Muzyka

Hej!!!

Sprawiedliwość nie oznacza, że wszyscy dostają to samo. Sprawiedliwość oznacza, że wszyscy dostają to, czego potrzebują.
~Rick Riordan
~

niedziela, 27 kwietnia 2014

Rozdział 7

Martina

Spędziłam chyba 3 godziny z June, córka Venus najwyraźniej czekała na taką okazje. Kiedy dobrała się do moich włosów nie chciała już zostawić mnie w spokoju. W ruch poszły nożyczki, farba - wszystko. Kiedy w końcu dała mi lustro nie mogłam uwierzyć w to co zobaczyłam.
- Całe życie na to czekałam! - oznajmiła mi. - Teraz mogę umierać. 
Na mojej twarzy był też makijaż, może zasnęłam kiedy się mną "zajmowała". 
Nie zamierzałam iść spać, noc była przyjemnie ciepła. Wzięłam Hurricane'a łuk i strzały. Dawno już ich nie używałam. Ruszyliśmy na plac treningowy, nie lecieliśmy. Ogier galopował przez las. Wypuściłam go, zaczął się spokojnie paść. Stałam otoczona przez tarcze, była już 4 nad ranem. Strzelałam nie przerywając, strzały wyciągałam z Duat, Hurricane leżał z opuszczonym łbem i patrzył jak zdzieram sobie palce.
 - Nie patrz tak na mnie, gdybym poszła spać znów miałabym te sny...
 Nagle przed moją tarczą ukazał się cień z którego ukształtował się Nico.
- Sny? - usłyszał i powtórzył. - czyli nie tylko mi się tu zdarzają.
- Co masz na myśli?
- Nikt z moich znajomych nie miewa tu snów wróżących niebezpieczeństwo.
- Też bym tak chciała. Już od dawna mam koszmary, - otrząsnęłam się. - a teraz zejdź z mojego celu!
- A jeśli nie?
- To ci coś odstrzelę. - był to żart, ale on zrobił lekko przerażoną minę i przesunął się pod drzewo. Wypuściłam strzałę która przebiła poprzednie w samym centrum tarczy.

Nico

Patrzyłem na strzały które przebijały swoje cele. Martina wyglądała inaczej, pomimo podkrążonych oczu, i lekko rozmazanego od porannych łez tuszu w nowej fryzurze było jej do twarzy. Dlaczego tak pomyślałem? Nie mam pojęcia. W końcu odezwałem się.
- Muszę pogratulować Jasonowi. - spojrzała na mnie, a ja usiadłem na ziemi.
- Czego?
- Jest świetnym fryzjerem! Ma chłopak talent!
- Bardzo zabawne, - spojrzała na mnie szeroko otwartymi oczyma i usiadła obok mnie. - kosztowało mnie to 3 godziny z córką pedantycznej - to wypowiedziała ciszej - bogini. Co chwila coś jej nie pasowało, i jeszcze ta farba. Nie czuję się w tym dobrze.
- Dlaczego? Wyglądasz świetnie, jak na kogoś z błotem na twarzy. - roześmiała się. Nie wierzyłem, że mogę się przy kimś tak rozluźnić. Nie czułem się tak od kiedy... od odejścia Bianci. Spochmurniałem.
- Dzięki, Nico.
- A tak na poważnie, jakie sny?
- Och, wiedzę dziewczynę, młodą nie mogła mieć więcej niż 13 lat. Mówi, że muszę "Mu" pomóc.
- Komu?
- Tego mi nie powiedziała. Ostrzegała mnie, że Przedwieczny się budzi.
- Kim jest "przedwieczny"?
Nachyliła się i szepnęła mi do ucha.
- Chaos.
- Ale, ten... - nie chciałem wypowiadać tego na głos, imiona mają moc. - po co? Nawet nie wiedziałem, że zasnął.
- Oto chodzi. On nigdy nie zasnął do końca.
Milczała, w końcu spojrzał na mnie.
- A ty? Co śni się synowi boga Umarłych? -zagadnęła mnie z podejrzliwą miną. Nabrałem powietrza i powoli je wypuściłem. Myślałem, że może widziała to co ja. Wtedy ta rozmowa byłaby łatwiejsza.
- Mój ojciec rozmawia z Persefoną, i jakąś boginią. - zdecydowałem nie mówić jej, że to była jej matka - Mówią o swojej przyjaźni i takie tam. Tylko nie rozumiem dlaczego to ma dotyczyć mnie.
- Aha, więc mam trochę doświadczenia z bogami. Hades i Kora, przyjaźnią się tylko z podziemnymi bogami, dla nich reszta nieśmiertelnych to tylko "przymusowi koledzy", dla utrzymania pokoju. Może to nic takiego, albo mają co do ciebie jakieś plany.
- Oby dobre... Mam do ciebie tylko jedno nurtujące mnie pytanie... - wyciągnąłem złote pióro znalezione na polu bitwy.  - Jak się zmienił?
- Idzie ścieżką Horusa, boga wojny. Potrafimy się zmieniać w święte zwierzęta naszych patronów.
- Skoro tak. Jakie jest święte zwierzę Anubisa?
Wstała i stanęła naprzeciwko mnie, z jej skóry wyrosła czarna jak noc sierść, ręce i nogi zmieniły się w łapy. Przede mną siedziała teraz samica czarnego szakala.
- Wow, niezła sztuczka. Wyglądasz jeszcze lepiej. - lekko zawarczała i położyła uszy po sobie. - Dobra, tylko nie gryź. - zaśmiałem się a ona przyjęła swój normalny kształt. Siedziała teraz naprzeciw mnie, a ja nie mogłem oprzeć się pokusie żeby spojrzeć jej w oczy, dalej nie wiem dla czego. Kiedy to zrobiłem nie odwróciła wzroku jak poprzednim razem, uśmiechnęła się. Ja zobaczyłem coś z mojej dawnej przeszłości, kiedy byłem dzieckiem. Te oczy, na pewno to je widziałem. Coś mną wstrząsnęło, ciarki przeleciały mi po plecach.
- Co jest? - przybliżyła się do mnie, teraz była przy moim boku.
- Byłaś kiedyś w Wenecji?
- Ta..., tak. Skąd to pytanie?
- Kiedy?
- Między 26 a 48 rokiem, XX wieku, wyjechałam z Włoch przed wojną, cały Legion był czasowo ukryty, nie chcieliśmy się mieszać.
- Wiedziałem, pracowałaś gdzieś?
Była zdziwiona i zdenerwowana.
- Nie, nie powiem ci dopóki nie powiesz mi o co ci chodzi!
- Wiem, że to dziwne, ale mam wrażenie, że cię widziałem kiedy byłem mały. Od początku wyglądałaś znajomo. Więc chciałem cię zapytać.
- Tak, Nico masz rację. Kiedy mieszkaliśmy z Kaspianem w Wenecji pracowałam jako opiekunka, i tak zajmowałam się kiedyś dziećmi z rodziny di Angelo, ale nie wiedziałam, że to mógłbyś być ty lub, że będziesz pamiętać.
Potem długo opowiadała mi o tym, jaki byłem jako dziecko. dowiedziałem się że kiedy miałem rok zajmowała się Biancą. Moja starsza siostra bała się burzy, a Martina zaczęła jej śpiewać. Próbowała ją uspokoić, żeby już nie płakała. Bianca spojrzała na nią i spytała:
- "Dlaczego ty się nie boisz?"
- "Bo burza przejdzie, strach przeminie, a zza chmury wyjdzie słońce. Kiedy twój braciszek podrośnie powiemy mu to samo, są potwory straszniejsze od burz."
Wtedy na pewno żadne z nas by nie wiedziało o co chodzi. Teraz wszystko stało się dla mnie jasne. Mój ojciec wysłał Martinę by chroniła mnie i inne jego dzieci. Burza budziła w nas lęk bo była domeną Zeusa, a ona... pomogła nam to przezwyciężyć.

___________________________________________________________________________________
No, napisałam, nie chciałam się rozpisywać, ale wyszło jak wyszło. Jutro znów do szkoły. Będę miała jeszcze trochę czasu przez majówkę, ale rozdziały nie będą teraz tak często dodawane. Nauka! Dopiero na koniec czerwca znów przyjdzie wysyp rozdziałów, chyba, że trafi się grypa lub inne wolne dni. Miłego czytania!!! Komentujcie.

środa, 23 kwietnia 2014

Rozdział 6

Martina

Już po dotarciu do Legionu, długo rozmawiałam z Ann. Mogę powiedzieć, że nawet się zaprzyjaźniłyśmy. Po rozdzieleniu się z nią, poszłam na kolację. Siedziałam u szczytu pretorskiego stołu z Kaspianem. Nasi goście siedzieli razem z nami. Miejsce obok mnie zajął Nico. Kiedy wszyscy się już zjawili, wstałam i zaczęłam "przemowę".
- Legioniści, dziś znów odbędą się manewry wojenne. Zasady są znane, ale ze względu na naszych gości zostaną przypomniane przez Kaspiana. - Mój kuzyn wstał i rozpoczął swoją niekończącą się opowieść.
- Mamy dwie fortyfikacje, dwie drużyny i jeden oddział ratunkowy. Kohorty I i II współdziałają z Percym Jacksonem, Annabeth Chase, Nico'iem di Angelo i Leonem Valdezem. Kalipso odmówiła udziału w ćwiczeniach, ale zobowiązała się do monitorowania się naszych działań z powietrza.
- Weźmiesz mojego pegaza. - szepnęłam bogince na ucho.
- Kohorta IV - kontynuował - zajmiecie się opieką nad rannymi, będziecie zbierać ich z pola bitwy. V i III z wami w drużynie są: Jason Grace, Piper McLean, Hazel Levesque i Frank Zhang. Oczywiście jak zwykle ja pilnuję żeby Kiara nikogo nie zabiła. - Centurionka przewróciła oczami. Po sali przebiegły śmiechy. Nagle wstałam.
- Skoro tak, Oktavia, Ava znajdźcie moją zbroję. Też się pobawię. - Nagle wstał Markus.
- Dobra, ale czy chcesz zajechać moją kohortę. - June pokiwała głową. Cały legion wiedział o moich powiązaniach z Egiptem. Odsłoniłam swój tatuaż i wszystkie śmiechy zamilkły. Markus z lekkim przerażeniem w oczach odpowiedział. - Wszystko jasne.
- Cieszę się, jedzcie, potrzebujecie sił. - Dokończył Kaspian i wszyscy usiedli. Ciszę przerwała Annabeth zwracając się do mnie.
- Jeśli dobrze zrozumiałam to będziesz w jednej drużynie z nami? - wskazała na siebie i Percy'ego.
- Tak, ktoś musi przyłożyć Kaspianowi, a jak nie ja to kto?
- Zobaczmy młoda. - Kaspian spojrzał na mnie z uśmiechem.

Po kolacji razem z przyjaciółkami poszłam ubrać moją zakurzoną zbroję. Była prawie cała ze stygijskiego żelaza. Na czarnym pancerzu było też widać ornamenty z cesarskiego złota. Zaprowadziłyśmy naszych gości do sali narad w fortecy. W sumie na naradzie było dziewięć osób ja i centurioni oraz grecy.
- Eric i Ava, - zaczęłam - niech wasza kohorta skupia uwagę przeciwników. Lucas ty z Oktawią rozstawiacie swoich po całym obiekcie. Nie przepuście nikogo. Annabeth jako córka Ateny jesteś świetnym strategiem. Proponuję żebyś została z Percym przy naszym orle. Ja poukładałam ich w najlepszy znany mi sposób, ale chce by to twoim rozkazom podlegali.- Spojrzałam na nią, kiwnęła głową.
- Ty lepiej znasz swoich żołnierzy.
- Macie dla nas jakieś wskazówki, co mogą zrobić inni? Już wiem o czaromowie Piper i lotach Jasona. Jest coś jeszcze? - Tym razem głos zabrał Percy.
- Hazel otwiera podziemne tunele, a Frank zmienia kształty. Wydaje mi się też, że to Jason zaatakuje, więc będą pioruny.
- Okej, znamy wroga, obrona i wojsko - rozstawieni. Teraz atak. Wystarczy nas troje. - Spojrzałam na Valdeza i di Angelo. - Przeniesiemy się cieniem do nich. Dwoje odwróci uwagę straży, a ostatnie zabierze orła. Wygrywa ten kto pierwszy zawiesi orła przeciwnika na swojej wierzy. Jakieś pytania?
- Nico dasz rade przenieść nas troje aż tam? - zauważył Leo, zanim syn Hadesa zdążył odpowiedzieć, ja się wtrąciłam.
- Ja też potrafię używać cienia.
Usłyszeliśmy róg, Kalipso miała dziś za zadanie wzywać nas do walki. Razem z Nico'iem złapaliśmy Leona pod ręce i przenieśliśmy się na dach fortecy przeciwników.
- Zaczekamy aż zaczną walczyć na placu. Który dobrze się skrada? - Valdez wskazał palcem na ciemnowłosego. Ten tylko kiwnął głową. - Widzę Hazel. - wskazałam ręką na skraj placu, pod budynkiem na którym siedzieliśmy. - Prowadzi Kaspiana i Franka podziemnymi korytarzami.
Zaczęliśmy powoli przeszukiwać fort. W pewnym momencie usłyszałam szept za drzwi. Bez głośnie nakazałam chłopakom podejść.
- Piper i Jason. Dziwne powinni atakować. - wymruczał syn Hefajstosa. Zanim zdążył cokolwiek dodać przeniosłam nas do komnaty. Ukrywaliśmy się za zasłoną. Moje oczy powędrowały na obrońców, ci najzwyczajniej w świecie zaczęli się całować.
- Naprawdę, w takiej chwili? - wyszeptałam do Nico'a, odpowiedział mi teatralnym przewracaniem oczu. Głową wskazałam mu orła. Kiedy był w drodze, odsłoniłam zasłonę. Ja i Leo musieliśmy odwrócić uwagę tych "słodziaków".
- Och, gołąbeczki, to takie słodkie. Prawda?
- Rzeczywiście, można by im zrobić zdjęcie i nakleić na kartkę walentynkową. - skwitował mój sojusznik.
Zaskoczeni tym, że im przerwano wyciągnęli miecze. Dłonie Leona zapłonęły ogniem. Wysunęłam swoją broń i ruszyłam na Jasona.
- Co tam Pipes? - Valdez zajmował córkę Afrodyty. Kiedy miecz syna Jupitera uderzył w moje nie zwracałam już na nich uwagi. Poczułam prąd przebiegający po ostrzu do klingi. Odepchnęłam przeciwnika i kopnęłam go  w pierś. Zaczęliśmy się obchodzić dookoła. Ręką uniosłam mgłę, chciałam go zaślepić, nadając sobie twarz Piper. Widząc mnie zobaczył ją, więc zawahał się. Na moje nieszczęście otrząsnął się.

Nico

Obserwowałem walkę Jasona z córką Hekate. Słyszałem głos Piper która próbowała zatrzymać Martine czaromową, ale tamta po prostu ją ignorowała. Uderzała mieczem bardzo celnie, za każdym razem w klingę. Złapałem orła i przeniosłem się z nim na dach naszej fortecy. Przeskoczyłem na balkon i wbiłem proporzec w miejsce na niego przeznaczone. Usłyszeliśmy róg, wszyscy spojrzeli na mnie. Kaspian razem z innymi którzy byli w budynku wyszli mi pogratulować.
- Gdzie zgubiłeś Leona i moją kuzynkę?
- Jak ostatni raz ją widziałem to znęcała się nad Jasonem, a Valdez i Piper się przyglądali. 
-Co? To trzeba ich zatrzymać, ona go zabije.
- Nie przesadzaj, pewnie już skończyli walczyć. - włączył się Percy.
- Nie znacie jej tak dobrze jak ja. Lecę tam! - nikt nie brał dosłownie "lecę" dopóki Kaspian nie przeskoczył przez balustradę. Podbiegliśmy tam, a Frank skoczył za nim zamieniając się w smoka, nagle naszym oczom ukazał się złoty sokół wlatujący przez otwarte okno do drugiej fortyfikacji. Chłopak mojej siostry zrobił to samo. Przeniosłem się cieniem. Zobaczyłem jak Martina i Jason siłują się mieczami.
- Nie wygląda jakby próbowała go zabić. - powiedziałem do pretora który stał teraz obok mnie.
- Najwyraźniej jeszcze się nie rozkręciła. - odpowiedział. - Może mogłabyś przestać wyżywać się na gościach? Pokój te sprawy. - Ona zrobiła krok do przodu i w końcu odepchnęła syna Jupitera.
- Wygrałam. - schowała miecze.
- Dobra, ale jeszcze się zrewanżuje. - rzucił Jason siadając obok Piper.
- Koniec tego dobrego, dzięki, że wzięliście udział w manewrach. A Ty kochana idziesz zrobić coś z sobą wyglądasz okropnie. - Mówiąc to spojrzał na córkę Hekate.
- Ale o co ci chodzi? - Obejrzała się dookoła.
- Włosy, naprawdę nie zauważyłaś? Z jednej strony brakuje Ci 5 centymetrów. - Kiedy to powiedział Jason spróbował schować się za Piper i Leona. Nie dało się ukryć, że na podłodze leżą odcięte karmelowe włosy. Zacisnęła palce w geście duszenia i spojrzała na Jasona. Po chwili spuściła głowę i złapała włosy. Przyłożyła do nich miecz i przecięła tak, że końcówki były równe.
- Na razie wystarczy, - powiedziała wiążąc je. - znajdę June, ona coś z tym zrobi.
- To ja nie będę się już rewanżował. - uznał Jason.

niedziela, 20 kwietnia 2014

Rozdział 5

Martina

Po dniu spędzonym z Nico szybko zasnęłam. Następnego dnia obudziłam się wcześnie rano. Tego dnia nie poszliśmy z Kaspianem do miasta. Musiał odprawić rytuały, mieliśmy kilku nowych rekrutów. Na dworze było ciepło, ale pochmurno, więc ubrałam na siebie jeansowe szorty, bokserkę z napisem SPQR. Wsunęłam wojskowe buty, a włosy spięłam w niedbały kok.. Tego dnia miałam nadzorować trening, na wieczór zaplanowane były manewry. Wybiegłam z pokoju. Zjadłam śniadanie w kafejce w Mieście Senatu. Po godzinie uczyłam walki nowicjuszy. Monotonne powtarzanie słów: "Szarża, cios, unik, szarża cios, skłon", sprawiło, że miałam ochotę uciec stąd jak najdalej. Tyle lat bycia pretorem zmęczyło mnie. Chciałam dać temu spokój, odejść. Najlepiej umrzeć, niż przez kolejne wieki tak żyć. Po treningu zjadłam małą drożdżówkę. Przeniosłam się cieniem do centrum miasta. Usiadłam w małej kafejce, na chwile chciałam zapomnieć o wszystkim. Nie udało mi się.

Nico

Pół nocy nie mogłem zasnąć, myślałem nad jej historią. Kiedy zasnąłem przeniosłem się marzeniami sennymi do pałacu mojego ojca. Schowałem się za czarną kolumną i słuchałem rozmowy trzech osób.
- Jesteś pewny Hadesie? Od 1500 lat mi to obiecujesz. - powiedziała nieznana mi bogini.

- Moja droga, jestem twoim przyjacielem. Jak mógłbym cie okłamać. - odrzekł mój ojciec. Do dyskusji wtrąciła się Persefona.
- Hekate, jesteś chyba jedyną która może powiedzieć, że mój mąż jest słowny.
- Koro, wiem jaki jest Hades. Tak, wiele już zrobił dla mnie, ja też się mu odwdzięczałam. My władcy podziemia musimy trzymać się razem, ale miałeś pomóc mojej córce w zdjęciu klątwy. Ona wykonała swoją część umowy. Kiedy każde z twoich półboskich dzieci było jeszcze w kołysce, to ona stała na straży, to ona zabijała wrogów czyhających na ich życia. - po słowach wypowiedzianych przez boginię rozdroży byłem zdezorientowany, ale poczułem, że już wiem dlaczego ich twarze były tak znajome. Przebudziłem się, tej nocy nie miałem już snów.
Kiedy w końcu postanowiłem wstać była już 11. Założyłem czarne rurki, koszulkę i bluzę z kapturem. Na nogi wciągnąłem stare trampki i cieniem przeniosłem się do miasta. Zaszedłem do małej kawiarenki, zjeść coś i wypić kawę, tak przysiadłem się do stolika przy którym siedziała moja znajoma pogrążona w swoich myślach, i tylko bogowie raczą wiedzieć o czym marzyła.
- Nie śpij, bo cie okradną. - powiedziałem odciągając od niej filiżankę z cappuccino.
- Nie martw się, umiem sama się sobą zająć.
- W to nie wątpię. Co tu robisz, o ile wiem pretor jest ciągle zajęty, musi chodzić w pelerynie. Wysłuchiwać senatorów, etc. A ty siedzisz tu, popijasz kawkę, nie ładnie.
- Och, jak mniemam do tej pory miałeś mnie za grzeczną i przykładną dziewczynkę, co? - uśmiechnęła się i rzuciła mi wyzywające spojrzenie. - A tak na poważnie, mam dość obowiązku, tak powiedziałam, dość!
- I znów nie wiem co ci odpowiedzieć. Mów dalej. - lekko odwzajemniłem uśmiech.
- Co mam powiedzieć? Może, że mam ochotę uciec jak najdalej? Bo tak właśnie jest. Czasami czuję się jak zwierze w za ciasnej klatce. Wszyscy myślą, że ta władza to zaszczyt, a to przede wszystkim obowiązek.
Milczeliśmy dłuższą chwilę. Nagle zauważyłem, Percy'ego i Annabeth, szli do stronę kafejki w której ja i Martina siedzieliśmy. Ona chyba też ich zauważyła bo zrobiła dość zabawną minę.
- Wiesz Nico, może lepiej się stąd wymknąć. Domyślasz się reakcji innych? - nie musiała dwa razy powtarzać. Nie musi to być prawdziwa randka, ale jeśli znajomi widzą cię z kimś w kafejce bez innych znajomych od razu mają dziwne podejrzenia.
- Masz stuprocentową racje.
- Wiem, znikaj. - cień mnie pochłoną, zastanawiałem się później czy ona tam została czy też znikła.

Martina

Kiedy Nico zniknął ja poszłam w jego ślady. Przeniosłam się w starszą część cmentarza, Anubis czekał tam na mnie oparty o stary nagrobek. Tablica głosiła że jej właściciel zmarł w 1867 roku. Możliwe że go znałam.
- No proszę, kto postanowił mnie zaszczycić swoją obecnością.
- Rozmawiałam z... - nie zdążyłam dokończyć bo mój duchowy przewodnik postanowił trochę mnie wkurzyć.
- chłopakiem? Nareszcie! Myślałem że wieczność będę cie miał na głowię. Na pewno się zakochałaś.
- Co? Nie, nigdy. Wiesz dobrze, że nie mam na to szans. Poza tym rozmawiałam z synem Hadesa, Nico'iem. - Była wściekła na boga umarłych.
- Jasne, powiedzmy, że wierzę.
- Czego ode mnie chciałeś? - zapytałam już zniecierpliwiona.
Anubis wyciągnął amulet ze swoim wizerunkiem.
- Nowy etap nauki o śmierci. Nie wielu magów może tego dostąpić. Ty zaczęłaś naukę w 1 nomie, ale dzięki temu, że teraz jesteś tutaj możesz spokojnie używać magi wskrzeszania.
- Odrodzenia? Przywracania do życia? Jesteś pewien?
- Tak, jesteś pierwszą która ma się tego uczyć. Przydzielę ci jeszcze kilku wojowników armii umarłych. Moich sług takich jak ten. - Wskazał na ziemię a podniósł się z niej wojownik - szakal. Założyłam amulet na ramie, automatycznie wchłonął się a na skórze został tatuaż. Potem Anubis wytłumaczył mi na czym polega wskrzeszanie. Ostrzegł by nie chwalić się tą mocą. Rzymscy i Egipscy bogowie mogą być odrobinę urażeni, że śmiertelniczka (choć wiecznie młoda) ma tak wielką moc. Kiedy zakończyliśmy trening magii ruszyłam do legionu. Po drodze widziałam Annabeth i Percy'ego, widocznie wracali do Legionu.
- Hej, - zwróciła się do mnie Ann. - Dzisiaj macie te manewry, prawda?
- Tak. - odpowiedziałam krótko.
- Zastanawialiśmy się czy nasza załoga też może wziąć udział.
- Oczywiście, miałam zamiar wam to zaproponować na kolacji.
___________________________________________________________________________________
Mam nadzieję, że rozdział się spodoba. W tygodniu powinien pojawić się jeszcze choć jeden rozdział. Dziękuje za nominacje do Liebstera. Pozdrawiam!!!

wtorek, 15 kwietnia 2014

Rozdział 4

Nico  

Ostatnie dni były... ciekawe... Kiedy odprowadziłem Mirę, opowiedziała Martinie co się stało. Ona tylko spojrzała w jej oczy, potem w moje by się upewnić. Mogę przyznać, że dosłownie widziałem tryby w jej głowie. Wstała i wzięła małą na ręce. 
- Percy Jacksonie, przedstawiam ci twoją młodszą siostrę. - Nad głową dziewczynki zapłonął zielony trójząb, znak Posejdona, Neptuna jeśli woli się łacinę. Nie jestem pewny jak można nazwać mimikę Jacksona, wiem jednak że to było coś między zdziwieniem, a możliwe że smutkiem, ale nie dałbym sobie głowy uciąć. Kilka dni później, kiedy postanowiłem zajrzeć na cmentarz, zauważyłem Martine i przysiągłbym, że z kimś rozmawiała, ale gdy podszedłem bliżej zobaczyłem tylko ją. Teraz siedziałem na małym placu treningowym, znajdował się na wzgórzu w lesie. Stała tam kukła, wstałem i zacząłem uderzać w nią mieczem. Nie zwracałem uwagi na otoczenie.
- To chyba nie jest godny przeciwnik. Spróbuj walczyć z kimś ze swojej ligi. - odezwał się głos za mną. To była pretor.
- Tak? Ciekawe z kim?
- Choćby ze mną.
- Dobra, ale jeśli wygram to powiesz mi z kim rozmawiałaś wczoraj na cmentarzu.
- A co widziałeś?
- Właśnie nic, ale słyszałem. Niezbyt dużo, ale zawsze...
- OK, jak wygrasz to ci powiem.  
Staliśmy na przeciw siebie. Wyciągnęliśmy miecze. Oboje walczyliśmy stygijskim żelazem. Nasze miecze się starły, byłem zaskoczony bo nie podejrzewałem jej o taką siłę. Na jej twarzy pojawił się uśmiech, muszę przyznać, że było w niej coś ciekawego. Natarłem na nią, ona uskoczyła i odparowała mi. Walczyliśmy tak już prawie 20 minut, żadne nie chciało odpuścić. 
- No, walczysz nieźle, jak na dziewczynę. - chciałem ją sprowokować.
- Miałam ci powiedzieć to samo. - kopnęła mnie w pierś, przewracając na ziemię zabrała mi miecz. 
- Cios poniżej pasa! 
Wbiła nasz miecze tuż nad moimi ramionami i oparła się o nie. 
- Liczy się. Wygrałam! - podała mi rękę, złapałem ją i podniosłem się.
- Wygrałaś.
Martina 
- Muszę przyznać jesteś dobry. Ja na takiego nowicjusza. 
- Nowicjusza? Ja? Walczę od 10 roku życia.
- Wiem, to daje 10 lat. Ja walczę od 2055 lat. Przebij to!
Tu zachrypnął się.
- Ilu? 
- Tylu. Zdaje się czy chciałeś o coś zapytać. - Usiadłam na ławce i poklepałam miejsce obok siebie. - Pytaj.
- No dobra... - Usiadł i podrapał się po karku zakłopotany. - Ok, miałem zamiar zapytać o ten cmentarz, ale 2055 lat?
- To dłuższa historia, ale jeśli chcesz. Ja i Kaspian urodziliśmy się w starożytności. Konkretnie w 50 roku przed waszą erą. Nasi rodzice pochodzili z Egiptu. Babcia była Egipcjanką, a dziadek Rzymski oficerem. Nasi rodzice byli bliźniętami. Kiedy ciotka była wystarczająco dojrzała (według ówczesnych standardów), miała zostać wydana za mąż, ale marzyła by zostać Łowczynią. Artemida jej odmówiła. Ta załamana prosiła bogów o pomoc, nie chciała wychodzić za mąż. Pewnego dnia spotkała Apolla, który spodobał jej się od razu. W tym czasie, Hekate upodobała sobie mojego ojca, miał silne więzi z magią przez Egipskich przodków. Potem ciąża Matki Kaspiana - Diana po egipsku bogini - wyszła na jaw. Zaręczyny zerwane, kłótnie, pojedynki. Urodził się mój kuzyn, jego matka nie przeżyła porodu. Ojciec przyjął go jako swojego syna, kiedy matka przysłała posłańca, który mnie przyniósł. Kiedy mieliśmy po 15 lat objawili nam się nasi Boscy Rodzice. Powiedzieli nam kim jesteśmy. Babcia - Dama - uczyła nas o bogach Egiptu, a dziadek - Marek Martinus - opowiadał mity greckie i rzymskie. Jesteśmy potomkami dwóch mitologi... To nie spodobało się Zeusowi, kazał Hebe przekląć nas. Żebyśmy przez wieczność męczyli się na ziemi. Wieczna młodość to najgorsza klątwa. Jeśli chodzi o cmentarz to jest związane z Egiptem. - Wyjaśniłam mu na czym polega bycie magiem, czym jest Dom Życia i ścieżka bogów. - Idę ścieżką Anubisa, on jest bogiem śmierci i prowadzi duszę przed oblicze Ozyrysa, na Sąd Ostateczny. To chyba twoje klimaty. - Uśmiechnęłam się.
Wow... Nie wiem co powiedzieć, ale tak to moje klimaty. - kąciki jego ust lekko się podniosły. - Przez tyle lat musiałaś się na zwiedzać. 
- Tak, widziałam całą Europe, prze 200 lat mieszkałam w Egipcie. Trochę w Azji. Sprzedać ci ciekawostkę?
- Nic mnie dziś nie zdziwi. 
- Anubis i twój ojciec podarowali mi dar władzy nad cieniem. - Wstałam i przeniosłam się na drugą stronę ławki.
- Wpadnę w kompleksy jeśli okaże się, jeszcze ktoś ma taką władzę.
- Nikt.
Resztę dnia opowiadałam mu o tym co mnie spotkało w życiu. Kilka razy jeszcze powalczyliśmy a później każde poszło w swoją stronę.

___________________________________________________________________________________
Szybko go napisałam. Och muzo niezbadane są twoje szlaki. Dzięki Kalliope. Mam nadzieję że się wam spodoba. Kontynuacja pojawi się niedługo.

niedziela, 13 kwietnia 2014

Rozdział 3

Nico

Siedziałem w pokoju, dostałem go na czas naszych wakacji tu. Tylko coś mi nie pasowało, tu było za wygodnie, nie był w moim stylu. Dostaliśmy czyste togi w których mieliśmy iść na kolacje. Byłem zadowolony gdy pretor kazała znaleźć dla mnie czarną togę. Zawinąłem się w nią, leżała dobrze. Zostawiłem miecz, bo na terenie miasta Senatu broń jest zakazana, i wyszedłem poszukać Hazel. Moja siostra właśnie wyszła ze swojego pokoju w swojej todze, była ciemna, ale nie tak jak moja, jej połyskiwała złotem i szlachetnymi kamieniami. 
Po półgodzinie wszyscy byliśmy gotowi do kolacji, każdy z nas ubrany był w inną togę. Jason - granatową, Annabeth - jasno fioletową, Piper - różowoczerwoną. Frank miał na sobie krwisto czerwoną togę z fioletowym obszyciem, przypiął do niej swoją pretorską odznakę Nowego Rzymu. Kalipso założyła grecki chiton, Leo zwracał na siebie uwagę jaskrawo pomarańczową togą, a Percy morską... Odwróciłem wzrok, znów poczułem wstyd, i wstręt do samego siebie.
Dotarliśmy na ucztę kiedy część legionistów już zajmowała swoje miejsca. Tuż przed nami pojawił się ten wysoki pretor. Jak on się nazywał...? Kaa... Kaspian, to był Kaspian. 
- Miło mi Was widzieć, moja kuzynka za chwilę się zjawi. Do tego czasu, ja będę się Wami opiekował. Chodźcie za mną. - oznajmił. My robiliśmy co kazał. Ciągle dręczyło mnie uczucie że go znam.

Martina

Byłam już spóźniona. Ubrałam się w swoją najlepszą togę, purpurowo-czerwoną z czarnymi zdobieniami. Na związane w kok włosy nałożyłam złoty wieniec laurowy.
Na moim ramieniu widać było tatuaż, dwie pochodnie skrzyżowane ze sobą. Wyszłam z pokoju, i szybkim tempem ruszyłam na ucztę. Kiedy już dotarłam, powitałam wszystkich i usiadłam na kanapie obok Kaspiana. Słyszałam śmiechy naszych legionistów, gości. prze moją głowę przemknęła myśl, że też chciałam bym być taka jak oni - szczęśliwa. Gdyby tylko nie było tej klątwy. Nie myśl o tym! - upomniałam się w duchu. Podeszła do mnie Oktavia z Mirą, mała nie chciała pójść spać. Znalazłam ją jako niemowlę, jej matka ją porzuciła. Wiedziałam od początku, że jest półboginią. Wzięłam ją na kolana. Ona pomachała do wszystkich.
-  Kto to? - szepnęła do mnie.
- Nasi goście. - odszepnęłam.
- Cześć goście! - na ich twarzach pojawiły się uśmiechy. Przywitali się z nią, mała wyglądała na zadowoloną. - Pouczysz mnie walczyć?
- Chcesz walczyć? Coś mi się nie wydaje. Jesteś jeszcze za mała...
- Ale silna, widzisz? - naprężyła rączkę.
- To na pewno, ale nie dziś, jeszcze nie. Zanim znajdziesz sobie broń ustal, co potrafisz. Kiedy okaże się kto jest twoim tatą wtedy ustalimy jak trzeba cię trenować. - Powiedziałam patrząc jej w oczy.
- To idę nakarmić Hurricane'a.
- Idź, ale uważaj, jest silny.
- Wiem, wiem. - Pobiegła do zagrody, znaleźć mojego pegaza.
- Hurricane? - zapytał Jason.
- Mój pegaz. Ona uwielbia się z nim bawić.

Nico

Zjadłem niewiele, wstałem i postanowiłem się przejść. Przystanąłem przy zagrodzie, stało tam kilka jednorożców. Między nimi pasł się czarny, zimnokrwisty pegaz. Domyśliłem się że to właśnie Hurricane. Na jego grzbiecie, siedziała ta mała dziewczynka. Zdziwiłem się, biegła tam sama, więc jak dostała się na wierzchowca.
- Cześć! - pomachała mi.
- Hej, jak się na niego wdrapałaś?
- Zawołał mnie. - powiedziała z dumą. Pogłaskała karego konia i zbliżyli się.
- Chwila, rozumiesz go? Mówiłaś już komuś o tym?
- Nikt nie pytał. Pomożesz mi zejść? - Wziąłem ją na ręce. Ku mojemu zdziwieniu Hurricane nie zareagował na mnie jak inne pegazy. Tylko spojrzał na mnie spokojnie.
- Powiedz o tym Martinie.

___________________________________________________________________________________

Dość szybko to napisałam. Miałam wenę. Mógł by być trochę dłuższy, ale coś by mi nie pasowało. Miłego czytania. Komentujcie.

PS: Dzięki Spite za pierwszy komentarz. Dlatego też szybciej skończyłam. Ach ta motywacja.

czwartek, 10 kwietnia 2014

Rozdział 2

Martina

Kiedy skończyłam śpiewać mój kuzyn wstał z ławki.
- Kupie nam kawy. Espresso?
- Ehem. - i odszedł.
Ja wpatrywałam się w grupę turystów w wieku podobnym do "mojego". Jeden chłopak przyglądał mi się już od dłuższej chwili. To dało mi okazje spojrzeć w jego myśli, znałam go na wylot. To co krył w sobie było intrygujące. Jego uczucia były tak stłumione jak nigdy u nikogo, komu wyczytałam emocje.
Widziałam jak jeden z jego przyjaciół, niebieskooki blondyn którego umysł też już poznałam, podchodzi do niego. Wysoki syn Jupitera trącił go ramieniem. Spytał się go o to na co tak patrzy. Tamten - Nico - tylko na niego zerknął i odpowiedział po włosku "Per Niente" [Na nic]. Blondyn widocznie nie zrozumiał, bo zrezygnował i odwrócił się do reszty. Do mnie podszedł Kaspian z kawą dla siebie i dla mnie. Wzięłam od niego kubeczek na wynos i napiłam się trochę. Zebrałam też pieniądze które ludzie nam rzucali. Kiedy mój "braciszek" zauważył że i jak i tamten chłopak co jakiś czas rzucamy sobie spojrzenia lekko wskazał tam głową ja odpowiedziałam krótko.
- Sono come noi... [Oni są jak my]
Ciemno włosy który dotąd wpatrywał się we mnie z dziwnym wyrazem twarzy, jakby wyczytał moje słowa z ruchu warg. Złapał za ramię ciemno skórą dziewczynę która stała obok niego i szepnął jej coś do ucha. Ona spojrzała na nas i zaczęła powtarzać reszcie to co usłyszała.
My ruszyliśmy przed siebie, musiałam wyrzucić papierową filiżankę po kawie. Przepchnęłam się przez grupę herosów.
- Scusate. 
Oni spojrzeli na mnie lekko zdziwieni. Miałam świadomość że wiedzą kim jestem. Wróciłam do Kaspiana.
- Wracajmy do Legionu.
- Eee, Martina... Może lepiej zajmijmy się tym. - Wskazał na potwora który biegł w naszą stronę.


Nico

Ta para wydawała mi się znajoma. Jakbym już kiedyś ich gdzieś zobaczył. Kiedy byłem mały widziałem kogoś podobnego. Teraz liczyło się to że słyszałem słowa tej dziewczyny coś o Legionie i tym że jesteśmy jak oni. Do tego pojawił się ten potwór - Lew Nemejski. Miałem już chwytać miecz kiedy tamten chłopak wyciągnął łuk, wysoka dziewczyna wyjęła dwa długie miecze, jeden z cesarskiego złota, a drugi - co mnie zdziwiło - ze stygijskiego żelaza. Na dłonie zaciągnęła rękawiczki, były dziwne, za miast palców miały wstawione złote pazury. To było trofeum, musiała już nie raz walczyć z takim potworem. Zanim się obejrzałem skoczyła na niego, lew zaryczał, łucznik wystrzelił kilka strzał na raz, nie widziałem żadnego chłopaka który strzelał z taką celnością i szybkością jak Łowczynie. Długowłosa wbiła lwu pazury i rozcięła jego skórę. My patrzyliśmy na to z wrażeniem. Nawet Percy który pokonał już kiedyś tę bestie patrzył z zapartym tchem. Para atakowała dalej, dziewczyna cięła skórę potwora aż na jego ciele powstały rany wystarczające by mogła wbić w niego miecze. Lew padł jego ciało rozsypało się w pył, pozostała tylko wysoka dziewczyna która teraz patrzyła się na nas wyraźnie zadowolona, stojąc na lwiej skórze którą przerzuciła sobie przez ramie jak płaszcz pretorski.
- Witajcie w Rzymie, herosi. - Zwróciła się do nas. - Wiem, nie spodziewaliście, że spotkacie tu półbogów. Jestem Martina, córka Hekate i pretor Legio VI Victrix - Legionu Zwycięzców, a to mój kuzyn - Kaspian syn Apolla augur i pretor.
- Skąd...? - Spróbował zapytać Jason, kiedy Martina mu przerwała.
- Wiem, kim jesteście Jasonie Grace? Bogowie podarowali mi talent poznania myśli ludzi, półbogów i wszystkich żyjących stworzeń. Stąd wiem też, że to wy wypełniliście przepowiednie Siedmiorga. Takich bohaterów trzeba powitać specjalnie, więc chce zaprosić Was do Legionu na ucztę na Waszą cześć. Jeśli tylko się zgodzicie.
My spojrzeliśmy po sobie i odparliśmy chórem.
- Zgoda!

Martina 

Kaspian przyprowadził razem z Leonem i Kalipso statek. Ja przyprowadziłam resztę gości do Legionu. Na ich twarzach widziałam coś między podziwem a zdziwieniem. Ava zaprowadziła ich do rezydencji dla gości. Ja pobiegłam do swojego pokoju, w mieście Senatu i ubrałam się w togę. Siedziałam na swoim tronie, w Senacie. Kaspian właśnie przyszedł i Senatorowie też zaczęli się schodzić. Goście siedzieli w loży przygotowanej dla nich. Ja i Kaspian przewodniczyliśmy zebraniu na którym oficjalnie powitaliśmy naszych gości. Powiadomiłam senatorów i rozkazałam przygotować się do uczty.
___________________________________________________________________________________

Jak się podoba? Komentujcie!!!

czwartek, 3 kwietnia 2014

Rozdział 1

Martina

Przewróciłam się z boku na bok, spałam tak dobrze. Nagle ktoś postanowił postawić mnie na nogi. Kochany Kaspian. Kuzynek co poza mną świata nie widzi. Chociaż on mnie rozumie, dzielimy wspólną klątwę...
- Pora wstawać śpiąca królewno. - krzyknął mi do ucha po czym ściągnął ze mnie kołdrę. - Pani pretor powinna wstawać wcześnie.
- Tak - uniosłam się z nad poduszki. - a pan pretor powinien szanować sen swojej współpracowniczki zwłaszcza jeśli jest jego kuzynką. Toteż pozwól mi się ubrać i zaraz przyjdę nadzorować trening. 
- Nie zalewasz?
- Nie!
- I przyjdziesz? Bo jeśli nie to przyślę armie!
- Precz mi z oczu! - Rzuciłam mu poduszką w twarz, po chwili wyszedł.
Wstałam i poszłam pod prysznic, ubrałam dżinsowe szorty i fioletową bokserkę z nadrukiem SPQR. Mieszkałam w Legio VI Victrix - Legionie 6 - Zwycięzców. Walczył w nim dziadek mój i Kaspiana, później mój ojciec. Przez całe jego istnienie siedzibę miał we Włoszech, konkretnie pod Rzymem.
Włosy związałam w koński ogon na czubku głowy. Zabrałam swoje dwa miecze: Buio (Ciemny) ze Stygijskiego Żelaza i Luce (jasny) z Cesarskiego Złota. Owinęłam się pretorskim płaszczem i wyszłam z pokoju.

...

Nico

Siedziałem na maszcie jak zwykle. Ci na dole wymyślili zwiedzanie. Jakby nie wystarczyło im to jak tu byli 3 lata temu. Chociaż... Hanzel zależało, chciała zobaczyć jak wyglądają Włochy. Kiedy lecieliśmy nad lasem myślałem, że coś zobaczyłem. Zdawało ci się - powiedziałem sobie.
- Ej ty na maszcie! Ktoś musi nas przewodzić po mieście! - zawołał Jason, byliśmy kumplami. Znał moją tajemnicę sprzed lat. Od śmierci Bianci tego nie czułem, zastąpiło to zwątpienie i wstyd.
Koniec, czas założyć maskę uśmiechu. Pojawiłem się na pokładzie obok Hazel, moja siostra lekko się do mnie przytuliła. Podszedłem do dziobu żeby się rozejrzeć. 
- Leo, wysadzisz nas na północ od Watykanu. Potem... Spacerem do Koloseum...
- To nie za daleko?
- Tak,... No dobra Forum Romanum, potem 2 godziny na zwiedzanie. Spotykamy się pod statkiem.
- Okej, - Leo zaczepił statek o jeden z dachów. - Hazel, działaj.
Dziewczyna zamknęła oczy poczułem jak Mgła wokoło nas gęstnieje. 
- Już, gotowe.
Było nas w sumie dziewięcioro. Siedmioro, ja i Kalipso. Wpadli na pomysł wyjazdu zaraz po tym jak Leo ją uratował z Ogygii. Wszyscy się rozeszli, ja siedziałem w jednej z kafejek.


...

Martina

 Jak co dzień po ćwiczeniach pojechaliśmy na Forum. Kaspian jako syn Apolla zał się na muzyce. Ja przy nim też się nauczyłam. On brał gitarę, ja śpiewałam. Ostatnio miałam sny w których pewna dziewczyna śpiewała piosenkę, spisałam jej tekst i ułożyłam muzykę z moim kuzynem.
Usiedliśmy na ławce przed jedną z ruin. Kaspian szarpnął struny a ja zaczęłam śpiewać.






...

Nico

 Wszyscy się już zebrali, staliśmy przy ruinach. Piper wsłuchała się w śpiew młodej Włoszki. Śpiewała coś co kiedyś gdzieś słyszałem, jakby we śnie. Patrzyłem na nią, nagle wymówiła słowa które tak zatarły się w mojej pamięci: "Ma Nico mio caro". Tak wypowiadała to Bianka. Dziewczyna spojrzał mi w oczy, jej wzrok świdrował mnie jakby czytała mi w myślach.




___________________________________________________________________________________
Mam nadziej, że wam się spodoba.