Dzień w którym nasz świat zatrząsł się w posadach.
Ruszyliśmy za nieznajomym prawnikiem, złapałam Biankę za rękę. Nico szedł pośpiesznie obok. Rzuciłam mu spojrzenie z pode łba i uśmiechnęłam się lekko. Chciałam jak najszybciej wydostać się z tego hotelu. Dochodziły nas odgłosy z kasyna, dzika muzyka i śmiech. Jedna z pięknych kobiet z tacami zauważyła, że zbliżamy się do wyjścia.
- Może kwiat loto... - zlękła się gdy adwokat burknął na nią. Przysięgam, czasami wydawało mi się, że jego garnitur znika, a zastępują go skórzaste skrzydła, robiłam wszystko by je ignorować.
Musisz się stąd wydostać... - szepnął głos w mojej głowie. Wiedziałam, że ma rację.
Nie mieliśmy więcej problemów z opuszczeniem budynku. Wsiedliśmy posłusznie do taksówki. Zdziwiłam się gdy zauważyłam, że nie mamy żadnych walizek, zignorowałam również i to.
Byle jak najdalej, nie zostawaj tu. Uciekaj...
Uporczywy, kobiecy głos nadal mnie napominał. Wydawał się taki znajomy, jak coś co słyszałam lata temu.
Bianka i Nico zasnęli, ja się opierałam, starałam się sobie przypomnieć jak się tam znaleźliśmy, ale nie byłam w stanie tego zrobić. Nie pokazywałam tego po sobie, ale gdy napotkałam jego wzrok czułam strach. Jego oczy przypominały mi otchłań bez dna. Nagle poczułam potrzebę snu, próbowałam ją pokonać, ale nie dałam rady. Zapadła ciemność, ale wiesz co? To właśnie w niej czułam się najbezpieczniej.
- Może kwiat loto... - zlękła się gdy adwokat burknął na nią. Przysięgam, czasami wydawało mi się, że jego garnitur znika, a zastępują go skórzaste skrzydła, robiłam wszystko by je ignorować.
Musisz się stąd wydostać... - szepnął głos w mojej głowie. Wiedziałam, że ma rację.
Nie mieliśmy więcej problemów z opuszczeniem budynku. Wsiedliśmy posłusznie do taksówki. Zdziwiłam się gdy zauważyłam, że nie mamy żadnych walizek, zignorowałam również i to.
Byle jak najdalej, nie zostawaj tu. Uciekaj...
Uporczywy, kobiecy głos nadal mnie napominał. Wydawał się taki znajomy, jak coś co słyszałam lata temu.
Bianka i Nico zasnęli, ja się opierałam, starałam się sobie przypomnieć jak się tam znaleźliśmy, ale nie byłam w stanie tego zrobić. Nie pokazywałam tego po sobie, ale gdy napotkałam jego wzrok czułam strach. Jego oczy przypominały mi otchłań bez dna. Nagle poczułam potrzebę snu, próbowałam ją pokonać, ale nie dałam rady. Zapadła ciemność, ale wiesz co? To właśnie w niej czułam się najbezpieczniej.
Pięć miesięcy później
- Więc? Kogo najbardziej lubisz? - zapytał mnie Nico siedząc na łóżku Bianki. Mieliśmy szczęście mieszkać w jednym pokoju. W testamencie ich rodziców jasno określono, że mamy być razem. Nico miał zostać przeniesiony później do innego dormitorium.
Położył przede mną kilka kart ze swojej gry, czasami wydawało mi się, że z roku na rok jest coraz bardziej dziecinny. Spojrzałam na nie leniwie. Moją uwagę przykuła postać, a raczej postacie trzech kobiet opartych o siebie plecami. W każdej z rąk trzymała inny przedmiot. Widziałam linę, miecz, pochodnie i węża.
- Ona. - powiedziałam pewnie.
Mój przyjaciel obejrzał postać.
- Hekate, bogini magii i ciemności. Ty chyba naprawdę jesteś czarownicą, wiesz? - uśmiechnął się drwiąco.
- Przynajmniej nie gram w gry dla małych dzieci! - krzyknęłam urażona. - Jesteś też wredna. To tylko potwierdza moją teorię. - powiedział najspokojniej w świecie. Do naszego pokoju weszła Bianka, w swojej ulubionej zielonej czapeczce.
- Powinniśmy się zbierać, dyskoteka za chwilę się zacznie. - powiedziała bez entuzjazmu. - No już wstawajcie.
Po opuszczeniu sypialni skierowaliśmy się do sali gimnastycznej, przygotowanej odpowiednio do sytuacji. Zajęliśmy miejsca na ławce pod ścianą. Żadne z nas nie było zbyt podekscytowane imprezą. Młodszy brat mojej koleżanki dalej bawił się swoimi kartami.
Kiedy obserwowałam tańczące pary, podszedł do nas zastępca dyrektora, Pan Cierniak, ale to nie jego nazwisko zawsze mnie dziwiło. Czasami wydawało mi się, że zza jego płaszcza wystaje długi ostry ogon. Nie patrz tak na mnie! Zawsze zdawało mi się, że widzę więcej niż inni.
Twój dar i przekleństwo.
Zawdzięczałam mu coś lecz nie pamiętałam co.
- Chodźcie ze mną. - odezwał się surowym tonem. - Ty też panno Vende.
- Czy coś się stało Panie Profesorze? - spytała Bianka.
- Zaraz wszystkiego się dowiecie.
Zanim się zorientowaliśmy, prowadził nas za karki, nie musiał nawet się zbyt wysilać by jedną dłonią utrzymać mnie i Nico. Nie reagował na nasze krzyki, nikt nie reagował. Kiedy znaleźliśmy się w ciemnym korytarzu coś zwróciło jego uwagę. Puścił nas, i rozpłynął się w... We... Mgle. Przez drzwi wszedł chłopak o zielononiebieskich oczach i czarnych włosach, w dłoni trzymał spiżowy miecz, nie wiem jak to rozpoznałam.
- Nie bójcie się. Nie skrzywdzę was. Mam na imię Percy. Zabiorę was stąd w jakieś bezpieczne miejsce. Potem wszystko stało się tak szybko, że nie byłam w stanie nadążyć Znów prowadził nas nauczyciel, a nasz nie doszły wybawca cierpiał od jadu.
Mądra dziewczyna, szybko się uczysz.
Głos znów o sobie przypomniał. Byliśmy nad urwiskiem, pod nami morze, wokół mgła, otoczyła mnie. Była wspaniała, dawała mi siłę. Liczyła się tylko ona, Spojrzałam na swoją rękę, mogłabym teraz...
- Boję się. - głos Nica był niewyraźny, ale wystarczył by wyrwać mnie z letargu. Nie zwracałam uwagi na słowa potwora, dopóki...
-... Synu Posejdona... Na dole jest morze... - Posejdon, bóg mórz i oceanów.
Zaczyna ci świtać?
Umykała mi rozmowa, wiesz, "nowa rhodzina", "wielkie gotowanie ", a potem leżeliśmy na ziemi.
- Mantikora? Ma trzy tysiące do ataku plus pięć do celności!
- Tylko o tym potrafisz teraz myśleć pazzo? - to były pierwsze słowa które wypowiedziałam od opuszczenia potańcówki, i były skierowane do mojego najlepszego przyjaciela, a przepełnione były gniewem i strachem.
Położył przede mną kilka kart ze swojej gry, czasami wydawało mi się, że z roku na rok jest coraz bardziej dziecinny. Spojrzałam na nie leniwie. Moją uwagę przykuła postać, a raczej postacie trzech kobiet opartych o siebie plecami. W każdej z rąk trzymała inny przedmiot. Widziałam linę, miecz, pochodnie i węża.
- Ona. - powiedziałam pewnie.
Mój przyjaciel obejrzał postać.
- Hekate, bogini magii i ciemności. Ty chyba naprawdę jesteś czarownicą, wiesz? - uśmiechnął się drwiąco.
- Przynajmniej nie gram w gry dla małych dzieci! - krzyknęłam urażona. - Jesteś też wredna. To tylko potwierdza moją teorię. - powiedział najspokojniej w świecie. Do naszego pokoju weszła Bianka, w swojej ulubionej zielonej czapeczce.
- Powinniśmy się zbierać, dyskoteka za chwilę się zacznie. - powiedziała bez entuzjazmu. - No już wstawajcie.
Po opuszczeniu sypialni skierowaliśmy się do sali gimnastycznej, przygotowanej odpowiednio do sytuacji. Zajęliśmy miejsca na ławce pod ścianą. Żadne z nas nie było zbyt podekscytowane imprezą. Młodszy brat mojej koleżanki dalej bawił się swoimi kartami.
Kiedy obserwowałam tańczące pary, podszedł do nas zastępca dyrektora, Pan Cierniak, ale to nie jego nazwisko zawsze mnie dziwiło. Czasami wydawało mi się, że zza jego płaszcza wystaje długi ostry ogon. Nie patrz tak na mnie! Zawsze zdawało mi się, że widzę więcej niż inni.
Twój dar i przekleństwo.
Zawdzięczałam mu coś lecz nie pamiętałam co.
- Chodźcie ze mną. - odezwał się surowym tonem. - Ty też panno Vende.
- Czy coś się stało Panie Profesorze? - spytała Bianka.
- Zaraz wszystkiego się dowiecie.
Zanim się zorientowaliśmy, prowadził nas za karki, nie musiał nawet się zbyt wysilać by jedną dłonią utrzymać mnie i Nico. Nie reagował na nasze krzyki, nikt nie reagował. Kiedy znaleźliśmy się w ciemnym korytarzu coś zwróciło jego uwagę. Puścił nas, i rozpłynął się w... We... Mgle. Przez drzwi wszedł chłopak o zielononiebieskich oczach i czarnych włosach, w dłoni trzymał spiżowy miecz, nie wiem jak to rozpoznałam.
- Nie bójcie się. Nie skrzywdzę was. Mam na imię Percy. Zabiorę was stąd w jakieś bezpieczne miejsce. Potem wszystko stało się tak szybko, że nie byłam w stanie nadążyć Znów prowadził nas nauczyciel, a nasz nie doszły wybawca cierpiał od jadu.
Mądra dziewczyna, szybko się uczysz.
Głos znów o sobie przypomniał. Byliśmy nad urwiskiem, pod nami morze, wokół mgła, otoczyła mnie. Była wspaniała, dawała mi siłę. Liczyła się tylko ona, Spojrzałam na swoją rękę, mogłabym teraz...
- Boję się. - głos Nica był niewyraźny, ale wystarczył by wyrwać mnie z letargu. Nie zwracałam uwagi na słowa potwora, dopóki...
-... Synu Posejdona... Na dole jest morze... - Posejdon, bóg mórz i oceanów.
Zaczyna ci świtać?
Umykała mi rozmowa, wiesz, "nowa rhodzina", "wielkie gotowanie ", a potem leżeliśmy na ziemi.
- Mantikora? Ma trzy tysiące do ataku plus pięć do celności!
- Tylko o tym potrafisz teraz myśleć pazzo? - to były pierwsze słowa które wypowiedziałam od opuszczenia potańcówki, i były skierowane do mojego najlepszego przyjaciela, a przepełnione były gniewem i strachem.
- Na ziemię! - krzyknęła blondynka, która przed chwilą pojawiła się znikąd, i rzuciła nas na ziemię, znowu. Po chwili walki między obcymi z potworem usłyszałam róg myśliwski, pojawiły się młode dziewczyny. Nie mogły być młodsze niż dziesięć lat ani starsze niż piętnaście, moją uwagę przykuła ruda jedenastolatka. Emanowała potęgą, i udowodniła ją gdy Mantikora z szarooką, córką Ateny, na plecach spadła w przepaść, a ona zmieniła zbliżający się helikopter w stado kruków.
- Śmiertelnikom nie wolno oglądać moich łowów.
- nic wam nie jest? - spytała Bianka. Oboje pokręciliśmy głowami. Nasze oczy strzeliły ku scenie odgrywającej się kilka metrów dalej.
- Jestem Artemidą. Boginią Łowów.
Mały wybuch mojej koleżanki zwrócił na nas ich uwagę.
- Toż wyście dzieci półkrwi. - powiedziała dziewczyna w srebrnej opasce, od niej również czuć było moc, nie tak silną, ale jednak. - Jedno z waszych rodziców śmiertelnym jest drugie zaś Olimpijczykiem.
- Sportowcem?
- Nie. Bogiem.
Pogódź się z tym. Ogarnij to swoją istotą.
Głos miał rację, wzięłam głęboki oddech, czułam wokół mnie aurę podobną do głosu.
- Śmiertelnikom nie wolno oglądać moich łowów.
- nic wam nie jest? - spytała Bianka. Oboje pokręciliśmy głowami. Nasze oczy strzeliły ku scenie odgrywającej się kilka metrów dalej.
- Jestem Artemidą. Boginią Łowów.
Mały wybuch mojej koleżanki zwrócił na nas ich uwagę.
- Toż wyście dzieci półkrwi. - powiedziała dziewczyna w srebrnej opasce, od niej również czuć było moc, nie tak silną, ale jednak. - Jedno z waszych rodziców śmiertelnym jest drugie zaś Olimpijczykiem.
- Sportowcem?
- Nie. Bogiem.
Pogódź się z tym. Ogarnij to swoją istotą.
Głos miał rację, wzięłam głęboki oddech, czułam wokół mnie aurę podobną do głosu.
Magię.
_______________________________________________
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz