Muzyka

Hej!!!

Sprawiedliwość nie oznacza, że wszyscy dostają to samo. Sprawiedliwość oznacza, że wszyscy dostają to, czego potrzebują.
~Rick Riordan
~

niedziela, 21 lutego 2016

poniedziałek, 7 września 2015

Epilog

Martina

Siedziałam znów na dziobie statku, obserwując zbliżające wybrzeże Long Island. Obóz Herosów pojawiał się na moich oczach, taki sam jak na obrazach w mesie. Jak w ich głowach. Promienie wschodzącego słońca zaczynały rozświetlać niebo. Spojrzałam za siebie, Leon Valdez, syn Hefajstosa, stał przy swoim panelu kontrolnym, wspierany przez swoją wierną Kalipso. Wzdłuż jednej z burt stały trzy pary. Percy Jackson, syn Posejdona, obejmujący ramieniem Annabeth Chase, córkę Ateny; Jason Grace, syn Jupitera, owinął swoje umięśnione ramiona wokół talii Piper McLean, córki Afrodyty; Frank Zhank, syn Marsa, trzymał pewnie rękę Hazel Levesque, córki Plutona. Patrzyłam na wielkich herosów, bohaterów o których następne pokolenia będą opowiadać przerażające, pochwalne opowieści.
Obóz jeszcze się nie obudził kiedy schodziliśmy z pokładu, cicho jak myszy. Zanim zdążyłam się zorientować, poczułam czyjąś chłodną dłoń na moim ramieniu.
- Chodź, oprowadzę cię trochę. - powiedział Nico di Angelo, syn Hadesa. Ktoś dla kogo porzuciłam dotychczasowe życie, ktoś kto nosił w sobie ból i gniew o wiele za długo.
Pozwoliłam się poprowadzić, poruszaliśmy się cieniem, stanęliśmy na środku areny do walki.
- Pomyślałem, że walczyliśmy już u ciebie, więc pora na mnie. Tak puenta do naszej znajomość.
- Jak ty mnie dobrze znasz. Ty też czytasz w myślach? - uśmiechnęłam się lekko.
Wyciągnęłam miecze. Ustawiliśmy się na przeciwko siebie, przyjęliśmy postawy do ataku. Ruszyliśmy w tej samej sekundzie, klingi spotkały się wydając nie przyjemny dźwięk. Mocowaliśmy się chwilę, kątem oka zauważyłam załogę przyglądającą nam się z trybun i kilkoro nimf z towarzyszącymi im satyrami.
Król Upiorów nie zwrócił uwagi, odsunął się jednocześnie odbierając mi oparcie. Pojawiła się grupa obozowiczów. wszyscy w pomarańczowych koszulkach, i blond włosach, przypominali mi Annabeth. Natarłam z impetem na swojego przeciwnika, odparował mój cios, Spróbowałam podciąć mu nogi, rozproszył mnie tabun kolejnych dzieciaków, już cały amfiteatr był zapełniony, słyszałam głosy zdziwienia.
- Co to za jedna?
- Spójrz ona walczy z di Angelo!
- Nie jestem ślepa.
- Nawet niezła...
Nagle usłyszałam głos Percy'ego.
- Zamknijcie się wszyscy, chcę wiedzieć kto wygra.
Tłum zamilkł, za to ja zostałam brutalnie powalona na ziemię.
- Poddajesz się? - spytał wyzywająco Nico.
- Jeszcze nie. - odrzuciłam mu. Jednocześnie zrywając się do góry, zanim się zorientował, uderzyłam o jego miecz. Stygijskie żelazo uderza o siebie z nieprzyjemnym jękiem. Przypomina to pisk dusz na Polach Kary. Ogłuszony tym dźwiękiem syn Hadesa nie zauważał drugiego miecza. Cesarskie złoto tuż przy jego szyi błyszczało w słońcu.
- Si rinuncia Mio Caro?* - uśmiechnęłam się słodko.
Nie doczekałam się odpowiedzi, ale powinny wystarczyć jego kolejne ruchy. Odrzucił miecz i zanim się zorientowałam przyciągnął mnie do siebie. Kiedy dotknął swoimi ustami moich warg zdążyłam usłyszeć jeszcze:
- Uuuuuuuhhh.
- Ej co to ma być? Remis? - usłyszałam wrzask Percy'ego, uśmiechnęłam się lekko.



***


Więc podobała wam się historia mia mamma e mio papà**? Mam nadziję, bo to już koniec opowieści, w każdym razie chyba...
Jeśli dowiem się o nich czegoś więcej... Dam Wam znać...

Diana Maria di Angelo

______________________________________
*Poddajesz się kochanie?
**mia mamma e mio papà - mojej mamusi i mojego tatusia




To już jest koniec, nie ma już nic...(?)


Wiec nareszcie skończyłam, może nie tak jak planowałam, ale cieszę się, że udało mi się doprowadzić to do końca. (Wiem, wiem marnie...)
Wystartowałam z opowiadaniem bez planu i zarysu, ale cóż, głupia Tynta.
Za to mam tu coś innego, inna wersja, udoskonalona. Na razie tylko prolog, ale już biorę się do rozdziałów. Wiecie szkoła...

http://life-is-notfair.blogspot.com/

niedziela, 12 lipca 2015

Rozdział 18

Martina

Cóż, kto by się spodziewał, że zostanę przyjęta tak szybko i ciepło. Zostałam ulokowana w wolnej kajucie na pokładzie, chyba zauważyli mój konserwatyzm. Może i potrafiłam być dość nowoczesna, ale nie na tyle by dzielić pokój z chłopakiem którego znałam rychło dwa miesiące. Choć jakby to przemyśleć to jednak zrezygnowałam z poprzedniego życia dla niego. To by mogło wyjaśniać aluzję Leona Valdeza i jego podejrzane uśmieszki za każdym razem jak widział mnie obok Nica. Ignorowałam go. Zdążyłam się do wszystkiego przyzwyczaić. Opowiedziano mi wiele historii o przygodach w jakich brali udział, nie chętnie, acz sprawiedliwie odwdzięczyłam się znanymi mi anegdotkami z mojego życia.

 Po tygodniu podróży zrobiliśmy sobie przystanek by uzupełnić zapasy. Po nocnych wartach Nico, Piper i Leo spali smacznie. Jason, Hazel i Annabeth wybrali się na grzbiecie Franka do miasteczka na "wielki shopping" jak raczył nazwać ich przygodę nasz kapitan - "Płomienno ręki". Na posterunku zostałam i Perseusz Jackson, w pobliżu co jakiś czas krzątała się Kalipso, narzekając na bałagan.
Siedziałam na dziobie łodzi spoglądając w dół na miasteczko pod nami, kiedy nagle czyjś głos wyrwał mnie z zamyślenia.
- Hej Martina. - przywitał się Percy i usiadł na pokładzie zachowując pewien dystans. Odpowiedziałam mu skinieniem głowy. - Kilka spraw nie daje mi spokoju od czasu kiedy spotkaliśmy Cię na Forum Romanum. Mógłbym ci zadać kilka pytań?
Mówił trochę niepewnie i oczy kierował na coś poza horyzontem. No tak, nawet u jednego z największych herosów w historii poznanie półbogini żyjącej od tak wielu wieków mogło wywołać... może nie strach, ale pewnego rodzaju zmieszanie.
- Jasne, pytaj, a ja może znajdę odpowiedź na twoje pytania.
- Więc.. - oczyścił gardło chrząknięciem - Zastanawiały mnie rękawicę które miałaś podczas walki z Lwem Nemejskim...
- Ach... To. - przerwałam mu i z Duat wyjęłam rękawice. Skóra była gładka, a pazury lśniły złotem. - Kiedyś udało mi się już go pokonać tego potwora. To trofeum. Zdobyła je już kilka wieków temu
- Och, też kiedyś z nim walczyłem, z pomocą łowczyń, zabiliśmy go strzałami i kosmicznym żarciem. - Streścił mi tą historię, oczywiście nie umknął mi fakt pojawienia się w niej Bianki, siostry Nica i mojej osobistej "nadawaczki" misji. - Wiem też, że Herkules udusił go gołymi rękoma, jak tobie się to udało? Bo podejrzewam, że kiedy z nim walczyłaś nie miałaś kosmicznego jedzenia, a - nie obraź się - nie wyglądasz na kogoś kto mógłby go od tak udusić.
- Tak zdecydowanie nie posiadałam, niczego takiego. - Uśmiechnęłam się smutno. - Miałam tam wtedy pomocnika, przyjaciela. Miał na imię Rafael i był synem Marsa, a ja byłam kapłanką w ukrytej świątyni jego ojca. To były czasu polowań na czarownicę, więc Córki i Synowie Magii tacy jak ja ukrywali się pośród innych herosów. Wyszliśmy razem i zostaliśmy zaatakowani.

Nico

Po ubraniu się, zjedzeniu czegoś, ostatnio zyskałem dziwny apetyt, ruszyłem na górę schodami, nagle usłyszałem głos Tiny, łagodny jak zwykle, ale smutny. Widziałem, Kalipso na dole sprzątającą mesę, więc wiedziałem, że towarzyszem Martiny musiał być Percy. Postanowiłem się nie ujawniać i wysłuchać historii do końca.
- Wyszliśmy razem i zostaliśmy zaatakowani. Byliśmy z dala od innych, nie mieliśmy broni, a ja unikałam magii by nie dostać się na stos. Rafael usiłował mnie bronić, zrobił z siebie tarczę i osłonił mnie własnym ciałem. Lew uderzył go łapą on on odleciał na parę metrów. Leżał bez ruchu - tu jej głos zaczął się łamać - nie wiem co mi się w tedy stało, ale użyłam więcej mocy  niż kiedykolwiek wcześniej. Wymówiłam zaklęcie niszczenia, ale nie wierzyła, że zadziała, a potwór po prostu rozpadł się w pył, zostawiają mi moje trofeum jakby miało to zwrócić...
Wtedy przerwała, poczułem małe ukłucie zazdrości, mi o tym nie wspomniała...
- Byliście blisko? - spytał Percy.
- On był, ja zawsze uciekałam, ale do czasu. - Teraz jej głos był już normalny, ciepły, ale stanowczy. Kąciki moich ust podniosły się na myśl o tym, że odemnie nie uciekła.
- A jednak - Percy dalej drążył - tym razem nie uciekłaś. Może jestem wścibski, nie musisz odpowiadać jeśli nie chcesz, ale ciekawi mnie dlaczego zmieniłaś zdanie?
- W porządku, czasami dobrze jest wygadać się osobie nie uwikłanej w twoje życie wiesz? A odpowiadając na pytanie, ucieczka męczy, a kryjówki kiedyś się kończą, a po za tym tym razem poczułam, że tak to powinno się skończyć.
Po moim ciele rozlało się ciepło.
- Wiesz, - odezwał się po chwil Percy - wydaje mi się, że twoja decyzja będzie dobra dla Was obojga.
 Właśnie wtedy postanowiłem pojawić się na pokładzie, oboje spojrzeli na mnie nie zaskoczeni.
- Dzień dobry. - przywitałem ich. Percy pomachał mi ręką, a Martina podniosła się trochę i odezwała się.
-Ciao Nico.
- Zostawię Was samych. - Percy uśmiechnął się porozumiewawczo, ale nie byłem pewny do kogo. Kiedy odszedł, usiadłem obok Martiny.
- I jak się podsłuchiwało? - uśmiechnęła się, wplątując palce w moje włosy, kiedy usadowiła się za mną.
- Jestem całkowicie pewny, że nie mam pojęcia o czym mówisz. - odpowiedziałem spokojnie.
- Och, nie bądź zły, że Ci nie powiedziałam, - chciałem jej powiedzieć, że nie jestem, ale przerwała mi. - ale nie jestem w stanie rozmawiać z tobą
o kimś w kim się kiedyś zakochałam. I chyba rozumiesz co mam na myśli. - Rozumiałem.
- Nawet nie myśl, że jestem zły, ale mnie też zastanawia, dlaczego zmieniłaś zdanie akurat w moim przypadku?
- Heh, - odwróciła mnie swoją i spojrzała na mnie swoimi niebieskimi oczami. - Powiedzmy, że masz większą siłę przebicia, niż mieli inni.
Po tym poczułem jak jej wargi dotykają moich łagodnie, odwdzięczyłem jej się tym samym. Żyłem ze świadomością, że było wielu przede mną, i mogło być ich też wielu po mnie, ale nie obchodziło mnie w tamtej chwili. Pewnie trwali byśmy w pocałunku jeszcze długo, ale za plecami usłyszeliśmy długi gwizd Leona, który został brutalnie uciszony przez Percy'ego i jego talent do odnajdywania wody w każdej sytuacji by móc kogoś nią oblać.
- Stary! Dopiero się ubrałem! - marudził Leo.
- Ciesz się Leo, ja i Kalipso zrobiłybyśmy to mniej delikatnie. - druga dziewczyna kiwnęła głową podrzucając w dłoni coś co wyglądało jak ananas.
- Ułć!

____________________________________________________________
Witajcie!
Powróciłam z rozdziałem po chyba roku nieobecności, ale postaram się dokończyć opowiadanie, nie stety ostatnio oderwałam się od tego fandomu, ale czytam "amełykanckie" fanfici i zdaje się to dawać efekty, jakby nie patrzeć pisanie rodziału zajęło mi coś ok. półtorej godziny, więc...
Nie wyszło mi czytanie Krwi Olimpu, przeczytałam 130 stron i oderwałam się, ale obiecuję, że postaram się przeczytać i doprowadzić opowiadanie do końca.

Miłego czytania, przekażcie mi co myślicie!
Pozdrawiam!

czwartek, 19 marca 2015

One Shot

Siedzę w ławce, uderzam moją bransoletką o blat. Modlę się do wszystkich bogów, żeby nauczyciel matematyki nie wyrwał mnie do odpowiedzi. Jedno spojrzenie na zegar - minuta. No teraz już nic mi chyba nie grozi. Szybko spoglądam na Dan'a, on bawi się swoim długopisem.
Trzydzieści sekund, jeszcze chwila, już jestem spakowana, kiedy nagle słyszę:
- Panno di Angelo, jaka jest odpowiedź?
Jestem martwa. - myślę.
Już mam odpowiedzieć, kiedy słyszę sygnał dźwiękowy oznaczający koniec ostatniej lekcji tego roku szkolnego.
To się nazywa uratowana przez dzwonek.
- Chętnie bym odpowiedziała, - odzywam się wstając - ale jak pan widzi, lekcja dobiegła końca. Możemy wrócić do tej rozmowy po wakacjach. Do widzenia! - chwytam Daniela za nadgarstek i wyciągam go z klasy. Pędzimy przez korytarze naszej szkoły, jesteśmy już z dala od niej.
- To gdzie teraz? - pyta mój przyjaciel.
- Ja kto "gdzie"? Do Obozu!
- Cieniem?  - upewnia się ze zmieszanym wyrazem twarzy.
Nie odpowiadam, znów łapie go za rękę i rozpływamy się w mroku.

Uwielbiam to uczucie, jakbym nie miała już swojej fizycznej postaci - wolność. Znów czuję ziemie pod stopami. Jesteśmy w lesie, Dan pada na trawę krzycząc.
- Stały ląd! O bogowie dziękuję! A ty! - odwraca się do mnie - Nigdy więcej mi tego nie rób!
- Nie dramatyzuj, tylko choć. Muszę znaleźć Beę.
Ruszamy do bramy obozu.
Daniel idzie w kierunku plaży, ja do domku Hadesa.
Rzucam torbę na drewnianą podłogę, rozglądam się po ciemnym pomieszczeniu. Uwielbiam tu być.
Nagle słyszę znajomy głos.
- Kto się pojawił?

.
.
.
.
.
____________________________________________________________________________

Chciałam Wam pokazać, że nadal żyję. Jest to wstęp do kolejnego działu mojego opowiadania.
Pozdrawiam!

sobota, 29 listopada 2014

Krew Olimpu

Notka:

Chcę Wam tylko oznajmić, że dopóki nie znajdę i przeczytam "Krwi Olimpu" to nie będę publikować kolejnych rozdziałów. Chcę, dotrzymać wierności oryginałowi. Pozdrawiam

poniedziałek, 24 listopada 2014

Rozdział 17

Nico

Pożegnań stało się zadość, siedzieliśmy na statku. Nigdzie jej nie było, przestałem szukać. Kaspian rozmawiał z Percym i Jasonem. Frank, Hazel, Piper i Kalipso machali z pokładu, Leon szykował swoje aparatury do odlotu. 
Kiedy już lecieliśmy nad Rzymem zauważyłem, że Annabeth mi się przygląda. To było dziwne, bo zazwyczaj byliśmy sobie obojętni, mijanie się bez słów itp. Podszedł do niej Percy, zaczęli o czymś rozmawiać. Postanowiłem zejść pod pokład, trafiłem do swojej kajuty.
Leżałem na łóżku, rozmyślałem o tym dlaczego nawet się nie pojawiła. Może nie powinienem był? Usłyszałem skrzypienie drzwi, uznałem, że to Hazel przyszła sprawdzić co zemną. Zmieniłem zdanie kiedy poczułem dotknięcie dłoni na moim ramieniu i zobaczyłem jasną skórę i pomalowane na czarno paznokcie. Wstałem jak oparzony, a kiedy się odwróciłem... Nie wierzę...
- Ciao Nico.- powiedziała tylko tyle.
Nie zdążyła nic dodać, nawet nie próbowała. Objąłem ją szybko, poczułem jak zarzuca mi ręce na kark.
- Myślałem, że się już nie spotkamy.
- Ciii... Wiem, powinnam z tobą porozmawiać...
Odsunąłem się od niej trochę, ale nadal ją obejmowałem.
- Chce wiedzieć, jak się tu dostałaś?
- Jak myślisz? -
Chwilę pomyślałem.
- Annabeth! To ona, prawda?
Zaśmiała się i położyła mi dłoń na policzku.
- Ti Amo, mio caro.* - wyszeptała i pocałowała mnie.

Percy

Po tym jak Annie opowiedziała nam wszystko przed wejściem na statek, byłem skołowany. No wiecie: Nico i... Nie podejrzewałbym tego, ale to nie koniec. Robiło się coraz dziwniej.
Nie powiem, czasami lubię być w centrum uwagi, ale kiedy pojawił się ten pegaz to była przesada! Oprócz tego upartego skrzydlatego rumaka, cała załoga uparła się, bym został tłumaczem.
Panie, powiedz mi gdzie ona jest! - odzywał się w mojej głowie kary koń.

 - Kto? Chodzi ci o...
O Tinę panie, nie mogę jej zostawić samej.
- No, w tej chwili to chyba na samotność nie cierpi.
Poczułem się głupio, wszyscy patrzyli na mnie jak na idiotę. W sumie to nic nowego...
- No co? Szuka Martiny! - zwróciłem się do nich. Potem popatrzyłem na pegaza. - No kolego będziesz musiał poczekać na...
- Poczekać na co? - Odezwał się ktoś za nami. Była pretor pojawiła się na pokładzie cicho (teraz potrzebujemy dwóch dzwonków),podeszła bliżej a za nią wyłonił się Nico. Nikt o nic nie pytał, choć bałem się, że Leo z czymś wyskoczy... Nie myliłem się...
- To co? To wy teraz jesteśc... Auuu - uciszył go łokieć Piper wymierzony w brzuch. - Może choćmy zjeść.


________________________________________________________________________________
Krótkie, ale szkoła zbyt mnie zajmuję, trudno mi jest znaleźć czas i pomysły by pisać.


Pozdrawiam!!!

*Ti Amo, mio caro. - Kocham cię, kochanie.

wtorek, 14 października 2014

Rozdział 16

Martina

- O bogowie! - oparłam się o Hurricane'a i przeczesałam włosy palcami. Nie mogłam uwierzyć w to co zrobił Nico. Miałam nadzieję, że to tylko kolejne zauroczenie. Przez te wieki które przeżyłam, poznałam wielu których byłabym w stanie pokochać, ale do żadnego nie poczułabym tego co czułam do syna Hadesa. Następnego dnia miałam odpowiedzieć na pytanie Artemidy, a sama nie wiedziałam czego chcę. Razem z pegazem poleciałam do domu i poszłam spać. Chciałam o tym zapomnieć, ale nie mogłam.

Kaspian

 Obudziłem się około siódmej, dzień wcześniej zająłem się papierkową robotą na następny tydzień. Złożyłem bogom ofiary i wróżyłem kilku legionistom - rutyna. Wykonałem wszystkie obowiązki i ruszyłem ze swoim łukiem i mieczem na arenę.
Była to mniejsza kopia Koloseum. Umiejscowiona w samym środku Miasta Senatu. Urządzaliśmy tam walki gladiatorów, czasami z potworami czasami z innymi półbogami. Ja sam chodziłem do niej poćwiczyć. Tym razem nie byłem sam.
Na skraju wielkiego placu wysoka brunetka okładała słomianą kukłę. To musiała być Kiara, bo kto inny tak bardzo krzywdzi niewinne manekiny? Swoje długie ciemno brązowe włosy spięła luźno z tyłu głowy. Tak, że większość delikatnych loków się wysunęło, ale tak wyglądała lepiej.
- Biedny manekin, już nikomu nie posłuży... - uśmiechnąłem się łobuzersko. Córka Bellony odwróciła się do mnie twarzą, i spojrzała mi w oczy.
- Chyba właśnie spełnił swoje zadanie?
- Tak, to musiała być wspaniała śmierć. Zostać rozprutym przez ciebie... - Podeszła do mnie.
- Wiesz jeśli bardzo chcesz, to z tobą mogę zrobić to sam. - zaproponowała.
- Emm, nie. Nie zamierzam ci przerywać randki z... manekinem. Nie miałbym serca stawać między wami... - położyłem rękę na sercu i pokręciłem głową.
- Hmm... Skończyłam z nim, nie zabierze mnie już nigdzie. - kopnęła to co zostało ze stracha na wróble. - Nudzi mi się, a może ty mnie gdzieś porwiesz? - posłała mi flirciarski uśmiech.
Obszedłem ją dookoła, Kiara tylko śledziła mnie wzrokiem. Zawisłem nad jej ramieniem i szepnąłem.
- Musisz mnie jakoś przekonać, a może się zgodzę. - obróciła się głową do mnie i odpowiedziała.
- Zamiast bawić się w podchody, po prostu zróbmy sobie mały sparing.
- Dla mnie spoko!
Ustawiliśmy się na przeciw siebie, ja miałem w ręce mój gladius. Niezbyt często go używałem, lepiej czułem się z łukiem. Kiara trzymała mocno dwa sztylety. Atakowała szybko i płynnie. Była świetna - sam ją uczyłem. Może nawet za świetna. Poczułem jak uderza w mój bark i podcina mi nogi, na szczęście (zwłaszcza moje) pociągnąłem ją za sobą. Zanim się zorientowała wisiałem nad nią, tak że nie mogła się podnieść.
- Chyba wygrałem! - uśmiechnąłem się.

Martina

  Chodziłam po sypialni w kółko. Kręciło mi się w głowie, miałam mdłości i czułam się jakbym za chwilę miała pójść na stos. "To co stało się wczoraj... Powinnam z nim o tym porozmawiać? Co powiedzieć Artemidzie? O Hadesie! Co ja mam robić?" 
Po upłynięciu kolejnej godziny podjęłam decyzję. Wybiegłam z sypialni, miasta i do świątyni. Przed figurą Jupitera stała rudowłosa dziewczyna.
- Pani... Wiem co zrobię.
Powiedziałam do Artemidy.


_________________________________________________________________________
Nie przeklinajcie mnie, błagam. W końcu napisałam nieszczęsny rozdział nr.16. (A niby 13 to pechowa liczba... O_o) Mniejsza, postaram się niedługo napisać next, ale nic nie obiecuję.
Pozdrawiam, Tynta!