłyszeliśmy róg, wszyscy spojrzeli na mnie. Kaspian razem z innymi którzy byli w budynku wyszli mi pogratulować.- Gdzie zgubiłeś Leona i moją kuzynkę?
- Jak ostatni raz ją widziałem to znęcała się nad Jasonem, a Valdez i Piper się przyglądali.
-Co? To trzeba ich zatrzymać, ona go zabije.
- Nie przesadzaj, pewnie już skończyli walczyć. - włączył się Percy.
- Nie znacie jej tak dobrze jak ja. Lecę tam! - nikt nie brał dosłownie "lecę" dopóki Kaspian nie przeskoczył przez balustradę. Podbiegliśmy tam, a Frank skoczył za nim zamieniając się w smoka, nagle naszym oczom ukazał się złoty sokół wlatujący przez otwarte okno do drugiej fortyfikacji. Chłopak mojej siostry zrobił to samo. Przeniosłem się cieniem. Zobaczyłem jak Martina i Jason siłują się mieczami.
- Nie wygląda jakby próbowała go zabić. - powiedziałem do pretora który stał teraz obok mnie.
- Najwyraźniej jeszcze się nie rozkręciła. - odpowiedział. - Może mogłabyś przestać wyżywać się na gościach? Pokój te sprawy. - Ona zrobiła krok do przodu i w końcu odepchnęła syna Jupitera.
- Wygrałam. - schowała miecze.
- Dobra, ale jeszcze się zrewanżuje. - rzucił Jason siadając obok Piper.
- Koniec tego dobrego, dzięki, że wzięliście udział w manewrach. A Ty kochana idziesz zrobić coś z sobą wyglądasz okropnie. - Mówiąc to spojrzał na córkę Hekate.
- Ale o co ci chodzi? - Obejrzała się dookoła.
- Włosy, naprawdę nie zauważyłaś? Z jednej strony brakuje Ci 5 centymetrów. - Kiedy to powiedział Jason spróbował schować się za Piper i Leona. Nie dało się ukryć, że na podłodze leżą odcięte karmelowe włosy. Zacisnęła palce w geście duszenia i spojrzała na Jasona. Po chwili spuściła głowę i złapała włosy. Przyłożyła do nich miecz i przecięła tak, że końcówki były równe.
- Na razie wystarczy, - powiedziała wiążąc je. - znajdę June, ona coś z tym zrobi.
- To ja nie będę się już rewanżował. - uznał Jason.
Rozdział 7
Martina
Spędziłam chyba 3 godziny z June, córka Venus najwyraźniej czekała na taką okazje. Kiedy dobrała się do moich włosów nie chciała już zostawić mnie w spokoju. W ruch poszły nożyczki, farba - wszystko. Kiedy w końcu dała mi lustro nie mogłam uwierzyć w to co zobaczyłam.
- Całe życie na to czekałam! - oznajmiła mi. - Teraz mogę umierać.
Na mojej twarzy był też makijaż, może zasnęłam kiedy się mną "zajmowała".
Nie zamierzałam iść spać, noc była przyjemnie ciepła. Wzięłam Hurricane'a łuk i strzały. Dawno już ich nie używałam. Ruszyliśmy na plac treningowy, nie lecieliśmy. Ogier galopował przez las. Wypuściłam go, zaczął się spokojnie paść. Stałam otoczona przez tarcze, była już 4 nad ranem. Strzelałam nie przerywając, strzały wyciągałam z Duat, Hurricane leżał z opuszczonym łbem i patrzył jak zdzieram sobie palce.
- Nie patrz tak na mnie, gdybym poszła spać znów miałabym te sny...
Nagle przed moją tarczą ukazał się cień z którego ukształtował się Nico.
- Sny? - usłyszał i powtórzył. - czyli nie tylko mi się tu zdarzają.
- Co masz na myśli?
- Nikt z moich znajomych nie miewa tu snów wróżących niebezpieczeństwo.
- Też bym tak chciała. Już od dawna mam koszmary, - otrząsnęłam się. - a teraz zejdź z mojego celu!
- A jeśli nie?
- To ci coś odstrzelę. - był to żart, ale on zrobił lekko przerażoną minę i przesunął się pod drzewo. Wypuściłam strzałę która przebiła poprzednie w samym centrum tarczy.
- Muszę pogratulować Jasonowi. - spojrzała na mnie, a ja usiadłem na ziemi.
- Czego?
- Jest świetnym fryzjerem! Ma chłopak talent!
- Bardzo zabawne, - spojrzała na mnie szeroko otwartymi oczyma i usiadła obok mnie. - kosztowało mnie to 3 godziny z córką pedantycznej - to wypowiedziała ciszej - bogini. Co chwila coś jej nie pasowało, i jeszcze ta farba. Nie czuję się w tym dobrze.
- Dlaczego? Wyglądasz świetnie, jak na kogoś z błotem na twarzy. - roześmiała się. Nie wierzyłem, że mogę się przy kimś tak rozluźnić. Nie czułem się tak od kiedy... od odejścia Bianci. Spochmurniałem.
- Dzięki, Nico.
- A tak na poważnie, jakie sny?
- Och, wiedzę dziewczynę, młodą nie mogła mieć więcej niż 13 lat. Mówi, że muszę "Mu" pomóc.
- Komu?
- Tego mi nie powiedziała. Ostrzegała mnie, że Przedwieczny się budzi.
- Kim jest "przedwieczny"?
Nachyliła się i szepnęła mi do ucha.
- Chaos.
- Ale, ten... - nie chciałem wypowiadać tego na głos, imiona mają moc. - po co? Nawet nie wiedziałem, że zasnął.
- Oto chodzi. On nigdy nie zasnął do końca.
Milczała, w końcu spojrzał na mnie.
- A ty? Co śni się synowi boga Umarłych? -zagadnęła mnie z podejrzliwą miną. Nabrałem powietrza i powoli je wypuściłem. Myślałem, że może widziała to co ja. Wtedy ta rozmowa byłaby łatwiejsza.
- Mój ojciec rozmawia z Persefoną, i jakąś boginią. - zdecydowałem nie mówić jej, że to była jej matka - Mówią o swojej przyjaźni i takie tam. Tylko nie rozumiem dlaczego to ma dotyczyć mnie.
- Aha, więc mam trochę doświadczenia z bogami. Hades i Kora, przyjaźnią się tylko z podziemnymi bogami, dla nich reszta nieśmiertelnych to tylko "przymusowi koledzy", dla utrzymania pokoju. Może to nic takiego, albo mają co do ciebie jakieś plany.
- Oby dobre... Mam do ciebie tylko jedno nurtujące mnie pytanie... - wyciągnąłem złote pióro znalezione na polu bitwy. - Jak się zmienił?
- Idzie ścieżką Horusa, boga wojny. Potrafimy się zmieniać w święte zwierzęta naszych patronów.
- Skoro tak. Jakie jest święte zwierzę Anubisa?
Wstała i stanęła naprzeciwko mnie, z jej skóry wyrosła czarna jak noc sierść, ręce i nogi zmieniły się w łapy. Przede mną siedziała teraz samica czarnego szakala.
- Wow, niezła sztuczka. Wyglądasz jeszcze lepiej. - lekko zawarczała i położyła uszy po sobie. - Dobra, tylko nie gryź. - zaśmiałem się a ona przyjęła swój normalny kształt. Siedziała teraz naprzeciw mnie, a ja nie mogłem oprzeć się pokusie żeby spojrzeć jej w oczy, dalej nie wiem dla czego. Kiedy to zrobiłem nie odwróciła wzroku jak poprzednim razem, uśmiechnęła się. Ja zobaczyłem coś z mojej dawnej przeszłości, kiedy byłem dzieckiem. Te oczy, na pewno to je widziałem. Coś mną wstrząsnęło, ciarki przeleciały mi po plecach.
- Co jest? - przybliżyła się do mnie, teraz była przy moim boku.
- Byłaś kiedyś w Wenecji?
- Ta..., tak. Skąd to pytanie?
- Kiedy?
- Między 26 a 48 rokiem, XX wieku, wyjechałam z Włoch przed wojną, cały Legion był czasowo ukryty, nie chcieliśmy się mieszać.
- Wiedziałem, pracowałaś gdzieś?
Była zdziwiona i zdenerwowana.
- Nie, nie powiem ci dopóki nie powiesz mi o co ci chodzi!
- Wiem, że to dziwne, ale mam wrażenie, że cię widziałem kiedy byłem mały. Od początku wyglądałaś znajomo. Więc chciałem cię zapytać.
- Tak, Nico masz rację. Kiedy mieszkaliśmy z Kaspianem w Wenecji pracowałam jako opiekunka, i tak zajmowałam się kiedyś dziećmi z rodziny di Angelo, ale nie wiedziałam, że to mógłbyś być ty lub, że będziesz pamiętać.
Potem długo opowiadała mi o tym, jaki byłem jako dziecko. dowiedziałem się że kiedy miałem rok zajmowała się Biancą. Moja starsza siostra bała się burzy, a Martina zaczęła jej śpiewać. Próbowała ją uspokoić, żeby już nie płakała. Bianca spojrzała na nią i spytała:
- "Dlaczego ty się nie boisz?"
- "Bo burza przejdzie, strach przeminie, a zza chmury wyjdzie słońce. Kiedy twój braciszek podrośnie powiemy mu to samo, są potwory straszniejsze od burz."
Wtedy na pewno żadne z nas by nie wiedziało o co chodzi. Teraz wszystko stało się dla mnie jasne. Mój ojciec wysłał Martinę by chroniła mnie i inne jego dzieci. Burza budziła w nas lęk bo była domeną Zeusa, a ona... pomogła nam to przezwyciężyć.
- Nie patrz tak na mnie, gdybym poszła spać znów miałabym te sny...
Nagle przed moją tarczą ukazał się cień z którego ukształtował się Nico.
- Sny? - usłyszał i powtórzył. - czyli nie tylko mi się tu zdarzają.
- Co masz na myśli?
- Nikt z moich znajomych nie miewa tu snów wróżących niebezpieczeństwo.
- Też bym tak chciała. Już od dawna mam koszmary, - otrząsnęłam się. - a teraz zejdź z mojego celu!
- A jeśli nie?
- To ci coś odstrzelę. - był to żart, ale on zrobił lekko przerażoną minę i przesunął się pod drzewo. Wypuściłam strzałę która przebiła poprzednie w samym centrum tarczy.
Nico
Patrzyłem na strzały które przebijały swoje cele. Martina wyglądała inaczej, pomimo podkrążonych oczu, i lekko rozmazanego od porannych łez tuszu w nowej fryzurze było jej do twarzy. Dlaczego tak pomyślałem? Nie mam pojęcia. W końcu odezwałem się.- Muszę pogratulować Jasonowi. - spojrzała na mnie, a ja usiadłem na ziemi.
- Czego?
- Jest świetnym fryzjerem! Ma chłopak talent!
- Bardzo zabawne, - spojrzała na mnie szeroko otwartymi oczyma i usiadła obok mnie. - kosztowało mnie to 3 godziny z córką pedantycznej - to wypowiedziała ciszej - bogini. Co chwila coś jej nie pasowało, i jeszcze ta farba. Nie czuję się w tym dobrze.
- Dlaczego? Wyglądasz świetnie, jak na kogoś z błotem na twarzy. - roześmiała się. Nie wierzyłem, że mogę się przy kimś tak rozluźnić. Nie czułem się tak od kiedy... od odejścia Bianci. Spochmurniałem.
- Dzięki, Nico.
- A tak na poważnie, jakie sny?
- Och, wiedzę dziewczynę, młodą nie mogła mieć więcej niż 13 lat. Mówi, że muszę "Mu" pomóc.
- Komu?
- Tego mi nie powiedziała. Ostrzegała mnie, że Przedwieczny się budzi.
- Kim jest "przedwieczny"?
Nachyliła się i szepnęła mi do ucha.
- Chaos.
- Ale, ten... - nie chciałem wypowiadać tego na głos, imiona mają moc. - po co? Nawet nie wiedziałem, że zasnął.
- Oto chodzi. On nigdy nie zasnął do końca.
Milczała, w końcu spojrzał na mnie.
- A ty? Co śni się synowi boga Umarłych? -zagadnęła mnie z podejrzliwą miną. Nabrałem powietrza i powoli je wypuściłem. Myślałem, że może widziała to co ja. Wtedy ta rozmowa byłaby łatwiejsza.
- Mój ojciec rozmawia z Persefoną, i jakąś boginią. - zdecydowałem nie mówić jej, że to była jej matka - Mówią o swojej przyjaźni i takie tam. Tylko nie rozumiem dlaczego to ma dotyczyć mnie.
- Aha, więc mam trochę doświadczenia z bogami. Hades i Kora, przyjaźnią się tylko z podziemnymi bogami, dla nich reszta nieśmiertelnych to tylko "przymusowi koledzy", dla utrzymania pokoju. Może to nic takiego, albo mają co do ciebie jakieś plany.
- Oby dobre... Mam do ciebie tylko jedno nurtujące mnie pytanie... - wyciągnąłem złote pióro znalezione na polu bitwy. - Jak się zmienił?
- Idzie ścieżką Horusa, boga wojny. Potrafimy się zmieniać w święte zwierzęta naszych patronów.
- Skoro tak. Jakie jest święte zwierzę Anubisa?
Wstała i stanęła naprzeciwko mnie, z jej skóry wyrosła czarna jak noc sierść, ręce i nogi zmieniły się w łapy. Przede mną siedziała teraz samica czarnego szakala.
- Wow, niezła sztuczka. Wyglądasz jeszcze lepiej. - lekko zawarczała i położyła uszy po sobie. - Dobra, tylko nie gryź. - zaśmiałem się a ona przyjęła swój normalny kształt. Siedziała teraz naprzeciw mnie, a ja nie mogłem oprzeć się pokusie żeby spojrzeć jej w oczy, dalej nie wiem dla czego. Kiedy to zrobiłem nie odwróciła wzroku jak poprzednim razem, uśmiechnęła się. Ja zobaczyłem coś z mojej dawnej przeszłości, kiedy byłem dzieckiem. Te oczy, na pewno to je widziałem. Coś mną wstrząsnęło, ciarki przeleciały mi po plecach.
- Co jest? - przybliżyła się do mnie, teraz była przy moim boku.
- Byłaś kiedyś w Wenecji?
- Ta..., tak. Skąd to pytanie?
- Kiedy?
- Między 26 a 48 rokiem, XX wieku, wyjechałam z Włoch przed wojną, cały Legion był czasowo ukryty, nie chcieliśmy się mieszać.
- Wiedziałem, pracowałaś gdzieś?
Była zdziwiona i zdenerwowana.
- Nie, nie powiem ci dopóki nie powiesz mi o co ci chodzi!
- Wiem, że to dziwne, ale mam wrażenie, że cię widziałem kiedy byłem mały. Od początku wyglądałaś znajomo. Więc chciałem cię zapytać.
- Tak, Nico masz rację. Kiedy mieszkaliśmy z Kaspianem w Wenecji pracowałam jako opiekunka, i tak zajmowałam się kiedyś dziećmi z rodziny di Angelo, ale nie wiedziałam, że to mógłbyś być ty lub, że będziesz pamiętać.
Potem długo opowiadała mi o tym, jaki byłem jako dziecko. dowiedziałem się że kiedy miałem rok zajmowała się Biancą. Moja starsza siostra bała się burzy, a Martina zaczęła jej śpiewać. Próbowała ją uspokoić, żeby już nie płakała. Bianca spojrzała na nią i spytała:
- "Dlaczego ty się nie boisz?"
- "Bo burza przejdzie, strach przeminie, a zza chmury wyjdzie słońce. Kiedy twój braciszek podrośnie powiemy mu to samo, są potwory straszniejsze od burz."
Wtedy na pewno żadne z nas by nie wiedziało o co chodzi. Teraz wszystko stało się dla mnie jasne. Mój ojciec wysłał Martinę by chroniła mnie i inne jego dzieci. Burza budziła w nas lęk bo była domeną Zeusa, a ona... pomogła nam to przezwyciężyć.
Rozdział 8
Martina
Z placu wróciliśmy przed południem, rozmawialiśmy o mojej przeszłości. To nie był zbyt miły temat, ale po prostu nie mogłam mu odmówić. Po za tym musiałam się komuś wyżalić. Szliśmy razem aż do rozdroża, stała tam statua mojej matki - Hekate Trivia. Każde z jej oblicz razem z odpowiadającą mu parą rąk skierowane było w inną stronę. Jedna z dróg prowadziła do obozu, baraków legionistów. Kolejna do miasta senatu, pełnego sklepów, urzędów i oczywiście świątyń. Na samym jej końcu stała wielka willa, Dom Pretorski. Mieszkałam tam z Kaspianem od wieków. Ostatnia prowadziła do innych willi, mniejszych domów i mieszkań. Ja skierowałam się w tą drugą, Nico w trzecią. Zanim całkiem znikł mi z oczu, zauważyłam, że jego przyjaciele się nam przeglądali. Nie byli w tym osamotnieni. Moja przyjaciółka Ava zrezygnowała z "zajmującej" rozmowy ze swoim byłym chłopakiem (Diego) i podeszła do mnie.
- Gdzie ty z nim byłaś całą noc? Szukaliśmy cię? - ruda była wyraźnie zmartwiona, ale w jej głosie słyszałam też tę podejrzliwość.
- Nigdzie nie byłam.
- Acha! Czyli kiedy wyszłaś od June poszłaś prościutko do domu? Bo Kaspian cię nie widział, ani nie słyszał. Rano cię nie było, na śniadaniu też, a teraz wracasz jak gdyby nigdy nic, i to z jakimś chłopakiem. - spojrzała na mój łuk i strzały. - Znów ćwiczyłaś, co się dzieje?
- Prima: poszłam strzelać z łuku, bo od June wyszłam przed trzecią. Secundo: nad ranem o piątej, spotkałam Nico. Tertio: Rozmawialiśmy trochę i jakoś tak wyszło. Quarto: Hurricane odleciał więc wróciłam na piechotę. Tyle!
- Nie mam do ciebie cierpliwości.
- Muszę iść się przebrać. Powiedz Kaspianowi to co ja ci powiedziałam. - Odbiegłam nie czekając na odpowiedź.
Weszłam po cichu do willi, nie chciałam zwrócić uwagi kuzyna. Nie wyszło. Kiedy weszłam do swojej sypialni, on już tam był.
- Ooo, kto się pojawił. Jak randka?
- O co ci chodzi? - zmrużyłam oczy.
- No wiesz, Hurricane przyleciał i poskarżył się Mirze, że jesteś z Niciem na placu treningowym. Nie wierzyłem, dopóki nie zobaczyłem z lotu ptaka, jak razem wracaliście z lasu. - Uśmiechnął się do mnie. - Chcesz coś jeszcze dodać?
- Taaak... Nie, wolę nie. - zrobiłam niewinną minkę.
- Powiedziałaś mu prawda?
- Wie tylko o opiece, o niczym więcej, no wie o naszym wieku i Egipcie.
- O Horusie i Anubisie też mu powiedziałaś co?
- Ehem.
- Ja cie czasami! - zacisnął palce w geście duszenia.
- Wiem, ja też cie bardzo kocham, a teraz idę się umyć.
Złapałam jeansy i czarną bluzkę z czerwonym nadrukiem krwawiącego serca.
Całe życie moje serce krwawiło, to przeznaczenie. - pomyślałam. Wykąpałam się i wysuszyłam. Szybko się ubrałam. Poszliśmy na obiad. Chciałam być już grzeczna.
Siedziałem w swojej sypialni. Nagle usłyszałem pukanie.
- Kto ktokolwiek tam jest, niech wejdzie. - nie miałem nic do stracenia. Do pokoju wszedł Jason.
- Część stary... Eee.. Masz nam coś do powiedzenia? - westchnąłem.
- Nie, nie specjalnie.
- No to gdzie byłeś w nocy?
- Czy ty, czasem nie wtykasz nosa w czyjeś sprawy znowu? - wkurzało mnie to.
- Dobra, - uniósł ręce w geście poddania. - wybacz. po prostu byłem ciekawy czy ty i Mar...
- Nie kończ! - odwróciłem się gwałtownie. - Nie, nic nas nie łączy jeśli o to ci chodzi!
- Okej, - uśmiechnął się dziarsko i złożył ręce. - chciałem tylko zapytać czy może trenowaliście, chciałem wiedzieć kto wygrał, ale jeśli wolisz swoją wersje. -wyszedł
Wbiłem głowę w poduszkę.
- Nico, ty kretynie.
Poszliśmy na obiad.
- Centaury nas otaczają. Nessos, on.. on chce Ciebie. - spojrzała na mnie.
- Nie martw się. - szepnął mi do ucha, przytulając mnie. - Legion! Do broni! Centurioni na naradę!
Posadził mnie na sofie, bałam się. Przed oczami stawały mi wspomnienia. Nessos - brzydziło mnie to imię.
- Posłuchajcie mnie teraz wszyscy! - zaczął znów - Centaurowie to łucznicy, więc wszyscy łucznicy w legionie zajmą dobre miejsca, niezależnie od kohorty! Frank, jeśli się zgodzisz chciałbym żebyś to ty zrazem z Diego - tu wskazał na centuriona V kohorty - dowodził tym oddziałem.
- Myślałem, że ty też jesteś łucznikiem. Może lepiej jeśli ty weźmiesz dowodzenie nad swoimi żołnierzami?
- Normalnie tak, ale Tina wtedy zajmuję się resztą. - obrócił się do mnie. - Wracaj do domu, weź Mirę i zamknij się. Nie pozwolę mu drugi raz cię zabrać. - wzrok miałam szklisty, a twarz nieobecną, ale kiwnęłam głową.
- Ale właściwie dlaczego walczycie z centaurami? - spytał się Percy - te które my znamy to przyjaciele.
Wstałam i spojrzałam na niego, na oczy cisnęły mi się łzy.
- Kiedy bogowie odeszli ze Starego Kontynentu, razem z nimi odszedł król centaurów - Chejron.
- On... Królem? - Jackson szepnął do Annabeth.
- Większość jego poddanych ruszyła za nim. - kontynuowałam. - Został tu jednak Nessos, znany także jako Przewoźnik.
- Ten który porwał Dejanirę? - spytał Piper.
- Nie ją pierwszą i nie ostatnią. - odpowiedziałam. - Znalazł przychylnych sobie centaurów i uznał się za ich nowego króla. Byłam jedną z dziewczyn które porwał. Przeżyłam dużo, ale to było gorsze. Jak to wspominam, pamiętam tylko jak wszystkie chciałyśmy umrzeć. - spojrzałam na Nicka. Widziałam w nim zdziwienie i pewnego rodzaju złość, ale nie rozumiałam tego.
- Wracaj już do domu, nie wychodź! - powiedział Kaspian.
Wzięłam Mirę na ręce i poszłam do Domu Pretorskiego.
- Słyszeliście, nie mogę jej tam puścić. Dobra, po prostu, wyślijmy ich jak najwięcej do Tartaru. - odwrócił się do nas. - Jeśli nie macie tu swoich zbroi to dopasujcie sobie któreś z naszych, oni lubią używać zatrutych strzał.
Wszyscy rozeszli się po zbroje i broń, po chwili kohorty i oddział łuczniczy zajmowali swoje miejsca w bitwie. Walka toczyła się zażarcie, widziałem jak II kohorta - która już od dłuższego czasu powstrzymywała atak- ewakuowała się do szpitala.Strzały latały dookoła, walczyłem mieczem z centaurem, o czarny końskim ciele i takich samych długich włosach, związanych w kucyk. Wyglądał jak 30 - latek, był mocno umięśniony i wściekły. Kaspian miał zamiar dowodzić, ale pozostawił to Annabeth - córka bogini strategi - sam osłaniał mnie, z wzniesienia. Kiedy inny centaur nadbiegł pomóc mojemu przeciwnikowi, zestrzelił go. Ścieraliśmy się dłuższą chwilę, przy każdym jego ataku odbijałem cios. Nagle poczułem straszliwy, palący ból w prawej ręce. Nie miałem sił uderzyć mieczem. Przeniosłem się cieniem, stałem tuż obok Kaspiana.
- Wybacz, nie widziałem go! - krzyknął zestrzelając kolejnych kilku centaurów. Spojrzał na ranę, strzała nie była wbita w kość, miejsce przebicia lekko zzieleniało. - Zatruta, idź do Martiny, ona będzie wiedziała co zrobić.
Zrobiłem jak kazał. Stałem w wielkim holu, rozglądałem się za córką Hekate. Usłyszałem nucenie, poszedłem w tamtym kierunku. Wszedłem po schodach, i dotarłem do dużych drzwi. Zza nich dobiegł mnie dźwięk muzyki. Zapukałem, raz się żyje nie? Drzwi otworzyła mi Martina, nie dało się nie zauważyć, że miała na sobie tylko krótkie szorty i bluzkę do połowy brzucha.
- Nico? -zauważyła strzałę - Ooo, siadaj.
Usiadłem na wskazanym przez nią fotelu, Mira bawiła się jakimś sztyletem, nie zdziwiło mnie to - była herosem. Martina przyniosła apteczkę półboga. Nożycami odcięła promień. Cążkami wyjęła grot, skrzywiłem się.
- Spokojnie, Mira wyjdź na balkon.
- Nie, chce patrzeć. - powiedziała dziewczynka.
Martina zamarła i westchnęła ciężko.
- Miranda!
- Idę.
Wymaszerowała posłusznie, usiadła na poduszce i dalej się bawiła.
- Masz podejście. - stwierdziłem krzywiąc się kiedy przemywała ranę.
- Gdybym nie miała podejścia, wszyscy weszliby mi na głowę. Będzie piekło. - szepnęła.
- To musi być... spirytus? A nektar?
- Jeśli użyję tylko nektaru, rana się zrośnie, a trucizna zostaje. Miałeś wiele szczęścia, strzała była niedokładnie zanurzona w ich krwi.
-To jest szczęście? - spojrzałem na nią.
- Tak, przebiła tylko mięśnie i była źle zatruta. No, teraz nektar.
Siedzieliśmy w ciszy, polewała mnie nektarem, lekko szczypało, ale przynosiło ulgę. Po kilku minutach na ręce została tylko rysa jak po zadrapaniu. Wziąłem miecz do ręki, spróbowałem zmierzyć się z powietrzem, ale poczułem ból w mięśniach.
- Nie forsuj się, jeszcze powalczysz, teraz odpoczywaj. Mięśnie są teraz delikatne, za kilka godzin będzie już dobrze. Jak oni sobie radzą? - spytała w końcu.
- Dają sobie radę, nie denerwuj się.
- Bardzo widać? - spytała i usiadła na fotelu obok.
- Trochę, - pomyślałem, że spytam się co właściwie zrobił jej Nessos - wiesz...
Nie udało się. Zdanie przerwał mi pisk Miry, wybiegliśmy na balkon. Stał tam centaur -ten sam z którym walczyłem -, nie miałem pojęcia jak się tam dostał.
- No, no, no. Znów się spotykamy. Tęskniłaś? - Wyjęła miecze, chciała się na niego rzucić. Ten pokazał jej, że trzyma na grzbiecie Mirę. - Nie chcesz chyba zrobić jej krzywdy prawda?
- Zostaw ją, to jeszcze dziecko! - krzyknęła
- Oddam ją, biorę ciebie. - zaproponował Nessos.
- Zgoda. - odrzuciła miecze, które natychmiast znikły. Duat - pomyślałem. Martina zagwizdała, a na wielkim balkonie wylądował Hurricane. Centaur posadził ją na nim, złapał Martinę. Nie walczyła z nim, spojrzała na dziewczynkę. Jakby przekazywała jej swoje myśli, chciałem jej pomóc, ale poczułem uderzenie w potylicę. Straciłem świadomość.
- Gdzie ty z nim byłaś całą noc? Szukaliśmy cię? - ruda była wyraźnie zmartwiona, ale w jej głosie słyszałam też tę podejrzliwość.
- Nigdzie nie byłam.
- Acha! Czyli kiedy wyszłaś od June poszłaś prościutko do domu? Bo Kaspian cię nie widział, ani nie słyszał. Rano cię nie było, na śniadaniu też, a teraz wracasz jak gdyby nigdy nic, i to z jakimś chłopakiem. - spojrzała na mój łuk i strzały. - Znów ćwiczyłaś, co się dzieje?
- Prima: poszłam strzelać z łuku, bo od June wyszłam przed trzecią. Secundo: nad ranem o piątej, spotkałam Nico. Tertio: Rozmawialiśmy trochę i jakoś tak wyszło. Quarto: Hurricane odleciał więc wróciłam na piechotę. Tyle!
- Nie mam do ciebie cierpliwości.
- Muszę iść się przebrać. Powiedz Kaspianowi to co ja ci powiedziałam. - Odbiegłam nie czekając na odpowiedź.
Weszłam po cichu do willi, nie chciałam zwrócić uwagi kuzyna. Nie wyszło. Kiedy weszłam do swojej sypialni, on już tam był.
- Ooo, kto się pojawił. Jak randka?
- O co ci chodzi? - zmrużyłam oczy.
- No wiesz, Hurricane przyleciał i poskarżył się Mirze, że jesteś z Niciem na placu treningowym. Nie wierzyłem, dopóki nie zobaczyłem z lotu ptaka, jak razem wracaliście z lasu. - Uśmiechnął się do mnie. - Chcesz coś jeszcze dodać?
- Taaak... Nie, wolę nie. - zrobiłam niewinną minkę.
- Powiedziałaś mu prawda?
- Wie tylko o opiece, o niczym więcej, no wie o naszym wieku i Egipcie.
- O Horusie i Anubisie też mu powiedziałaś co?
- Ehem.
- Ja cie czasami! - zacisnął palce w geście duszenia.
- Wiem, ja też cie bardzo kocham, a teraz idę się umyć.
Złapałam jeansy i czarną bluzkę z czerwonym nadrukiem krwawiącego serca.
Całe życie moje serce krwawiło, to przeznaczenie. - pomyślałam. Wykąpałam się i wysuszyłam. Szybko się ubrałam. Poszliśmy na obiad. Chciałam być już grzeczna.
Nico
Mieliście kiedyś tak, że wracacie skądś z osobą płci przeciwnej, a za chwilę wszyscy się przewiercają cię wzrokiem? No właśnie! Ja tak nie miałem! Do tego dnia. Wszyscy spoglądali w moją stronę, gdyby nie to, że było mi strasznie gorąco i ściągnąłem bluzę naciągnąłbym kaptur.Siedziałem w swojej sypialni. Nagle usłyszałem pukanie.
- Kto ktokolwiek tam jest, niech wejdzie. - nie miałem nic do stracenia. Do pokoju wszedł Jason.
- Część stary... Eee.. Masz nam coś do powiedzenia? - westchnąłem.
- Nie, nie specjalnie.
- No to gdzie byłeś w nocy?
- Czy ty, czasem nie wtykasz nosa w czyjeś sprawy znowu? - wkurzało mnie to.
- Dobra, - uniósł ręce w geście poddania. - wybacz. po prostu byłem ciekawy czy ty i Mar...
- Nie kończ! - odwróciłem się gwałtownie. - Nie, nic nas nie łączy jeśli o to ci chodzi!
- Okej, - uśmiechnął się dziarsko i złożył ręce. - chciałem tylko zapytać czy może trenowaliście, chciałem wiedzieć kto wygrał, ale jeśli wolisz swoją wersje. -wyszedł
Wbiłem głowę w poduszkę.
- Nico, ty kretynie.
Poszliśmy na obiad.
Martina
Siedzieliśmy przy stole, jedliśmy było całkiem miło.Widziałam, że Jason z półuśmiechem spoglądał raz na mnie, raz na Nico. Zastanawiałam się o co chodziło. Miłą atmosferę przerwało przybycie centurion II Kohorty - Oktawii. Córka Bellony biegła w pełnej zbroi. Tego dnia była jej kolej na monitorowanie granic. Nie bawiliśmy się w magiczne bariery, wystarczała Mgła i jedna kohorta na straży. Wojowniczka była ranna i zmęczona, stała teraz obok naszego stołu.- Centaury nas otaczają. Nessos, on.. on chce Ciebie. - spojrzała na mnie.
Rozdział 9
Martina
Kiedy usłyszałam słowa Oktawii, moje serce zamarło. Znowu? On? Zaczęłam się zachodzić. Kaspian podtrzymał mnie za ramiona zanim upadłam.- Nie martw się. - szepnął mi do ucha, przytulając mnie. - Legion! Do broni! Centurioni na naradę!
Posadził mnie na sofie, bałam się. Przed oczami stawały mi wspomnienia. Nessos - brzydziło mnie to imię.
- Posłuchajcie mnie teraz wszyscy! - zaczął znów - Centaurowie to łucznicy, więc wszyscy łucznicy w legionie zajmą dobre miejsca, niezależnie od kohorty! Frank, jeśli się zgodzisz chciałbym żebyś to ty zrazem z Diego - tu wskazał na centuriona V kohorty - dowodził tym oddziałem.
- Myślałem, że ty też jesteś łucznikiem. Może lepiej jeśli ty weźmiesz dowodzenie nad swoimi żołnierzami?
- Normalnie tak, ale Tina wtedy zajmuję się resztą. - obrócił się do mnie. - Wracaj do domu, weź Mirę i zamknij się. Nie pozwolę mu drugi raz cię zabrać. - wzrok miałam szklisty, a twarz nieobecną, ale kiwnęłam głową.
- Ale właściwie dlaczego walczycie z centaurami? - spytał się Percy - te które my znamy to przyjaciele.
Wstałam i spojrzałam na niego, na oczy cisnęły mi się łzy.
- Kiedy bogowie odeszli ze Starego Kontynentu, razem z nimi odszedł król centaurów - Chejron.
- On... Królem? - Jackson szepnął do Annabeth.
- Większość jego poddanych ruszyła za nim. - kontynuowałam. - Został tu jednak Nessos, znany także jako Przewoźnik.
- Ten który porwał Dejanirę? - spytał Piper.
- Nie ją pierwszą i nie ostatnią. - odpowiedziałam. - Znalazł przychylnych sobie centaurów i uznał się za ich nowego króla. Byłam jedną z dziewczyn które porwał. Przeżyłam dużo, ale to było gorsze. Jak to wspominam, pamiętam tylko jak wszystkie chciałyśmy umrzeć. - spojrzałam na Nicka. Widziałam w nim zdziwienie i pewnego rodzaju złość, ale nie rozumiałam tego.
- Wracaj już do domu, nie wychodź! - powiedział Kaspian.
Wzięłam Mirę na ręce i poszłam do Domu Pretorskiego.
Nico
Sam nie wiem co się zemną dzieje. Dlaczego się tym tak przejąłem? Jasne, mogłem jej współczuć (?) - tak, mogło być mi przykro (?) - pewnie! Tylko dlaczego czułem też złość? Nie miałem pojęcia, przecież znaliśmy się od dwóch tygodni! Kiedy na mnie spojrzała, próbowałem tego nie okazywać. Nie dość, że Jason myślał... No myślał.. Co myślał. To jeszcze to dziwne wrażenie gniewu. Chciałem się jakoś skarcić, ale uznałem że facepalm byłby uznany za "nietaktowny", więc nie zrobiłem nic. Kaspian patrzył za nią, potem odwrócił się do nas, w jego oczach - tak podobnych do jej oczu, nie myśl tak! - było widać chwilowy strach. Rozumiałem go, ja też często bałem się o Hazel, no i o Biancę. Zwrócił się do wszystkich.- Słyszeliście, nie mogę jej tam puścić. Dobra, po prostu, wyślijmy ich jak najwięcej do Tartaru. - odwrócił się do nas. - Jeśli nie macie tu swoich zbroi to dopasujcie sobie któreś z naszych, oni lubią używać zatrutych strzał.
Wszyscy rozeszli się po zbroje i broń, po chwili kohorty i oddział łuczniczy zajmowali swoje miejsca w bitwie. Walka toczyła się zażarcie, widziałem jak II kohorta - która już od dłuższego czasu powstrzymywała atak- ewakuowała się do szpitala.Strzały latały dookoła, walczyłem mieczem z centaurem, o czarny końskim ciele i takich samych długich włosach, związanych w kucyk. Wyglądał jak 30 - latek, był mocno umięśniony i wściekły. Kaspian miał zamiar dowodzić, ale pozostawił to Annabeth - córka bogini strategi - sam osłaniał mnie, z wzniesienia. Kiedy inny centaur nadbiegł pomóc mojemu przeciwnikowi, zestrzelił go. Ścieraliśmy się dłuższą chwilę, przy każdym jego ataku odbijałem cios. Nagle poczułem straszliwy, palący ból w prawej ręce. Nie miałem sił uderzyć mieczem. Przeniosłem się cieniem, stałem tuż obok Kaspiana.
- Wybacz, nie widziałem go! - krzyknął zestrzelając kolejnych kilku centaurów. Spojrzał na ranę, strzała nie była wbita w kość, miejsce przebicia lekko zzieleniało. - Zatruta, idź do Martiny, ona będzie wiedziała co zrobić.
Zrobiłem jak kazał. Stałem w wielkim holu, rozglądałem się za córką Hekate. Usłyszałem nucenie, poszedłem w tamtym kierunku. Wszedłem po schodach, i dotarłem do dużych drzwi. Zza nich dobiegł mnie dźwięk muzyki. Zapukałem, raz się żyje nie? Drzwi otworzyła mi Martina, nie dało się nie zauważyć, że miała na sobie tylko krótkie szorty i bluzkę do połowy brzucha.
- Nico? -zauważyła strzałę - Ooo, siadaj.
Usiadłem na wskazanym przez nią fotelu, Mira bawiła się jakimś sztyletem, nie zdziwiło mnie to - była herosem. Martina przyniosła apteczkę półboga. Nożycami odcięła promień. Cążkami wyjęła grot, skrzywiłem się.
- Spokojnie, Mira wyjdź na balkon.
- Nie, chce patrzeć. - powiedziała dziewczynka.
Martina zamarła i westchnęła ciężko.
- Miranda!
- Idę.
Wymaszerowała posłusznie, usiadła na poduszce i dalej się bawiła.
- Masz podejście. - stwierdziłem krzywiąc się kiedy przemywała ranę.
- Gdybym nie miała podejścia, wszyscy weszliby mi na głowę. Będzie piekło. - szepnęła.
- To musi być... spirytus? A nektar?
- Jeśli użyję tylko nektaru, rana się zrośnie, a trucizna zostaje. Miałeś wiele szczęścia, strzała była niedokładnie zanurzona w ich krwi.
-To jest szczęście? - spojrzałem na nią.
- Tak, przebiła tylko mięśnie i była źle zatruta. No, teraz nektar.
Siedzieliśmy w ciszy, polewała mnie nektarem, lekko szczypało, ale przynosiło ulgę. Po kilku minutach na ręce została tylko rysa jak po zadrapaniu. Wziąłem miecz do ręki, spróbowałem zmierzyć się z powietrzem, ale poczułem ból w mięśniach.
- Nie forsuj się, jeszcze powalczysz, teraz odpoczywaj. Mięśnie są teraz delikatne, za kilka godzin będzie już dobrze. Jak oni sobie radzą? - spytała w końcu.
- Dają sobie radę, nie denerwuj się.
- Bardzo widać? - spytała i usiadła na fotelu obok.
- Trochę, - pomyślałem, że spytam się co właściwie zrobił jej Nessos - wiesz...
Nie udało się. Zdanie przerwał mi pisk Miry, wybiegliśmy na balkon. Stał tam centaur -ten sam z którym walczyłem -, nie miałem pojęcia jak się tam dostał.
- No, no, no. Znów się spotykamy. Tęskniłaś? - Wyjęła miecze, chciała się na niego rzucić. Ten pokazał jej, że trzyma na grzbiecie Mirę. - Nie chcesz chyba zrobić jej krzywdy prawda?
- Zostaw ją, to jeszcze dziecko! - krzyknęła
- Oddam ją, biorę ciebie. - zaproponował Nessos.
- Zgoda. - odrzuciła miecze, które natychmiast znikły. Duat - pomyślałem. Martina zagwizdała, a na wielkim balkonie wylądował Hurricane. Centaur posadził ją na nim, złapał Martinę. Nie walczyła z nim, spojrzała na dziewczynkę. Jakby przekazywała jej swoje myśli, chciałem jej pomóc, ale poczułem uderzenie w potylicę. Straciłem świadomość.
Rozdział 10
Nico
Obudziłem się w... No właśnie, nie miałem pewności. To było jakieś ciemne pomieszczenie, jak lochy jakiegoś zamku. Byłem ciasno związany i czułem, że na moim ramieniu oparta jest czyjaś głowa. Martina! Jej włosy łaskotały mnie w szyję, czułem zapach granatu, krwi i śmierci. Rozejrzałem się dookoła, siedziałem na wielkiej plamie krwi. Próbowałem odnaleźć jej dłonie, były zimne. Puls - ledwie wyczuwalny. Jedyne co udał mi się jeszcze ustalić to to, że z jej rany krew płynęła powoli. Cicho jęknęła, ale nie budziła się. Gdybym miał choć trochę ambrozji...
Nagle usłyszałem krzyk Miry. Leciała na Hurricanie, pegaz wylądował obok Percy'ego. Ten złapał uzdę, ściągnął swoją przyrodnią siostrę z jego grzbietu i podał mnie.
- Powinnaś być z Martiną i Niciem, gdzie oni są? - przez chwilę miałem dziwne podejrzenia wobec nich, ale Tina od tak by nie pozwoliła Mirze uciec. Mała tylko płakała. Percy spojrzał na karego wierzchowca.
- Centaurowie ich porwali! - powiedział w końcu, poczułem jak coś we mnie pęka. Oddałem Mirę Annabeth, ta próbowała ją uspokoić.
Wpadłem na pomysł, jest ktoś kto wciągu kilku godzin przewróci cały wszechświat i ich znajdzie. Ruszyłem przed siebie. Percy chciał mnie zatrzymać.
- Gdzie idziesz? Musimy coś zaplanować...
- Idę zadzwonić do młodszej siostrzyczki. - przerwałem mu.
- Nico? - szepnęłam, kiedy spróbowałam się lekko dźwignąć do pionu, poczułam szarpnięcie.
- Uważaj, jesteś poważnie ranna. - odpowiedział mi lekko zaniepokojony. Rzeczywiście, z boku wystawał mi krótki sztylet, zatruty. Nie bolało, ale czułam jak słabnę. Oparłam głowę o jego ramię i wysiliłam się by wyciągnąć nóż z Duat. Podałam go Nico'wi do ręki.
- Spróbuj je przeciąć. - wziął nóż i zaczął przecinać linę.
- Wiesz może gdzie jesteśmy? - spytał w końcu.
- Castel Sant'Angelo - grobowiec Hadriana. Niedaleko Watykanu.
Poczułam, że pęta puszczają, Nico wstał, a ja poszłam w jego ślady. Zachwiałam się, upadła bym na ziemię, ale syn Hadesa złapał mnie i oparł mnie o siebie.
- Dzięki, - szepnęłam i spojrzeliśmy na sztylet w moim boku. - jeśli go teraz wyciągnę, trucizna zostanie. - pokiwał głową i rozejrzał się po ciasnym pomieszczeniu.
- Jak daleko musimy iść? - spytał kierując nas do wyjścia.
- Zakładając, że jesteśmy na najniższym poziomie, to około 150 schodów, ale gdzieś tu jest wejście do Labiryntu.
- Tego Labiryntu? To nie jest chyba zbyt bezpieczne.
- Byłam w tym Labiryncie wiele razy, dam radę go wykorzystać. - oddychałam coraz ciężej, on jakby to wyczuł i złapał mnie odrobinę pewniej. Byłam pewna co się dzieje, ale znosiła ból i adrenalinę krążącą we krwi.
Szliśmy w ciszy, wzdłuż wąskiego korytarza, oglądałam uważnie ściany, nie chciałam pominąć ani jednego kamienia. Nareszcie! Pokazałam mu znak Dedala, dotknęliśmy go w tym samym momencie, nie wiem czemu ale odruchowo chciałam się cofnąć. Tunel nagle zmienił się, wyglądał teraz jak średniowieczne katakumby.
- Dość przytulnie. - mruknęłam - Nie dziwię się tym potworom, że lubią być niedaleko takich miejsc.
Nico tylko spojrzał na mnie, nie mówiąc nic. Szliśmy już długo, naszym oczom ukazały się trzy drogi.
- Córko bogini rozdroży, decyduj która z nich jest najkorzystniejsza? - odezwał się.
Zamyśliłam się, nagle mnie olśniło.
- Żadna, każda z dróg jest na swój sposób nie bezpieczna, ta po prawej to ślepy zaułek, po lewej - rozpadlina, a w... - dobiegły nas głosy. - Oni. Szybko. - szepnęła i pociągnęłam go ściany, zdziwiło go to, ale nie protestował. Proszę, proszę niech się uda... Dotknęłam ściany i wypowiedziałam egipskie zaklęcie: Sehai - zburzyć. W moim wykonaniu to zaklęcie było szybkie i efektywne. Kamienie opadły na ziemię, to była świetna alternatywa dla He-dżi - zniszczenia. W murze powstała wnęka, około 1m², weszliśmy tam.
- Anubisie daj mi moc. - szepnęłam, byłam wykończona, wiedziałam, że użycie więcej własnej mocy spali mnie od wewnątrz. Poczułam lekki przypływ mocy, spowiła mnie czarna aura.Chciałam utrzymać Mgłę, jak najdłużej, tak by nas nie widzieli. Nico coś do mnie mówił, ale nie słuchałam go, ważne było tylko zadanie. Wtedy poczułam, ukłucie w miejscu wbicia sztyletu, piekący ból. Padłam na ziemię pół przytomna, wszystko wokół było nie wyraźną plamą. Jedyne co pamiętam wyraźnie, to centaura wymierzającego synowi Plutona cios w głowę, i to jak pół-koń ginie od srebrnej strzały.
Kaspian
Byłem dumny, ponieśliśmy małe straty, tylko pojedyncze palce - nic poważnego. Na serio, trochę rannych. Dziwiło nas to, że przeciwnicy tak łatwo się poddali. To wyglądało trochę jak... Nie, na pewno nie! Prawda? Zobaczyłem brązowowłosą centurion - Kiare. Zawsze mi się podobała, jak żadna inna dotąd. Zawsze walczyła dwoma długimi sztyletami, ubierała się zwykle w skórę i czarne jeansy. Gdym tylko mógł jej powiedzieć... Nie, nie mogę, jeśli się przywiąże, to Tina zostanie tu sama. Nie pozwolę na to! Dopóki ona nie znajdzie kogoś, do kogo mogłaby przywiązać swój śmiertelny żywot i nareszcie żyć, ale wydaję mi się, że chyba już kogoś takiego znalazła...Nagle usłyszałem krzyk Miry. Leciała na Hurricanie, pegaz wylądował obok Percy'ego. Ten złapał uzdę, ściągnął swoją przyrodnią siostrę z jego grzbietu i podał mnie.
- Powinnaś być z Martiną i Niciem, gdzie oni są? - przez chwilę miałem dziwne podejrzenia wobec nich, ale Tina od tak by nie pozwoliła Mirze uciec. Mała tylko płakała. Percy spojrzał na karego wierzchowca.
- Centaurowie ich porwali! - powiedział w końcu, poczułem jak coś we mnie pęka. Oddałem Mirę Annabeth, ta próbowała ją uspokoić.
Wpadłem na pomysł, jest ktoś kto wciągu kilku godzin przewróci cały wszechświat i ich znajdzie. Ruszyłem przed siebie. Percy chciał mnie zatrzymać.
- Gdzie idziesz? Musimy coś zaplanować...
- Idę zadzwonić do młodszej siostrzyczki. - przerwałem mu.
Martina
Obudziłam się cała obolała, czułam jak ktoś do kogo mnie przywiązano wierci się niemiłosiernie by rozluźnić linę. Wszystko sobie przypomniałam, to Nico próbował nas uwolnić.- Nico? - szepnęłam, kiedy spróbowałam się lekko dźwignąć do pionu, poczułam szarpnięcie.
- Uważaj, jesteś poważnie ranna. - odpowiedział mi lekko zaniepokojony. Rzeczywiście, z boku wystawał mi krótki sztylet, zatruty. Nie bolało, ale czułam jak słabnę. Oparłam głowę o jego ramię i wysiliłam się by wyciągnąć nóż z Duat. Podałam go Nico'wi do ręki.
- Spróbuj je przeciąć. - wziął nóż i zaczął przecinać linę.
- Wiesz może gdzie jesteśmy? - spytał w końcu.
- Castel Sant'Angelo - grobowiec Hadriana. Niedaleko Watykanu.
Poczułam, że pęta puszczają, Nico wstał, a ja poszłam w jego ślady. Zachwiałam się, upadła bym na ziemię, ale syn Hadesa złapał mnie i oparł mnie o siebie.
- Dzięki, - szepnęłam i spojrzeliśmy na sztylet w moim boku. - jeśli go teraz wyciągnę, trucizna zostanie. - pokiwał głową i rozejrzał się po ciasnym pomieszczeniu.
- Jak daleko musimy iść? - spytał kierując nas do wyjścia.
- Zakładając, że jesteśmy na najniższym poziomie, to około 150 schodów, ale gdzieś tu jest wejście do Labiryntu.
- Tego Labiryntu? To nie jest chyba zbyt bezpieczne.
- Byłam w tym Labiryncie wiele razy, dam radę go wykorzystać. - oddychałam coraz ciężej, on jakby to wyczuł i złapał mnie odrobinę pewniej. Byłam pewna co się dzieje, ale znosiła ból i adrenalinę krążącą we krwi.
Szliśmy w ciszy, wzdłuż wąskiego korytarza, oglądałam uważnie ściany, nie chciałam pominąć ani jednego kamienia. Nareszcie! Pokazałam mu znak Dedala, dotknęliśmy go w tym samym momencie, nie wiem czemu ale odruchowo chciałam się cofnąć. Tunel nagle zmienił się, wyglądał teraz jak średniowieczne katakumby.
- Dość przytulnie. - mruknęłam - Nie dziwię się tym potworom, że lubią być niedaleko takich miejsc.
Nico tylko spojrzał na mnie, nie mówiąc nic. Szliśmy już długo, naszym oczom ukazały się trzy drogi.
- Córko bogini rozdroży, decyduj która z nich jest najkorzystniejsza? - odezwał się.
Zamyśliłam się, nagle mnie olśniło.
- Żadna, każda z dróg jest na swój sposób nie bezpieczna, ta po prawej to ślepy zaułek, po lewej - rozpadlina, a w... - dobiegły nas głosy. - Oni. Szybko. - szepnęła i pociągnęłam go ściany, zdziwiło go to, ale nie protestował. Proszę, proszę niech się uda... Dotknęłam ściany i wypowiedziałam egipskie zaklęcie: Sehai - zburzyć. W moim wykonaniu to zaklęcie było szybkie i efektywne. Kamienie opadły na ziemię, to była świetna alternatywa dla He-dżi - zniszczenia. W murze powstała wnęka, około 1m², weszliśmy tam.
- Anubisie daj mi moc. - szepnęłam, byłam wykończona, wiedziałam, że użycie więcej własnej mocy spali mnie od wewnątrz. Poczułam lekki przypływ mocy, spowiła mnie czarna aura.Chciałam utrzymać Mgłę, jak najdłużej, tak by nas nie widzieli. Nico coś do mnie mówił, ale nie słuchałam go, ważne było tylko zadanie. Wtedy poczułam, ukłucie w miejscu wbicia sztyletu, piekący ból. Padłam na ziemię pół przytomna, wszystko wokół było nie wyraźną plamą. Jedyne co pamiętam wyraźnie, to centaura wymierzającego synowi Plutona cios w głowę, i to jak pół-koń ginie od srebrnej strzały.
Rozdział 11
Nico
Byłem na nią zły, widziałem, że użycie jej mocy może ją zabić. Oboje wiedzieliśmy, prosiłem ją, żeby przestała, ale ignorowała mnie. Kiedy straciła przytomność starałem się obronić nas jak najdłużej, lecz trzech na jednego, ze wstrząśnieniem mózgu i nadal bolącą ręką. To nie było dla nich wyzwanie.
Obudziłem się w bardzo wygodnym łóżku. Wspominałem, że takich nie lubię? Jęknąłem.
- Ooo, śpiąca królewna postanowiła się obudzić. - przywitała mnie ironicznie znajoma mi Łowczyni.
- Thalia? Co ty tu robisz? - uniosłem się na łóżku.
- Ratuję ci życie. Jak można zaliczyć trzy wstrząśnienia mózgu pod rząd? - odparła.
- Nie wiem, byłem nieprzytomny. - Przyjrzałem się jej, miała teraz dłuższe włosy, nową skórzaną kurtkę i srebrny łuk z wyrzeźbionym piorunem.
- Zawołam twoją siostrę, chciała cię odwiedzić. - wyszła. Zauważyłem, że moja głowa została starannie owinięta bandażem, czułem się dziwnie. Łowczynie przeniosły mnie z Labiryntu aż tutaj, do Legionowego Szpitala. Pomieszczenie było duże, ale podzielone parawanem, podejrzewałem, że po jego drugiej stronie leżała ona. Bałem się o nią, naprawdę się bałem. Czułem się winny, pozwoliłem jej użyć więcej mocy niż mogła.
Kiedy tak o tym myślałem przyszła Hazel. Moja siostra spojrzała na mnie z troską.
- Jak się czujesz? - spytała siadając na moim łóżku.
- Lepiej. - odpowiedziałem, kiedy zaburczało mi w żołądku. Dziewczyna podała mi talerz z owocem granatu.
- To ci pomoże. Musisz mieć siłę. - uśmiechnęła się kiedy jadłem, mnie coś nie dawało spokoju.
- Co z nią, z Martiną?
- Nie chcą nam powiedzieć, ale Kaspian jest jak cień człowieka.
- A właściwie jak długo tu jesteśmy?
- Od tygodnia.
Potem siedzieliśmy w ciszy, rozmyślałem dlaczego nic nie chcą powiedzieć o niej. Nagle do pomieszczenia weszła wysoka dziewczyna.
- Mogę z nim porozmawiać na osobności? - spytała mojej siostry, Hazel kiwnęła głową.
- Później do ciebie wpadnę, braciszku. - szepnęła do mnie i wyszła.
Zostałem sam z Łowczynią, skąd to wiedziałem? Srebrny łuk, który trzymała mówił sam za siebie.
- Alessa, córka Apolla, zastępczyni porucznika Łowczyń Artemidy. - Powiedziała dumnie, ale nie było w tym tyle pogardy, ile wkładały jej w swoje tytuły, inne Łowczynie.
- Nico di...
- Angelo, Syn Hadesa, Signore dei Fantasmi. - więc tak tłumaczy się Władca Upiorów, po włosku... Ja całe życie wypowiadałem to w formie "Fantasma Re". - Wiem, chciałam się od ciebie dowiedzieć co stało się w podziemiach Pałacu Św. Anioła.
- Dlaczego to Thalia ze mną o tym nie rozmawiała? Jako wasza przywódczyni?
- Bo to nie dotyczy Łowczyń, tylko Martiny.
- Och.- Spojrzałem w jej wściekłe niebieskie oczy, przebijało się przez nie zmartwienie. - Nie pamiętam wszystkiego, wiem, że miała wbity zatruty nóż, nie chciała go wyciągać, bo wtedy trucizna zostałaby w ranie. To wszystko. - Czekałem aż coś powie, ale milczała w zamyśleniu. Zebrałem się na odwagę, żeby zapytać. - Co z nią?
- Jeśli już musisz wiedzieć, nie budzi się, ale żyje. Jest silna, ale to nie wystarczy. Teraz potrzeby nam jest cud. - spojrzała na mnie, i chyba coś ją tknęło bo złagodniała. - Nie obwiniaj się, powiem ci jeśli coś się zmieni. - wyszła. Zostałem sam ze swoimi myślami.
- Nie obwiniaj się! - przedrzeźniałem ją. - Łatwo powiedzieć.
- Pomóż mu. Proszę cię.
- Komu? Nico? Jeśli jeszcze nie widzisz ja umieram. Jak mam mu pomóc?
Po raz pierwszy postanowiła powiedzieć coś więcej.
- Nie umrzesz, on ci na to nie pozwoli, wiem to. Pomóż mu, proszę. - łkała.
- W czym, nie mam o co ci chodzi!
- Pomóż mu odzyskać wiarę, nadzieję. Stracił ją, ale nikt oprócz ciebie mu nie pomoże. - znikła.
Nie zapamiętałam nic więcej z moich podróży po Duat.
Kiedy tak o tym myślałem przyszła Hazel. Moja siostra spojrzała na mnie z troską.
- Jak się czujesz? - spytała siadając na moim łóżku.
- Lepiej. - odpowiedziałem, kiedy zaburczało mi w żołądku. Dziewczyna podała mi talerz z owocem granatu.
- To ci pomoże. Musisz mieć siłę. - uśmiechnęła się kiedy jadłem, mnie coś nie dawało spokoju.
- Co z nią, z Martiną?
- Nie chcą nam powiedzieć, ale Kaspian jest jak cień człowieka.
- A właściwie jak długo tu jesteśmy?
- Od tygodnia.
Potem siedzieliśmy w ciszy, rozmyślałem dlaczego nic nie chcą powiedzieć o niej. Nagle do pomieszczenia weszła wysoka dziewczyna.
- Mogę z nim porozmawiać na osobności? - spytała mojej siostry, Hazel kiwnęła głową.
- Później do ciebie wpadnę, braciszku. - szepnęła do mnie i wyszła.
Zostałem sam z Łowczynią, skąd to wiedziałem? Srebrny łuk, który trzymała mówił sam za siebie.
- Alessa, córka Apolla, zastępczyni porucznika Łowczyń Artemidy. - Powiedziała dumnie, ale nie było w tym tyle pogardy, ile wkładały jej w swoje tytuły, inne Łowczynie.
- Nico di...
- Angelo, Syn Hadesa, Signore dei Fantasmi. - więc tak tłumaczy się Władca Upiorów, po włosku... Ja całe życie wypowiadałem to w formie "Fantasma Re". - Wiem, chciałam się od ciebie dowiedzieć co stało się w podziemiach Pałacu Św. Anioła.
- Dlaczego to Thalia ze mną o tym nie rozmawiała? Jako wasza przywódczyni?
- Bo to nie dotyczy Łowczyń, tylko Martiny.
- Och.- Spojrzałem w jej wściekłe niebieskie oczy, przebijało się przez nie zmartwienie. - Nie pamiętam wszystkiego, wiem, że miała wbity zatruty nóż, nie chciała go wyciągać, bo wtedy trucizna zostałaby w ranie. To wszystko. - Czekałem aż coś powie, ale milczała w zamyśleniu. Zebrałem się na odwagę, żeby zapytać. - Co z nią?
- Jeśli już musisz wiedzieć, nie budzi się, ale żyje. Jest silna, ale to nie wystarczy. Teraz potrzeby nam jest cud. - spojrzała na mnie, i chyba coś ją tknęło bo złagodniała. - Nie obwiniaj się, powiem ci jeśli coś się zmieni. - wyszła. Zostałem sam ze swoimi myślami.
- Nie obwiniaj się! - przedrzeźniałem ją. - Łatwo powiedzieć.
Martina
Czułam jak moje ka* słabnie z każdą chwilą. Wiedziałam, że śnie,bo przecież znów widziałam te dziewczynę. Była naprawdę piękna, miała czarne włosy do ramion, czekoladowe oczy i oliwkową cerę, wiedziałam. To była siostra Nico, starsza siostra - Bianca di Angelo. Byli do siebie tak podobni, czy właśnie uznałam, że Nico jest piękny? Tak, zdecydowanie. To w końcu sen, mogę myśleć co chcę, więc przyznaję się straszeni mi się podobał.- Pomóż mu. Proszę cię.
- Komu? Nico? Jeśli jeszcze nie widzisz ja umieram. Jak mam mu pomóc?
Po raz pierwszy postanowiła powiedzieć coś więcej.
- Nie umrzesz, on ci na to nie pozwoli, wiem to. Pomóż mu, proszę. - łkała.
- W czym, nie mam o co ci chodzi!
- Pomóż mu odzyskać wiarę, nadzieję. Stracił ją, ale nikt oprócz ciebie mu nie pomoże. - znikła.
Nie zapamiętałam nic więcej z moich podróży po Duat.
Rozdział 12
Kaspian
Ciągle siedziałem u Martiny, Alessia musiała odciągać mnie siłą. Karmiła mnie nektarem, bo nie mogłem jeść. Obwiniałem się, bo powinienem był pozostawić przy niej ochronę. Zasnąłem na krześle obok jej łóżka, modliłem się do wszystkich bogów, by pomogli jej. Mój talent leczenia nie wskórał zbyt wiele.
Nagle poczułem jak ktoś łapie mnie za ramie, myślałem, że to znów moja przyrodnia siostra. Kiedy się odwróciłem i zobaczyłem wysokiego chłopaka. Podobnego do mnie, te same niebieskie oczy, jasne włosy... Tak, to był mój ojciec, Apollo. Mógłbym powiedzieć, że dziwnie się czułem, że miał ciało dziewiętnastolatka, ale już się przyzwyczaiłem.
- Zeus - więc to była jego grecka wersja - nie dał mi wiele czasu więc będę się streszczał. Moc grecko-rzymska nic tu nie da. Musisz wezwać jakiegoś egipskiego uzdrowiciela. - powiedział.
- Ale... - chciałem w trącić kiedy do pomieszczenia weszły Alessia i Artemida. Skłoniłem się przed siostrą ojca.
- Alessia pojedzie z tobą. - powiedzieli chórem bogowie. Łowczyni spojrzała na nich zdziwiona.
- Co, gdzie, kiedy? - spytała.
- Jedziemy do 1 nomu. Potrzebujemy maga medyka. - odpowiedziałem szybko. Ali już chciała wyrazić sprzeciw, ale Artemida jej przerwała.
- My musimy już iść, ale radzę wam wziąć kogoś jeszcze. Kogoś kto wie o Egipcie, i może jakiegoś z ich bogów poprosić o pomoc. - Bogowie rozpłynęli się w zderzeniu światła.
- Więc? Masz pomysł? - odezwała się.
- Wiesz który to syn Hadesa?
- Tak.
Wyszliśmy, było już grubo po północy. Musiałem poczekać na wschód słońca, żeby nas przenieść, no i jeszcze powiadomić Nico.
Nagle poczułem jak ktoś łapie mnie za ramie, myślałem, że to znów moja przyrodnia siostra. Kiedy się odwróciłem i zobaczyłem wysokiego chłopaka. Podobnego do mnie, te same niebieskie oczy, jasne włosy... Tak, to był mój ojciec, Apollo. Mógłbym powiedzieć, że dziwnie się czułem, że miał ciało dziewiętnastolatka, ale już się przyzwyczaiłem.
- Zeus - więc to była jego grecka wersja - nie dał mi wiele czasu więc będę się streszczał. Moc grecko-rzymska nic tu nie da. Musisz wezwać jakiegoś egipskiego uzdrowiciela. - powiedział.
- Ale... - chciałem w trącić kiedy do pomieszczenia weszły Alessia i Artemida. Skłoniłem się przed siostrą ojca.
- Alessia pojedzie z tobą. - powiedzieli chórem bogowie. Łowczyni spojrzała na nich zdziwiona.
- Co, gdzie, kiedy? - spytała.
- Jedziemy do 1 nomu. Potrzebujemy maga medyka. - odpowiedziałem szybko. Ali już chciała wyrazić sprzeciw, ale Artemida jej przerwała.
- My musimy już iść, ale radzę wam wziąć kogoś jeszcze. Kogoś kto wie o Egipcie, i może jakiegoś z ich bogów poprosić o pomoc. - Bogowie rozpłynęli się w zderzeniu światła.
- Więc? Masz pomysł? - odezwała się.
- Wiesz który to syn Hadesa?
- Tak.
Wyszliśmy, było już grubo po północy. Musiałem poczekać na wschód słońca, żeby nas przenieść, no i jeszcze powiadomić Nico.
Nico
Kiedy w końcu wyszedłem ze szpitala, coś się zmieniło. Wszyscy legioniści wydawali się tacy... Przygaszeni. Nic dziwnego ich Pretor była w ciężkim stanie. Najgorzej prezentował się drugi oficer, Kaspian. Jego oczy były szkliste, chodził struty. Wiedziałem, że nie jadł od kiedy mnie i Martinę przywiozły Łowczynie. Czyli od jakiś dwóch tygodni.
Było już późno, ale ja nadal siedziałem na Forum. Noc była ciepła, a nawet duszna. Chciałem potrenować, ale Thalia uznała, że zabije mnie jeśli spróbuje się przemęczać. Widziałem też jej spotkanie z Jasonem, widać było po nich, że się za sobą stęsknili. Rozumiałem ich, tęskniłem za Biancą, ale to było co innego. Co do Hazel, ją miałem blisko.
Nagle zobaczyłem idące, w moją stronę postaci. Przede mną sali teraz Kaspian i Alessia, dzieci Apolla i najbliższe Martinie osoby. Zaczeli mi wyjaśniać na czym polega ich plan.
- Zaraz, zaraz bo nie jestem pewien czy dobrze zrozumiałem. - wtrąciłem się - Chcecie, żebyśmy pojechali do Kairu, - kiwnęli głowami - spotkali się z tymi magami, i poprosili ich o pomoc?
- Tak, to samo ci przed chwilą powiedzieliśmy! - rzuciła Łowczyni.
- W zasadzie plan niezły, ale co jeśli odmówią.
- Dlatego jedziesz z nami. - Kaspian zaszczycił mnie odpowiedzią.
- Nie zrozumiem.
Ahhhh... - Alessia straciła równowagę. - Słuchaj ty, egipscy magowie wiedzą jak wyleczyć Martinę, a wśród nich jest jeden, który poświęcił ciało bogu śmierci - Anubisowi...
- On jest patronem jej patronem... -wtrąciłem.
- ... a ty jako Władca Upiorów, możesz być jedynym który go do tego przekona. - dokończyła.
- Nie możecie go sami tu wezwać?
- Tylko Tina mogła to zrobić, a mój patron nie jest przychylny Szakalowi. - powiedział Pretor
- Ja zaprzestałam używać tej magii po wstąpieniu do Łowczyń, jakieś 665 lat temu, więc moja Neiht nie będzie mi pomagać. To my musimy wyjść do nich, nie oni do nas.
Uznaliśmy, że wyruszymy w południe, wracając o zachodzie lub północy. Powiadomiliśmy wszystkich na śniadaniu.
- To ja przygotuje okręt! - rozochocił się Leo.
- Czekaj! - zastopował go Kaspian. - Są szybsze sposoby!
Tu tłumaczył im jeszcze teorie przemieszczania się po egipsku. Pierwszy raz widziałem Annabeth zupełnie nie łapiącą sensu czegoś. Dobra, to nie jest teraz ważne. Władzę w czasie naszej nieobecności objąć miała Kiara i Octavia, córki Bellony przyjęły to z entuzjazmem.
Kiedy dochodziła jedenasta ruszyliśmy do jednej ze świątyń, była z ciemnego kamienia. Jej ściany zdobiły różnego rodzaju wizerunki. Widziałem Cerbera, Persesa, Asterii, Zeusa. Na środku stała figura kobiety o trzech twarzach i z sześcioma rękami, dzierżyła w nich: miecz, pochodnie, bicz, sznur i węża. No tak wszystko to łączyło się w jedną postać - Hekate.
- Jesteśmy tu bo jest matką Martiny? - spytałem.
- Nie, bo jest patronką magii, każdej magii. - odpowiedział wskazując na dwa Sfinksy w kącie.
Było już późno, ale ja nadal siedziałem na Forum. Noc była ciepła, a nawet duszna. Chciałem potrenować, ale Thalia uznała, że zabije mnie jeśli spróbuje się przemęczać. Widziałem też jej spotkanie z Jasonem, widać było po nich, że się za sobą stęsknili. Rozumiałem ich, tęskniłem za Biancą, ale to było co innego. Co do Hazel, ją miałem blisko.
Nagle zobaczyłem idące, w moją stronę postaci. Przede mną sali teraz Kaspian i Alessia, dzieci Apolla i najbliższe Martinie osoby. Zaczeli mi wyjaśniać na czym polega ich plan.
- Zaraz, zaraz bo nie jestem pewien czy dobrze zrozumiałem. - wtrąciłem się - Chcecie, żebyśmy pojechali do Kairu, - kiwnęli głowami - spotkali się z tymi magami, i poprosili ich o pomoc?
- Tak, to samo ci przed chwilą powiedzieliśmy! - rzuciła Łowczyni.
- W zasadzie plan niezły, ale co jeśli odmówią.
- Dlatego jedziesz z nami. - Kaspian zaszczycił mnie odpowiedzią.
- Nie zrozumiem.
Ahhhh... - Alessia straciła równowagę. - Słuchaj ty, egipscy magowie wiedzą jak wyleczyć Martinę, a wśród nich jest jeden, który poświęcił ciało bogu śmierci - Anubisowi...
- On jest patronem jej patronem... -wtrąciłem.
- ... a ty jako Władca Upiorów, możesz być jedynym który go do tego przekona. - dokończyła.
- Nie możecie go sami tu wezwać?
- Tylko Tina mogła to zrobić, a mój patron nie jest przychylny Szakalowi. - powiedział Pretor
- Ja zaprzestałam używać tej magii po wstąpieniu do Łowczyń, jakieś 665 lat temu, więc moja Neiht nie będzie mi pomagać. To my musimy wyjść do nich, nie oni do nas.
Uznaliśmy, że wyruszymy w południe, wracając o zachodzie lub północy. Powiadomiliśmy wszystkich na śniadaniu.
- To ja przygotuje okręt! - rozochocił się Leo.
- Czekaj! - zastopował go Kaspian. - Są szybsze sposoby!
Tu tłumaczył im jeszcze teorie przemieszczania się po egipsku. Pierwszy raz widziałem Annabeth zupełnie nie łapiącą sensu czegoś. Dobra, to nie jest teraz ważne. Władzę w czasie naszej nieobecności objąć miała Kiara i Octavia, córki Bellony przyjęły to z entuzjazmem.
Kiedy dochodziła jedenasta ruszyliśmy do jednej ze świątyń, była z ciemnego kamienia. Jej ściany zdobiły różnego rodzaju wizerunki. Widziałem Cerbera, Persesa, Asterii, Zeusa. Na środku stała figura kobiety o trzech twarzach i z sześcioma rękami, dzierżyła w nich: miecz, pochodnie, bicz, sznur i węża. No tak wszystko to łączyło się w jedną postać - Hekate.
- Jesteśmy tu bo jest matką Martiny? - spytałem.
- Nie, bo jest patronką magii, każdej magii. - odpowiedział wskazując na dwa Sfinksy w kącie.
Rozdział 13
Nico
Poczułem się dziwnie, kiedy przenosiliśmy się w przestrzeni, jestem pewien, że po drodze straciłem śniadanie. Znaleźliśmy się w podziemnym tunelu,nagle przed nami pojawił się duży ptak z ludzką głową - ba, jak nazwał to Kaspian.
- Jak ma na imię pierwszy uczeń Anubisa.
- Martina Victix.
- Ha! Błąd, Walt Stone.
- No to jesteś niedoinformowany. Nico wyślij go do podziemia. - uniosłem dłoń, a duch zniknął.
- Egipt jest... Ciekawy. - stwierdziłem.
Szliśmy długim korytarzem, w końcu naszym oczom ukazało się prawdziwe tętniące życiem miasto. Wzdłuż ulic widziałem jeden wielki targ. To było niesamowite. Tylu ludzi w podziemnym mieście, widziałem też małe dzieci. Wszyscy mieli przy sobie jakieś magiczne artefakty o których mówiła mi Martina.
Jakiś chłopak zaprowadził nas pod wielkie drzwi. Powiedział, żebyśmy weszli do Sali Wieków. Kiedy tam byliśmy zobaczyłem około 19 letniego chłopaka, miał ciemną skórę i włosy. Siedział na tronie, przy boku miał jakieś insygnia władzy. Ubrany był zwykłe jeansy i bluzę z kapturem. Na schodach do tronu siedział mężczyzna o identycznym odcieniu skóry, w czerwonym garniturze, ciemne włosy związał w warkoczyki z koralikami, pod kolor garnituru. Na ramieniu miał lamparcią skórę. Obok tronu stała wysoka 17 latka w glanach, i stroju z lnu. Miała blond włosy z fioletowymi pasemkami. Spojrzała na mnie zdziwiona, jakbym kogoś jej przypominał, zignorowałem to.
- Przed faraonem powinno się padać na twarz. - odezwała się do nas.
- Sadie! - odezwali się chórem mężczyzna i chłopak.
- No co? Tylko ja dbam o tradycje? - spytała oburzona Sadie. - Powinieneś dbać o swój image Carter. - dźgnęła chłopaka łokciem. Mężczyzna w czerwieni wstał.
- Przepraszam Was za moją bratanice. - spojrzał na dziewczynę. - Jestem Amos Kane, Najwyższy lektor. A wy, kim jesteście?
- Jestem Kaspian. Kiedyś mieszkałem w I nomie, razem z moją kuzynką. Została zatruta krwią centaura, potrzebujemy uzdrowiciela.
- Centaura? Och... Ale takiego... jak w greckiej mitologii? - spytał Carter.
- Tak. - odpowiedział pretor.
Gospodarze spojrzeli na siebie, najwyraźniej zdziwieni.
Oszczędzając tłumaczenia od nowa mitologii egipskiej, i rzymsko- greckiej, faraon i świta byli... zaskoczeni, zniszczyliśmy ich światopogląd. Osobiście nie przejąłem się tym, najważniejsze było dla mnie to, że życie mojej Tiny było zagrożone. Carter i Sadie przedstawili nam swoją najlepszą uzdrowicielkę - Jaz.Wyglądała jak typowa cheerleaderka na meczach footballu amerykańskiego. Blond włosy, oczy, giętka sylwetka.
Wiedziałem, że i oni i Nico nie nadążają z przetwarzaniem rzeczywistości. Alessia i ja byliśmy zmęczeni. Następnego dnia mieliśmy wrócić do Rzymu.
- Jak ma na imię pierwszy uczeń Anubisa.
- Martina Victix.
- Ha! Błąd, Walt Stone.
- No to jesteś niedoinformowany. Nico wyślij go do podziemia. - uniosłem dłoń, a duch zniknął.
- Egipt jest... Ciekawy. - stwierdziłem.
Szliśmy długim korytarzem, w końcu naszym oczom ukazało się prawdziwe tętniące życiem miasto. Wzdłuż ulic widziałem jeden wielki targ. To było niesamowite. Tylu ludzi w podziemnym mieście, widziałem też małe dzieci. Wszyscy mieli przy sobie jakieś magiczne artefakty o których mówiła mi Martina.
Jakiś chłopak zaprowadził nas pod wielkie drzwi. Powiedział, żebyśmy weszli do Sali Wieków. Kiedy tam byliśmy zobaczyłem około 19 letniego chłopaka, miał ciemną skórę i włosy. Siedział na tronie, przy boku miał jakieś insygnia władzy. Ubrany był zwykłe jeansy i bluzę z kapturem. Na schodach do tronu siedział mężczyzna o identycznym odcieniu skóry, w czerwonym garniturze, ciemne włosy związał w warkoczyki z koralikami, pod kolor garnituru. Na ramieniu miał lamparcią skórę. Obok tronu stała wysoka 17 latka w glanach, i stroju z lnu. Miała blond włosy z fioletowymi pasemkami. Spojrzała na mnie zdziwiona, jakbym kogoś jej przypominał, zignorowałem to.
- Przed faraonem powinno się padać na twarz. - odezwała się do nas.
- Sadie! - odezwali się chórem mężczyzna i chłopak.
- No co? Tylko ja dbam o tradycje? - spytała oburzona Sadie. - Powinieneś dbać o swój image Carter. - dźgnęła chłopaka łokciem. Mężczyzna w czerwieni wstał.
- Przepraszam Was za moją bratanice. - spojrzał na dziewczynę. - Jestem Amos Kane, Najwyższy lektor. A wy, kim jesteście?
- Jestem Kaspian. Kiedyś mieszkałem w I nomie, razem z moją kuzynką. Została zatruta krwią centaura, potrzebujemy uzdrowiciela.
- Centaura? Och... Ale takiego... jak w greckiej mitologii? - spytał Carter.
- Tak. - odpowiedział pretor.
Gospodarze spojrzeli na siebie, najwyraźniej zdziwieni.
Kaspian
Oszczędzając tłumaczenia od nowa mitologii egipskiej, i rzymsko- greckiej, faraon i świta byli... zaskoczeni, zniszczyliśmy ich światopogląd. Osobiście nie przejąłem się tym, najważniejsze było dla mnie to, że życie mojej Tiny było zagrożone. Carter i Sadie przedstawili nam swoją najlepszą uzdrowicielkę - Jaz.Wyglądała jak typowa cheerleaderka na meczach footballu amerykańskiego. Blond włosy, oczy, giętka sylwetka.
Wiedziałem, że i oni i Nico nie nadążają z przetwarzaniem rzeczywistości. Alessia i ja byliśmy zmęczeni. Następnego dnia mieliśmy wrócić do Rzymu.
Rozdział 14
Martina
Obudziłam się z nową energią, tak ja też w to nie wierzę. Nade mną zastałam blondynkę o jasnych oczach.
- Witaj w śród żywych. Jestem Jaz, jestem uzdrowicielką z dwudziestego pierwszego nomu.
- Skąd tu się wzięłaś? - głupie pytanie, ale byłam oszołomiona. Spróbowałam się podnieść.
- Nie ruszaj się, jesteś jeszcze słaba, ale każda godzina działa na twoją korzyść. A co do twojego pytania, to przywieźli mnie tu twoi przyjaciele. - odpowiedziała mi. - Czas zmienić opatrunek. - wskazała na przygotowane bandaże i mikstury.
- Ale nie zmumifikujesz mnie, prawda? - roześmiałyśmy się.
- Nie, nie masz się o co martwić.
Kiedy zobaczyłam ranę prawie zemdlałam, skóra przybrała fioletowo zielony kolor, a krew i ropa delikatnie przesączały się przez gazę.
- Auć, jesteś pewna, że nie umarłam?
- Będzie dobrze. Trucizna znikła, leczę cię od tygodnia, a rana goi się coraz lepiej.
- Jeśli to jest "lepiej" to dobrze, że nie widziałam jak wyglądało gorzej. - Jaz zmieniła mi opatrunek i zalała ranę jakimś płynem.
- Pójdę po Alessie, powiem, że już się obudziłaś. - tak też zrobiła.
Podniosłam się i oparłam o wezgłowie. westchnęłam głośno.
- Och bogowie, dlaczego jesteście tacy okrutni.
Przez drzwi weszła Ali, z tacą na której zauważyłam pizze Margarita i Zabaglione.
- Musisz zjeść dużo. Mieć siły i rosnąć duża! - przywitała mnie. Zaśmiałam się, brakowało mi jej poczucia humoru. W ogóle jej całej.
- Alessia, nie musiałaś.
- Oj Tina. Zawsze tak bardzo
indipendente*. Teraz jedz, to twój ulubiony deser.
- Pamiętałaś! Uwielbiam ten deser, i uwielbiam tamto miasto.
- Tak, Wenecja jest niesamowita. - milczałyśmy przez chwilę. Ja zaczęłam jeść, kiedy po pizzy zostały okruszki odezwałam się.
- Dziękuję, że pojechaliście po Jaz. Jestem wam dozgonnie wdzięczna!
- No, było blisko. A tak w ogóle, to fajny ten twój Nico.
- Co? O co ci znowu chodzi?! - może zareagowałam zbyt gwałtownie...
- No wiesz, w końcu pojechał z nami, więc pomyślałam, że...
- Nie myśl zbyt dużo. - wcale nie byłam wredna, ona po prostu coś sugerowała! - Zmieniając temat, gdzie jest Kas?
- Śpi, wreszcie. Zostałaś zaatakowana dwa tygodnie temu, tyle też czasu on prawie nie zmrużył oka. - Więc znam Nico od miesiąca... Zaraz, teraz najważniejszy jest Kaspian.
- Powiedz mi kiedy się obudzi.
- Dobrze, ale teraz ty jeszcze śpij. Od jutra znów wstajesz na nogi.
Jak powiedziała tak zrobiła. Przez tydzień rana znikła, na jej miejscu została mała blizna w kształcie krzyża. Ja zaczynałam stawać na nogi. Miała iść potrenować samotnie, ale musiałam coś załatwić. Założyłam szorty, bluzkę na cienkich ramiączkach i vans'y Ruszyłam do lasu, wiedziałam, że tam będzie...
Nico
Od naszego powrotu z Egiptu minęły dwa tygodnie, ale już po pierwszym w krwi Martiny nie było trucizny. Następny polegał na przywracaniu jej do formy. Tego dnia miała znów zacząć trening.
Siedziałem na placu treningowym, tym samym na, którym ćwiczyłem z Martiną. Było około godziny szesnastej. Oparłem głowę o drzewo i drzemałem.
- Nico? - na dźwięk mojego imienia aż podskoczyłem, ale opanowałem się. Obróciłem się, a ona tam stała.
- Hmm? - Mruknąłem inteligentnie. Martina usiadła tuż obok mnie, i spojrzała w niebo prze gałęzie drzewa.
- Chciałam ci podziękować.
- Za co? -zdziwiłem się.
- Za to, że pojechałeś z nimi, po uzdrowicielkę.
- To przecież nic takiego. Z tego co słyszałem przyjaciele tak robią.
- Siamo amici?- spytała to włosku
- Siamo amici. - odpowiedziałem. Przez dłuższą chwilę patrzyliśmy sobie w oczy, ale wiedziałem, że nie czyta moich myśli.
- Trening? - chyba cisza była dla nas uciążliwa bo wypowiedzieliśmy to w tym samym momencie. Wstaliśmy i ruszyliśmy na plac. Przyjęliśmy pozycje, nasze miecze błyszczały w słońcu. Nawet nie zauważyłem kiedy zaczęliśmy, dźwięk metalu zbudził mnie. Chciałem być skoncentrowany, ale coś ciągle nie dawało mi spokoju. Myślałem, zamiast walczyć, i to mnie zgubiło. Zanim się obejrzałem leżałem na ziemi. Córka Hekate oparła kolano o moją klatkę piersiową, a miecz przytknęła mi do szyi.
- Ze skupieniem u ciebie marnie. - stwierdziła. Spojrzałem na nią, promienie słońca połyskiwały między jej włosami... STOP! Nico o czym ty myślisz? - zapytałem siebie. - Trzeba się jakoś uwolnić. Zauważyłem, że jej druga noga znajduje się niebezpiecznie blisko mojej ręki. Jak miałem nie wykorzystać tej sytuacji. Złapałem ją i przyciągając ją obróciłem się. To może nie było zbyt dobre posunięcie, ale zaryzykowałem. Jej głowa znajdowała się pomiędzy moimi dłońmi, wsparłem się na kolanach. Patrzyła na mnie szeroko otwartymi oczami.
- Co się stało? - zapytała oszołomiona
- Poległaś. Wiesz, ze skupieniem u ciebie marnie. - przedrzeźniałem ją.
- To trochę nie fair, więc zejdź ze mnie.
- A jeśli nie?
- No dobra, - w jej oczach zauważyłem błysk. To źle wróżyło.- Nie chciałam ci tego robić, ale muszę.
Poczułem jak jej dłonie opierają się o mój tors. Spiąłem mięśnie, nie lubiłem jak ktoś mnie dotyka, ale rozluźniłem się kiedy zaczęła mnie łaskotać. Po chwili zanosiłem się śmiechem, przewróciłem się na bok. Ona dalej zmuszała mnie do niepohamowanej histerii.
- Dobra, rozejm?
- Nie!
- A jak... powiem, że wygrałaś. - Zatrzymała się, i opadła na ziemie obok mnie.
- Lubie zwyciężać. To takie przyjemne.
Długo się jeszcze śmialiśmy. Potem każde ruszyło w swoją stronę.
Martina
Ten dzień był... ciekawy. Wieczorem ubrałam na siebie purpurową togę i wyszłam na kolację. Gdybym wiedziała ile zmieni ta kolacja.
Kiedy już byli wszyscy, Kas ich przywitał i powiedział, że ja czuję się dobrze. Ogólnie było przyjemnie.
Łowczynie zamierzały odejść w ciągu najbliższych kilku dni, zresztą załoga Argo II miała podobne plany. To jakoś nie napawało mnie radością. Wiedziałam, że będzie mi... nieważne.
Jedliśmy i rozmawialiśmy, ale ktoś postanowił zburzyć równowagę. Artemida która dotychczas tylko mi się przyglądała, postanowiła zabrać głos.
- Jesteś bardzo silna. Mało kto potrafi przetrwać tak długo bez odpowiedniego leczenia przy takiej truciźnie. - nie wiedziałam co mam powiedzieć więc milczałam. - Dlatego, znając także twoje umiejętności bitewne chce zaproponować ci dołączenie do moich łowów. - zerknęłam na Nica, jego wyraz twarzy mówił wszystko.
- Pani Artemido, ja...
- Nie będę wiecznie czekać, daję ci dwa dni na decyzje.
Nie wytrzymałam, wstałam i odeszłam. Gdy mnie już nie widzieli rozpłynęłam się w cieniu.
____________________________________________________________________________
Z włoskiego:
*Indipendente - Samodzielna
**Siamo amici - Jesteśmy przyjaciółmi
Rozdział 15
Nico
Nie mogłem w to uwierzyć. Czemu to zawsze musiała być Artemida, najpierw zabrała mi Biancę, a teraz... Martinę. To musiał być jakiś żart... Kiedy Martina odeszła od stołu chciałem iść za nią i.. sam nie wiem. Nie wiem co mam zrobić - myślałem. Bałem się, że zniknie z mojego życia, lub jeszcze gorzej.
Kaspian
Gdy usłyszałem co proponuje bogini Łowów... O Horusie, nie mogłem uwierzyć. Kiedyś zabrała Alessie, wcześniej odmówiła mojej matce. Dlaczego uparła się na najbliższe mi osoby?
Pobiegłem za Martiną, ale nigdzie jej nie widziałem. Za to znałem miejsce w którym na pewno będzie - świątynia Hekate. Zmieniłem się w sokoła i poleciałem. Kiedy wylądowałem zobaczyłem Tinę, siedziała przed pomnikiem matki, z podkulonymi kolanami. Przemieniłem się i usiadłem obok niej. Objąłem ją ramieniem.
- Co jest? - spytałem.
Nie odpowiedziała, oparła się tylko o mnie, była dla mnie jak mała siostrzyczka, która potrzebuje opieki. Rozejrzałem się po świątyni, była zbudowana z ciemnych kamieni i ozdobiona złotem i kryształami. Mroczna, szlachetna i dumna. To wnętrze kogoś mi przypominało.
- Nie wiesz co odpowiedzieć Artemidzie prawda? - próbowałem skłonić ją do rozmowy. - Tylko czemu się wahasz.
- Bo ja...Z jednej strony są Łowy, wieczną młodość już mam, ale tam jest Alessia. No i jeszcze, miłość romantyczna nie jest mi pisana, oboje płaci gorzko za klątwę Hebe. A z drugiej, jest Legion, ty i jeszcze jest... - przerwała.
- Nico?
Po jej policzku spłynęła łza.
- Kas, ja... ja myślałam, że już nigdy... się tak nie poczuje. - wstała, zaczęła zataczać kręgi. Zawsze tak robiła kiedy się denerwowała. - Wiem, że to złe. Bo przecież, one będzie się starzeć a ja pozostanę taka sama przez wieki, i to mnie najbardziej boli.
- A może nie jest to takie złe... - spojrzała na mnie wyczekująco. - Może w końcu Jupiter się ugnie i cofnie...
- Nie, on tego nie zrobi, a Hades... Nie wskórał nic przez wieki... - westchnęła. Przystanęła przy trójnogu z czarnym ogniem. Dotknęła go i ciemność otoczyła jej rękę. Nagle odezwała się. - Myślisz, że mogłabym... opuścić stanowisko?
- Jeśli tego właśnie chcesz, ale czy jesteś pewna. - spojrzałem jej w oczy, kiwnęła głową.
Odprowadziłem ją do jej sypialni i kazałem kłaść się spać. Wiedziałem, że jej przy sobie nie utrzymam, ale był mały problem, nadal była moją małą Tiną, która potrzebowała starszego brata.
Następnego dnia powiadomiłem centurionów o jej rezygnacji. Ona sama ze swojego pokoju wychyliła się dopiero koło godziny szóstej wieczorem, widziałem, że miała na sobie skórzaną kurtkę - wiał wiatr - bokserkę i jeansowe szorty. Wsiadła na Hurricane'a i odleciała...
- Uno contro uno?* - spytała patrząc wyzywająco. Zastanawiałem się czy zdecydowała się przyjąć propozycję Artemidy.
- Sì! ** - powiedziałem z niekrytym entuzjazmem. Hurricane odsunął się, ale pozostawał na arenie.
Ustawiliśmy się na przeciwko siebie,Martina zaatakowała niezwykle szybko. Przed oczami miałem jedynie złoto-czarne smugi naszych broni, tylko od czasu do czasu widziałem jej oczy. Kiedy znów je widziałem zapatrzyłem się, ale opamiętałem się zbierając kopniaka w brzuch.
Dziewczyna walczyła inaczej, tak jak wtedy gdy widziałem ją z lwem nemejskim. Była szybsza i agresywniejsza, jakby właśnie miała pokonać jakiegoś strasznego potwora. Moje rozmyślenia zakończyły się wraz z podcięciem nóg, podniosłem się od razu i uderzyłem mieczem prosto w jej skrzyżowane miecze. Zaczęła unosić miecze a ja razem z nią, kiedy nasze ręce były wyciągnięte do końca, spojrzałem w jej oczy. Zbliżyłem się do niej i... Pocałowałem ją. Sam nie wierzyłem w to co robię. Odrzuciłem mieczy i położyłem dłonie na jej biodrach. Liczyłem na to, że mnie odepchnie, złamie mi serce i nie będę robił sobie nadziei, ale jej miecze zniknęły w Duat. Ona oplotła swoje dłonie wokoło mojego karku, i oddała mi pocałunek.
Opamiętałem się, i odsunąłem.
- Chciałem, żebyś wiedziała. Ti amo Martina.
Rozpłynąłem się w cieniu
________________________________________________________________________________
*Uno contro uno? - Jeden na jednego?
** Sì! - Tak!
***Ti amo - Kocham cię
- Co jest? - spytałem.
Nie odpowiedziała, oparła się tylko o mnie, była dla mnie jak mała siostrzyczka, która potrzebuje opieki. Rozejrzałem się po świątyni, była zbudowana z ciemnych kamieni i ozdobiona złotem i kryształami. Mroczna, szlachetna i dumna. To wnętrze kogoś mi przypominało.
- Nie wiesz co odpowiedzieć Artemidzie prawda? - próbowałem skłonić ją do rozmowy. - Tylko czemu się wahasz.
- Bo ja...Z jednej strony są Łowy, wieczną młodość już mam, ale tam jest Alessia. No i jeszcze, miłość romantyczna nie jest mi pisana, oboje płaci gorzko za klątwę Hebe. A z drugiej, jest Legion, ty i jeszcze jest... - przerwała.
- Nico?
Po jej policzku spłynęła łza.
- Kas, ja... ja myślałam, że już nigdy... się tak nie poczuje. - wstała, zaczęła zataczać kręgi. Zawsze tak robiła kiedy się denerwowała. - Wiem, że to złe. Bo przecież, one będzie się starzeć a ja pozostanę taka sama przez wieki, i to mnie najbardziej boli.
- A może nie jest to takie złe... - spojrzała na mnie wyczekująco. - Może w końcu Jupiter się ugnie i cofnie...
- Nie, on tego nie zrobi, a Hades... Nie wskórał nic przez wieki... - westchnęła. Przystanęła przy trójnogu z czarnym ogniem. Dotknęła go i ciemność otoczyła jej rękę. Nagle odezwała się. - Myślisz, że mogłabym... opuścić stanowisko?
- Jeśli tego właśnie chcesz, ale czy jesteś pewna. - spojrzałem jej w oczy, kiwnęła głową.
Odprowadziłem ją do jej sypialni i kazałem kłaść się spać. Wiedziałem, że jej przy sobie nie utrzymam, ale był mały problem, nadal była moją małą Tiną, która potrzebowała starszego brata.
Następnego dnia powiadomiłem centurionów o jej rezygnacji. Ona sama ze swojego pokoju wychyliła się dopiero koło godziny szóstej wieczorem, widziałem, że miała na sobie skórzaną kurtkę - wiał wiatr - bokserkę i jeansowe szorty. Wsiadła na Hurricane'a i odleciała...
Nico
Znów siedziałem na placu treningowym, chyba pierwszy raz porządnie się mu przyjrzałem. Sama arena miała około 5 metrów w promieniu. Cztery rzędy półokrągłych trybun były umieszczone na pagórku, wokół otaczał mnie las. Nagle moją uwagę zwrócił trzepot skrzydeł, czarny pegaz wylądował tuż przede mną. Na jego grzbiecie siedziała córka Hekate, uśmiechnąłem się lekko na jej widok. Zeskoczyła z koni i podeszła do mnie wyciągając miecze.- Uno contro uno?* - spytała patrząc wyzywająco. Zastanawiałem się czy zdecydowała się przyjąć propozycję Artemidy.
- Sì! ** - powiedziałem z niekrytym entuzjazmem. Hurricane odsunął się, ale pozostawał na arenie.
Ustawiliśmy się na przeciwko siebie,Martina zaatakowała niezwykle szybko. Przed oczami miałem jedynie złoto-czarne smugi naszych broni, tylko od czasu do czasu widziałem jej oczy. Kiedy znów je widziałem zapatrzyłem się, ale opamiętałem się zbierając kopniaka w brzuch.
Dziewczyna walczyła inaczej, tak jak wtedy gdy widziałem ją z lwem nemejskim. Była szybsza i agresywniejsza, jakby właśnie miała pokonać jakiegoś strasznego potwora. Moje rozmyślenia zakończyły się wraz z podcięciem nóg, podniosłem się od razu i uderzyłem mieczem prosto w jej skrzyżowane miecze. Zaczęła unosić miecze a ja razem z nią, kiedy nasze ręce były wyciągnięte do końca, spojrzałem w jej oczy. Zbliżyłem się do niej i... Pocałowałem ją. Sam nie wierzyłem w to co robię. Odrzuciłem mieczy i położyłem dłonie na jej biodrach. Liczyłem na to, że mnie odepchnie, złamie mi serce i nie będę robił sobie nadziei, ale jej miecze zniknęły w Duat. Ona oplotła swoje dłonie wokoło mojego karku, i oddała mi pocałunek.
Opamiętałem się, i odsunąłem.
- Chciałem, żebyś wiedziała. Ti amo Martina.
Rozpłynąłem się w cieniu
________________________________________________________________________________
*Uno contro uno? - Jeden na jednego?
** Sì! - Tak!
***Ti amo - Kocham cię
Rozdział 16
Martina
- O bogowie! - oparłam się o Hurricane'a i przeczesałam włosy palcami. Nie mogłam uwierzyć w to co zrobił Nico. Miałam nadzieję, że to tylko kolejne zauroczenie. Przez te wieki które przeżyłam, poznałam wielu których byłabym w stanie pokochać, ale do żadnego nie poczułabym tego co czułam do syna Hadesa. Następnego dnia miałam odpowiedzieć na pytanie Artemidy, a sama nie wiedziałam czego chcę. Razem z pegazem poleciałam do domu i poszłam spać. Chciałam o tym zapomnieć, ale nie mogłam.
Była to mniejsza kopia Koloseum. Umiejscowiona w samym środku Miasta Senatu. Urządzaliśmy tam walki gladiatorów, czasami z potworami czasami z innymi półbogami. Ja sam chodziłem do niej poćwiczyć. Tym razem nie byłem sam.
Na skraju wielkiego placu wysoka brunetka okładała słomianą kukłę. To musiała być Kiara, bo kto inny tak bardzo krzywdzi niewinne manekiny? Swoje długie ciemno brązowe włosy spięła luźno z tyłu głowy. Tak, że większość delikatnych loków się wysunęło, ale tak wyglądała lepiej.
- Biedny manekin, już nikomu nie posłuży... - uśmiechnąłem się łobuzersko. Córka Bellony odwróciła się do mnie twarzą, i spojrzała mi w oczy.
- Chyba właśnie spełnił swoje zadanie?
- Tak, to musiała być wspaniała śmierć. Zostać rozprutym przez ciebie... - Podeszła do mnie.
- Wiesz jeśli bardzo chcesz, to z tobą mogę zrobić to sam. - zaproponowała.
- Emm, nie. Nie zamierzam ci przerywać randki z... manekinem. Nie miałbym serca stawać między wami... - położyłem rękę na sercu i pokręciłem głową.
- Hmm... Skończyłam z nim, nie zabierze mnie już nigdzie. - kopnęła to co zostało ze stracha na wróble. - Nudzi mi się, a może ty mnie gdzieś porwiesz? - posłała mi flirciarski uśmiech.
Obszedłem ją dookoła, Kiara tylko śledziła mnie wzrokiem. Zawisłem nad jej ramieniem i szepnąłem.
- Musisz mnie jakoś przekonać, a może się zgodzę. - obróciła się głową do mnie i odpowiedziała.
- Zamiast bawić się w podchody, po prostu zróbmy sobie mały sparing.
- Dla mnie spoko!
Ustawiliśmy się na przeciw siebie, ja miałem w ręce mój gladius. Niezbyt często go używałem, lepiej czułem się z łukiem. Kiara trzymała mocno dwa sztylety. Atakowała szybko i płynnie. Była świetna - sam ją uczyłem. Może nawet za świetna. Poczułem jak uderza w mój bark i podcina mi nogi, na szczęście (zwłaszcza moje) pociągnąłem ją za sobą. Zanim się zorientowała wisiałem nad nią, tak że nie mogła się podnieść.
- Chyba wygrałem! - uśmiechnąłem się.
Kaspian
Obudziłem się około siódmej, dzień wcześniej zająłem się papierkową robotą na następny tydzień. Złożyłem bogom ofiary i wróżyłem kilku legionistom - rutyna. Wykonałem wszystkie obowiązki i ruszyłem ze swoim łukiem i mieczem na arenę.Była to mniejsza kopia Koloseum. Umiejscowiona w samym środku Miasta Senatu. Urządzaliśmy tam walki gladiatorów, czasami z potworami czasami z innymi półbogami. Ja sam chodziłem do niej poćwiczyć. Tym razem nie byłem sam.
Na skraju wielkiego placu wysoka brunetka okładała słomianą kukłę. To musiała być Kiara, bo kto inny tak bardzo krzywdzi niewinne manekiny? Swoje długie ciemno brązowe włosy spięła luźno z tyłu głowy. Tak, że większość delikatnych loków się wysunęło, ale tak wyglądała lepiej.
- Biedny manekin, już nikomu nie posłuży... - uśmiechnąłem się łobuzersko. Córka Bellony odwróciła się do mnie twarzą, i spojrzała mi w oczy.
- Chyba właśnie spełnił swoje zadanie?
- Tak, to musiała być wspaniała śmierć. Zostać rozprutym przez ciebie... - Podeszła do mnie.
- Wiesz jeśli bardzo chcesz, to z tobą mogę zrobić to sam. - zaproponowała.
- Emm, nie. Nie zamierzam ci przerywać randki z... manekinem. Nie miałbym serca stawać między wami... - położyłem rękę na sercu i pokręciłem głową.
- Hmm... Skończyłam z nim, nie zabierze mnie już nigdzie. - kopnęła to co zostało ze stracha na wróble. - Nudzi mi się, a może ty mnie gdzieś porwiesz? - posłała mi flirciarski uśmiech.
Obszedłem ją dookoła, Kiara tylko śledziła mnie wzrokiem. Zawisłem nad jej ramieniem i szepnąłem.
- Musisz mnie jakoś przekonać, a może się zgodzę. - obróciła się głową do mnie i odpowiedziała.
- Zamiast bawić się w podchody, po prostu zróbmy sobie mały sparing.
- Dla mnie spoko!
Ustawiliśmy się na przeciw siebie, ja miałem w ręce mój gladius. Niezbyt często go używałem, lepiej czułem się z łukiem. Kiara trzymała mocno dwa sztylety. Atakowała szybko i płynnie. Była świetna - sam ją uczyłem. Może nawet za świetna. Poczułem jak uderza w mój bark i podcina mi nogi, na szczęście (zwłaszcza moje) pociągnąłem ją za sobą. Zanim się zorientowała wisiałem nad nią, tak że nie mogła się podnieść.
- Chyba wygrałem! - uśmiechnąłem się.
Martina
Chodziłam po sypialni w kółko. Kręciło mi się w głowie, miałam mdłości i czułam się jakbym za chwilę miała pójść na stos. "To co stało się wczoraj... Powinnam z nim o tym porozmawiać? Co powiedzieć Artemidzie? O Hadesie! Co ja mam robić?"
Po upłynięciu kolejnej godziny podjęłam decyzję. Wybiegłam z sypialni, miasta i do świątyni. Przed figurą Jupitera stała rudowłosa dziewczyna.
- Pani... Wiem co zrobię.
Powiedziałam do Artemidy.
Po upłynięciu kolejnej godziny podjęłam decyzję. Wybiegłam z sypialni, miasta i do świątyni. Przed figurą Jupitera stała rudowłosa dziewczyna.
- Pani... Wiem co zrobię.
Powiedziałam do Artemidy.
Rozdział 17
Nico
Pożegnań stało się zadość, siedzieliśmy na statku. Nigdzie jej nie było, przestałem szukać. Kaspian rozmawiał z Percym i Jasonem. Frank, Hazel, Piper i Kalipso machali z pokładu, Leon szykował swoje aparatury do odlotu.
Kiedy już lecieliśmy nad Rzymem zauważyłem, że Annabeth mi się przygląda. To było dziwne, bo zazwyczaj byliśmy sobie obojętni, mijanie się bez słów itp. Podszedł do niej Percy, zaczęli o czymś rozmawiać. Postanowiłem zejść pod pokład, trafiłem do swojej kajuty.
Leżałem na łóżku, rozmyślałem o tym dlaczego nawet się nie pojawiła. Może nie powinienem był? Usłyszałem skrzypienie drzwi, uznałem, że to Hazel przyszła sprawdzić co zemną. Zmieniłem zdanie kiedy poczułem dotknięcie dłoni na moim ramieniu i zobaczyłem jasną skórę i pomalowane na czarno paznokcie. Wstałem jak oparzony, a kiedy się odwróciłem... Nie wierzę...
- Ciao Nico.- powiedziała tylko tyle.
Nie zdążyła nic dodać, nawet nie próbowała. Objąłem ją szybko, poczułem jak zarzuca mi ręce na kark.
- Myślałem, że się już nie spotkamy.
- Ciii... Wiem, powinnam z tobą porozmawiać...
Odsunąłem się od niej trochę, ale nadal ją obejmowałem.
- Chce wiedzieć, jak się tu dostałaś?
- Jak myślisz? -
Chwilę pomyślałem.
- Annabeth! To ona, prawda?
Zaśmiała się i położyła mi dłoń na policzku.
- Ti Amo, mio caro.* - wyszeptała i pocałowała mnie.
Nie powiem, czasami lubię być w centrum uwagi, ale kiedy pojawił się ten pegaz to była przesada! Oprócz tego upartego skrzydlatego rumaka, cała załoga uparła się, bym został tłumaczem.
Panie, powiedz mi gdzie ona jest! - odzywał się w mojej głowie kary koń.
- Kto? Chodzi ci o...
O Tinę panie, nie mogę jej zostawić samej.
- No, w tej chwili to chyba na samotność nie cierpi.
Poczułem się głupio, wszyscy patrzyli na mnie jak na idiotę. W sumie to nic nowego...
- No co? Szuka Martiny! - zwróciłem się do nich. Potem popatrzyłem na pegaza. - No kolego będziesz musiał poczekać na...
- Poczekać na co? - Odezwał się ktoś za nami. Była pretor pojawiła się na pokładzie cicho (teraz potrzebujemy dwóch dzwonków),podeszła bliżej a za nią wyłonił się Nico. Nikt o nic nie pytał, choć bałem się, że Leo z czymś wyskoczy... Nie myliłem się...
- To co? To wy teraz jesteśc... Auuu - uciszył go łokieć Piper wymierzony w brzuch. - Może choćmy zjeść.
Po tygodniu podróży zrobiliśmy sobie przystanek by uzupełnić zapasy. Po nocnych wartach Nico, Piper i Leo spali smacznie. Jason, Hazel i Annabeth wybrali się na grzbiecie Franka do miasteczka na "wielki shopping" jak raczył nazwać ich przygodę nasz kapitan - "Płomienno ręki". Na posterunku zostałam i Perseusz Jackson, w pobliżu co jakiś czas krzątała się Kalipso, narzekając na bałagan.
Siedziałam na dziobie łodzi spoglądając w dół na miasteczko pod nami, kiedy nagle czyjś głos wyrwał mnie z zamyślenia.
- Hej Martina. - przywitał się Percy i usiadł na pokładzie zachowując pewien dystans. Odpowiedziałam mu skinieniem głowy. - Kilka spraw nie daje mi spokoju od czasu kiedy spotkaliśmy Cię na Forum Romanum. Mógłbym ci zadać kilka pytań?
Mówił trochę niepewnie i oczy kierował na coś poza horyzontem. No tak, nawet u jednego z największych herosów w historii poznanie półbogini żyjącej od tak wielu wieków mogło wywołać... może nie strach, ale pewnego rodzaju zmieszanie.
- Jasne, pytaj, a ja może znajdę odpowiedź na twoje pytania.
- Więc.. - oczyścił gardło chrząknięciem - Zastanawiały mnie rękawicę które miałaś podczas walki z Lwem Nemejskim...
- Ach... To. - przerwałam mu i z Duat wyjęłam rękawice. Skóra była gładka, a pazury lśniły złotem. - Kiedyś udało mi się już go pokonać tego potwora. To trofeum. Zdobyła je już kilka wieków temu
- Och, też kiedyś z nim walczyłem, z pomocą łowczyń, zabiliśmy go strzałami i kosmicznym żarciem. - Streścił mi tą historię, oczywiście nie umknął mi fakt pojawienia się w niej Bianki, siostry Nica i mojej osobistej "nadawaczki" misji. - Wiem też, że Herkules udusił go gołymi rękoma, jak tobie się to udało? Bo podejrzewam, że kiedy z nim walczyłaś nie miałaś kosmicznego jedzenia, a - nie obraź się - nie wyglądasz na kogoś kto mógłby go od tak udusić.
- Tak zdecydowanie nie posiadałam, niczego takiego. - Uśmiechnęłam się smutno. - Miałam tam wtedy pomocnika, przyjaciela. Miał na imię Rafael i był synem Marsa, a ja byłam kapłanką w ukrytej świątyni jego ojca. To były czasu polowań na czarownicę, więc Córki i Synowie Magii tacy jak ja ukrywali się pośród innych herosów. Wyszliśmy razem i zostaliśmy zaatakowani.
- Wyszliśmy razem i zostaliśmy zaatakowani. Byliśmy z dala od innych, nie mieliśmy broni, a ja unikałam magii by nie dostać się na stos. Rafael usiłował mnie bronić, zrobił z siebie tarczę i osłonił mnie własnym ciałem. Lew uderzył go łapą on on odleciał na parę metrów. Leżał bez ruchu - tu jej głos zaczął się łamać - nie wiem co mi się w tedy stało, ale użyłam więcej mocy niż kiedykolwiek wcześniej. Wymówiłam zaklęcie niszczenia, ale nie wierzyła, że zadziała, a potwór po prostu rozpadł się w pył, zostawiają mi moje trofeum jakby miało to zwrócić...
Wtedy przerwała, poczułem małe ukłucie zazdrości, mi o tym nie wspomniała...
- Byliście blisko? - spytał Percy.
- On był, ja zawsze uciekałam, ale do czasu. - Teraz jej głos był już normalny, ciepły, ale stanowczy. Kąciki moich ust podniosły się na myśl o tym, że odemnie nie uciekła.
- A jednak - Percy dalej drążył - tym razem nie uciekłaś. Może jestem wścibski, nie musisz odpowiadać jeśli nie chcesz, ale ciekawi mnie dlaczego zmieniłaś zdanie?
- W porządku, czasami dobrze jest wygadać się osobie nie uwikłanej w twoje życie wiesz? A odpowiadając na pytanie, ucieczka męczy, a kryjówki kiedyś się kończą, a po za tym tym razem poczułam, że tak to powinno się skończyć.
Po moim ciele rozlało się ciepło.
- Wiesz, - odezwał się po chwil Percy - wydaje mi się, że twoja decyzja będzie dobra dla Was obojga.
Właśnie wtedy postanowiłem pojawić się na pokładzie, oboje spojrzeli na mnie nie zaskoczeni.
- Dzień dobry. - przywitałem ich. Percy pomachał mi ręką, a Martina podniosła się trochę i odezwała się.
-Ciao Nico.
- Zostawię Was samych. - Percy uśmiechnął się porozumiewawczo, ale nie byłem pewny do kogo. Kiedy odszedł, usiadłem obok Martiny.
- I jak się podsłuchiwało? - uśmiechnęła się, wplątując palce w moje włosy, kiedy usadowiła się za mną.
- Jestem całkowicie pewny, że nie mam pojęcia o czym mówisz. - odpowiedziałem spokojnie.
- Och, nie bądź zły, że Ci nie powiedziałam, - chciałem jej powiedzieć, że nie jestem, ale przerwała mi. - ale nie jestem w stanie rozmawiać z tobą
o kimś w kim się kiedyś zakochałam. I chyba rozumiesz co mam na myśli. - Rozumiałem.
- Nawet nie myśl, że jestem zły, ale mnie też zastanawia, dlaczego zmieniłaś zdanie akurat w moim przypadku?
- Heh, - odwróciła mnie swoją i spojrzała na mnie swoimi niebieskimi oczami. - Powiedzmy, że masz większą siłę przebicia, niż mieli inni.
Po tym poczułem jak jej wargi dotykają moich łagodnie, odwdzięczyłem jej się tym samym. Żyłem ze świadomością, że było wielu przede mną, i mogło być ich też wielu po mnie, ale nie obchodziło mnie w tamtej chwili. Pewnie trwali byśmy w pocałunku jeszcze długo, ale za plecami usłyszeliśmy długi gwizd Leona, który został brutalnie uciszony przez Percy'ego i jego talent do odnajdywania wody w każdej sytuacji by móc kogoś nią oblać.
- Stary! Dopiero się ubrałem! - marudził Leo.
- Ciesz się Leo, ja i Kalipso zrobiłybyśmy to mniej delikatnie. - druga dziewczyna kiwnęła głową podrzucając w dłoni coś co wyglądało jak ananas.
- Ułć!
Leżałem na łóżku, rozmyślałem o tym dlaczego nawet się nie pojawiła. Może nie powinienem był? Usłyszałem skrzypienie drzwi, uznałem, że to Hazel przyszła sprawdzić co zemną. Zmieniłem zdanie kiedy poczułem dotknięcie dłoni na moim ramieniu i zobaczyłem jasną skórę i pomalowane na czarno paznokcie. Wstałem jak oparzony, a kiedy się odwróciłem... Nie wierzę...
- Ciao Nico.- powiedziała tylko tyle.
Nie zdążyła nic dodać, nawet nie próbowała. Objąłem ją szybko, poczułem jak zarzuca mi ręce na kark.
- Myślałem, że się już nie spotkamy.
- Ciii... Wiem, powinnam z tobą porozmawiać...
Odsunąłem się od niej trochę, ale nadal ją obejmowałem.
- Chce wiedzieć, jak się tu dostałaś?
- Jak myślisz? -
Chwilę pomyślałem.
- Annabeth! To ona, prawda?
Zaśmiała się i położyła mi dłoń na policzku.
- Ti Amo, mio caro.* - wyszeptała i pocałowała mnie.
Percy
Po tym jak Annie opowiedziała nam wszystko przed wejściem na statek, byłem skołowany. No wiecie: Nico i... Nie podejrzewałbym tego, ale to nie koniec. Robiło się coraz dziwniej.Nie powiem, czasami lubię być w centrum uwagi, ale kiedy pojawił się ten pegaz to była przesada! Oprócz tego upartego skrzydlatego rumaka, cała załoga uparła się, bym został tłumaczem.
Panie, powiedz mi gdzie ona jest! - odzywał się w mojej głowie kary koń.
- Kto? Chodzi ci o...
O Tinę panie, nie mogę jej zostawić samej.
- No, w tej chwili to chyba na samotność nie cierpi.
Poczułem się głupio, wszyscy patrzyli na mnie jak na idiotę. W sumie to nic nowego...
- No co? Szuka Martiny! - zwróciłem się do nich. Potem popatrzyłem na pegaza. - No kolego będziesz musiał poczekać na...
- Poczekać na co? - Odezwał się ktoś za nami. Była pretor pojawiła się na pokładzie cicho (teraz potrzebujemy dwóch dzwonków),podeszła bliżej a za nią wyłonił się Nico. Nikt o nic nie pytał, choć bałem się, że Leo z czymś wyskoczy... Nie myliłem się...
- To co? To wy teraz jesteśc... Auuu - uciszył go łokieć Piper wymierzony w brzuch. - Może choćmy zjeść.
Rozdział 18
Martina
Cóż, kto by się spodziewał, że zostanę przyjęta tak szybko i ciepło. Zostałam ulokowana w wolnej kajucie na pokładzie, chyba zauważyli mój konserwatyzm. Może i potrafiłam być dość nowoczesna, ale nie na tyle by dzielić pokój z chłopakiem którego znałam rychło dwa miesiące. Choć jakby to przemyśleć to jednak zrezygnowałam z poprzedniego życia dla niego. To by mogło wyjaśniać aluzję Leona Valdeza i jego podejrzane uśmieszki za każdym razem jak widział mnie obok Nica. Ignorowałam go. Zdążyłam się do wszystkiego przyzwyczaić. Opowiedziano mi wiele historii o przygodach w jakich brali udział, nie chętnie, acz sprawiedliwie odwdzięczyłam się znanymi mi anegdotkami z mojego życia.Po tygodniu podróży zrobiliśmy sobie przystanek by uzupełnić zapasy. Po nocnych wartach Nico, Piper i Leo spali smacznie. Jason, Hazel i Annabeth wybrali się na grzbiecie Franka do miasteczka na "wielki shopping" jak raczył nazwać ich przygodę nasz kapitan - "Płomienno ręki". Na posterunku zostałam i Perseusz Jackson, w pobliżu co jakiś czas krzątała się Kalipso, narzekając na bałagan.
Siedziałam na dziobie łodzi spoglądając w dół na miasteczko pod nami, kiedy nagle czyjś głos wyrwał mnie z zamyślenia.
- Hej Martina. - przywitał się Percy i usiadł na pokładzie zachowując pewien dystans. Odpowiedziałam mu skinieniem głowy. - Kilka spraw nie daje mi spokoju od czasu kiedy spotkaliśmy Cię na Forum Romanum. Mógłbym ci zadać kilka pytań?
Mówił trochę niepewnie i oczy kierował na coś poza horyzontem. No tak, nawet u jednego z największych herosów w historii poznanie półbogini żyjącej od tak wielu wieków mogło wywołać... może nie strach, ale pewnego rodzaju zmieszanie.
- Jasne, pytaj, a ja może znajdę odpowiedź na twoje pytania.
- Więc.. - oczyścił gardło chrząknięciem - Zastanawiały mnie rękawicę które miałaś podczas walki z Lwem Nemejskim...
- Ach... To. - przerwałam mu i z Duat wyjęłam rękawice. Skóra była gładka, a pazury lśniły złotem. - Kiedyś udało mi się już go pokonać tego potwora. To trofeum. Zdobyła je już kilka wieków temu
- Och, też kiedyś z nim walczyłem, z pomocą łowczyń, zabiliśmy go strzałami i kosmicznym żarciem. - Streścił mi tą historię, oczywiście nie umknął mi fakt pojawienia się w niej Bianki, siostry Nica i mojej osobistej "nadawaczki" misji. - Wiem też, że Herkules udusił go gołymi rękoma, jak tobie się to udało? Bo podejrzewam, że kiedy z nim walczyłaś nie miałaś kosmicznego jedzenia, a - nie obraź się - nie wyglądasz na kogoś kto mógłby go od tak udusić.
- Tak zdecydowanie nie posiadałam, niczego takiego. - Uśmiechnęłam się smutno. - Miałam tam wtedy pomocnika, przyjaciela. Miał na imię Rafael i był synem Marsa, a ja byłam kapłanką w ukrytej świątyni jego ojca. To były czasu polowań na czarownicę, więc Córki i Synowie Magii tacy jak ja ukrywali się pośród innych herosów. Wyszliśmy razem i zostaliśmy zaatakowani.
Nico
Po ubraniu się, zjedzeniu czegoś, ostatnio zyskałem dziwny apetyt, ruszyłem na górę schodami, nagle usłyszałem głos Tiny, łagodny jak zwykle, ale smutny. Widziałem, Kalipso na dole sprzątającą mesę, więc wiedziałem, że towarzyszem Martiny musiał być Percy. Postanowiłem się nie ujawniać i wysłuchać historii do końca.- Wyszliśmy razem i zostaliśmy zaatakowani. Byliśmy z dala od innych, nie mieliśmy broni, a ja unikałam magii by nie dostać się na stos. Rafael usiłował mnie bronić, zrobił z siebie tarczę i osłonił mnie własnym ciałem. Lew uderzył go łapą on on odleciał na parę metrów. Leżał bez ruchu - tu jej głos zaczął się łamać - nie wiem co mi się w tedy stało, ale użyłam więcej mocy niż kiedykolwiek wcześniej. Wymówiłam zaklęcie niszczenia, ale nie wierzyła, że zadziała, a potwór po prostu rozpadł się w pył, zostawiają mi moje trofeum jakby miało to zwrócić...
Wtedy przerwała, poczułem małe ukłucie zazdrości, mi o tym nie wspomniała...
- Byliście blisko? - spytał Percy.
- On był, ja zawsze uciekałam, ale do czasu. - Teraz jej głos był już normalny, ciepły, ale stanowczy. Kąciki moich ust podniosły się na myśl o tym, że odemnie nie uciekła.
- A jednak - Percy dalej drążył - tym razem nie uciekłaś. Może jestem wścibski, nie musisz odpowiadać jeśli nie chcesz, ale ciekawi mnie dlaczego zmieniłaś zdanie?
- W porządku, czasami dobrze jest wygadać się osobie nie uwikłanej w twoje życie wiesz? A odpowiadając na pytanie, ucieczka męczy, a kryjówki kiedyś się kończą, a po za tym tym razem poczułam, że tak to powinno się skończyć.
Po moim ciele rozlało się ciepło.
- Wiesz, - odezwał się po chwil Percy - wydaje mi się, że twoja decyzja będzie dobra dla Was obojga.
Właśnie wtedy postanowiłem pojawić się na pokładzie, oboje spojrzeli na mnie nie zaskoczeni.
- Dzień dobry. - przywitałem ich. Percy pomachał mi ręką, a Martina podniosła się trochę i odezwała się.
-Ciao Nico.
- Zostawię Was samych. - Percy uśmiechnął się porozumiewawczo, ale nie byłem pewny do kogo. Kiedy odszedł, usiadłem obok Martiny.
- I jak się podsłuchiwało? - uśmiechnęła się, wplątując palce w moje włosy, kiedy usadowiła się za mną.
- Jestem całkowicie pewny, że nie mam pojęcia o czym mówisz. - odpowiedziałem spokojnie.
- Och, nie bądź zły, że Ci nie powiedziałam, - chciałem jej powiedzieć, że nie jestem, ale przerwała mi. - ale nie jestem w stanie rozmawiać z tobą
o kimś w kim się kiedyś zakochałam. I chyba rozumiesz co mam na myśli. - Rozumiałem.
- Nawet nie myśl, że jestem zły, ale mnie też zastanawia, dlaczego zmieniłaś zdanie akurat w moim przypadku?
- Heh, - odwróciła mnie swoją i spojrzała na mnie swoimi niebieskimi oczami. - Powiedzmy, że masz większą siłę przebicia, niż mieli inni.
Po tym poczułem jak jej wargi dotykają moich łagodnie, odwdzięczyłem jej się tym samym. Żyłem ze świadomością, że było wielu przede mną, i mogło być ich też wielu po mnie, ale nie obchodziło mnie w tamtej chwili. Pewnie trwali byśmy w pocałunku jeszcze długo, ale za plecami usłyszeliśmy długi gwizd Leona, który został brutalnie uciszony przez Percy'ego i jego talent do odnajdywania wody w każdej sytuacji by móc kogoś nią oblać.
- Stary! Dopiero się ubrałem! - marudził Leo.
- Ciesz się Leo, ja i Kalipso zrobiłybyśmy to mniej delikatnie. - druga dziewczyna kiwnęła głową podrzucając w dłoni coś co wyglądało jak ananas.
- Ułć!
Epilog
Martina
Siedziałam znów na dziobie statku, obserwując zbliżające wybrzeże Long Island. Obóz Herosów pojawiał się na moich oczach, taki sam jak na obrazach w mesie. Jak w ich głowach. Promienie wschodzącego słońca zaczynały rozświetlać niebo. Spojrzałam za siebie, Leon Valdez, syn Hefajstosa, stał przy swoim panelu kontrolnym, wspierany przez swoją wierną Kalipso. Wzdłuż jednej z burt stały trzy pary. Percy Jackson, syn Posejdona, obejmujący ramieniem Annabeth Chase, córkę Ateny; Jason Grace, syn Jupitera, owinął swoje umięśnione ramiona wokół talii Piper McLean, córki Afrodyty; Frank Zhank, syn Marsa, trzymał pewnie rękę Hazel Levesque, córki Plutona. Patrzyłam na wielkich herosów, bohaterów o których następne pokolenia będą opowiadać przerażające, pochwalne opowieści.
Obóz jeszcze się nie obudził kiedy schodziliśmy z pokładu, cicho jak myszy. Zanim zdążyłam się zorientować, poczułam czyjąś chłodną dłoń na moim ramieniu.
- Chodź, oprowadzę cię trochę. - powiedział Nico di Angelo, syn Hadesa. Ktoś dla kogo porzuciłam dotychczasowe życie, ktoś kto nosił w sobie ból i gniew o wiele za długo.
Pozwoliłam się poprowadzić, poruszaliśmy się cieniem, stanęliśmy na środku areny do walki.
- Pomyślałem, że walczyliśmy już u ciebie, więc pora na mnie. Tak puenta do naszej znajomość.
- Jak ty mnie dobrze znasz. Ty też czytasz w myślach? - uśmiechnęłam się lekko.
Wyciągnęłam miecze. Ustawiliśmy się na przeciwko siebie, przyjęliśmy postawy do ataku. Ruszyliśmy w tej samej sekundzie, klingi spotkały się wydając nie przyjemny dźwięk. Mocowaliśmy się chwilę, kątem oka zauważyłam załogę przyglądającą nam się z trybun i kilkoro nimf z towarzyszącymi im satyrami.
Król Upiorów nie zwrócił uwagi, odsunął się jednocześnie odbierając mi oparcie. Pojawiła się grupa obozowiczów. wszyscy w pomarańczowych koszulkach, i blond włosach, przypominali mi Annabeth. Natarłam z impetem na swojego przeciwnika, odparował mój cios, Spróbowałam podciąć mu nogi, rozproszył mnie tabun kolejnych dzieciaków, już cały amfiteatr był zapełniony, słyszałam głosy zdziwienia.
- Co to za jedna?
- Spójrz ona walczy z di Angelo!
- Nie jestem ślepa.
- Nawet niezła...
Nagle usłyszałam głos Percy'ego.
- Zamknijcie się wszyscy, chcę wiedzieć kto wygra.
Tłum zamilkł, za to ja zostałam brutalnie powalona na ziemię.
- Poddajesz się? - spytał wyzywająco Nico.
- Jeszcze nie. - odrzuciłam mu. Jednocześnie zrywając się do góry, zanim się zorientował, uderzyłam o jego miecz. Stygijskie żelazo uderza o siebie z nieprzyjemnym jękiem. Przypomina to pisk dusz na Polach Kary. Ogłuszony tym dźwiękiem syn Hadesa nie zauważał drugiego miecza. Cesarskie złoto tuż przy jego szyi błyszczało w słońcu.
- Si rinuncia Mio Caro?* - uśmiechnęłam się słodko.
Nie doczekałam się odpowiedzi, ale powinny wystarczyć jego kolejne ruchy. Odrzucił miecz i zanim się zorientowałam przyciągnął mnie do siebie. Kiedy dotknął swoimi ustami moich warg zdążyłam usłyszeć jeszcze:
- Uuuuuuuhhh.
- Ej co to ma być? Remis? - usłyszałam wrzask Percy'ego, uśmiechnęłam się lekko.
______________________________________
*Poddajesz się kochanie?
**mia mamma e mio papà - mojej mamusi i mojego tatusia
Obóz jeszcze się nie obudził kiedy schodziliśmy z pokładu, cicho jak myszy. Zanim zdążyłam się zorientować, poczułam czyjąś chłodną dłoń na moim ramieniu.
- Chodź, oprowadzę cię trochę. - powiedział Nico di Angelo, syn Hadesa. Ktoś dla kogo porzuciłam dotychczasowe życie, ktoś kto nosił w sobie ból i gniew o wiele za długo.
Pozwoliłam się poprowadzić, poruszaliśmy się cieniem, stanęliśmy na środku areny do walki.
- Pomyślałem, że walczyliśmy już u ciebie, więc pora na mnie. Tak puenta do naszej znajomość.
- Jak ty mnie dobrze znasz. Ty też czytasz w myślach? - uśmiechnęłam się lekko.
Wyciągnęłam miecze. Ustawiliśmy się na przeciwko siebie, przyjęliśmy postawy do ataku. Ruszyliśmy w tej samej sekundzie, klingi spotkały się wydając nie przyjemny dźwięk. Mocowaliśmy się chwilę, kątem oka zauważyłam załogę przyglądającą nam się z trybun i kilkoro nimf z towarzyszącymi im satyrami.
Król Upiorów nie zwrócił uwagi, odsunął się jednocześnie odbierając mi oparcie. Pojawiła się grupa obozowiczów. wszyscy w pomarańczowych koszulkach, i blond włosach, przypominali mi Annabeth. Natarłam z impetem na swojego przeciwnika, odparował mój cios, Spróbowałam podciąć mu nogi, rozproszył mnie tabun kolejnych dzieciaków, już cały amfiteatr był zapełniony, słyszałam głosy zdziwienia.
- Co to za jedna?
- Spójrz ona walczy z di Angelo!
- Nie jestem ślepa.
- Nawet niezła...
Nagle usłyszałam głos Percy'ego.
- Zamknijcie się wszyscy, chcę wiedzieć kto wygra.
Tłum zamilkł, za to ja zostałam brutalnie powalona na ziemię.
- Poddajesz się? - spytał wyzywająco Nico.
- Jeszcze nie. - odrzuciłam mu. Jednocześnie zrywając się do góry, zanim się zorientował, uderzyłam o jego miecz. Stygijskie żelazo uderza o siebie z nieprzyjemnym jękiem. Przypomina to pisk dusz na Polach Kary. Ogłuszony tym dźwiękiem syn Hadesa nie zauważał drugiego miecza. Cesarskie złoto tuż przy jego szyi błyszczało w słońcu.
- Si rinuncia Mio Caro?* - uśmiechnęłam się słodko.
Nie doczekałam się odpowiedzi, ale powinny wystarczyć jego kolejne ruchy. Odrzucił miecz i zanim się zorientowałam przyciągnął mnie do siebie. Kiedy dotknął swoimi ustami moich warg zdążyłam usłyszeć jeszcze:
- Uuuuuuuhhh.
- Ej co to ma być? Remis? - usłyszałam wrzask Percy'ego, uśmiechnęłam się lekko.
***
Więc podobała wam się historia mia mamma e mio papà**? Mam nadziję, bo to już koniec opowieści, w każdym razie chyba...
Jeśli dowiem się o nich czegoś więcej... Dam Wam znać...
Diana Maria di Angelo
______________________________________
*Poddajesz się kochanie?
**mia mamma e mio papà - mojej mamusi i mojego tatusia
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz